Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nangar Khel: Trzech niewinnych [ZDJĘCIA]

Łukasz Cieśla
Izba Wojskowa Sądu Najwyższego uniewinniła wczoraj prawomocnie trzech żołnierzy oskarżonych o ostrzał Nangar Khel. Chodzi o dwóch st. szer. Jacka Janika i Roberta Boksę i kpt. Olgierda C. Czterech pozostałych będzie miało ponowny proces.

Dwaj spośród trzech uniewinnionych feralnego dnia obsługiwali moździerz. Byli najniżsi stopniem i wykonywali rozkazy przełożonych. Mieli nie wiedzieć, że strzelają w cywilne zabudowania. St. szer. Jacek Janik pod Nangar Khel był celowniczym moździerza, Robert Boksa ładował pociski. Jak zauważył Sąd Najwyższy, podawano im nastawy moździerza, a obaj wykonywali jedynie czynności techniczne. Wyrok SN: Janik i Boksa nie popełnili przestępstwa. - Cieszę się z uniewinnienia, ale przykro, że czterej pozostali dalej będą mieli proces - mówił wczoraj Jacek Janik.

CZYTAJ TEŻ:
ZOŁNIERZE - CO SIĘ Z NIMI DZIAŁO?
Rusza proces za ostrzał Nangar Khel. MON już nie zapłaci za obronę żołnierzy

W podobnym tonie wypowiadał się jego obrońca poznański adwokat Tomasz Krzyżanowski. Mecenas stwierdził, że liczy, że że w przyszłości wszyscy oskarżeni zostaną uniewinnieni.

Wczoraj, oprócz Janika i Boksy, uniewinniony został jeszcze kpt. Olgierd C. On dowodził bazą Wazi Khwa. Stacjonowali w niej wszyscy oskarżeni żołnierze. Poznańska prokuratura wojskowa zarzucała mu wydanie rozkazu ostrzału wioski. SN uznał wczoraj, że kpt. C. takiego rozkazu nie wydał. Na twierdzenia jego podwładnych, którzy także zasiedli na ławie oskarżonych i mówili, że padł rozkaz ostrzału wioski, nie znaleziono dowodów.

Żeby zrozumieć wczorajszy wyrok warto wrócić do wydarzeń z 16 sierpnia 2007 roku. Rankiem pod Nangar Khel doszło do ostrzału sił ISAF przez talibów. Kilka godzin później z odsieczą dotarli tam żołnierze wysłani przez kpt Olgierda C. Jeden pluton dysponował moździerzem o kalibrze 98 mm, drugi pluton moździerzem o kalibrze 60 mm.

Kpt. Olgierd C. został w bazie. Podczas przesłuchań zapewniał, że nie kazał ostrzelać Nangar Khel lecz mówił, by "opylić wzgórza". Czyli ostrzelać okolicę, gdzie mogli stacjonować talibowie. Ostrzał miał prowadzić moździerz o kalibrze 98 mm. Pod Nangar Khel pluton odpowiadający za kaliber 98 mm nie strzelał. Ostrzał, niespodziewanie dla innych żołnierzy, przeprowadził pluton dysponujący moździerzem 60 mm. W założeniach miał być jedynie wsparciem dla większego kalibru.
Teraz czterej członkowie tego plutonu będą mieli ponowny proces. Twierdzili, że: to kpt. C. kazał im ostrzelać wioski, oni nie chcieli wykonać rozkazu, a pociski spadły na domy wskutek wadliwego sprzętu.

Ponowny proces będą mieli ppor. Łukasz Bywalec, formalny dowódca plutonu, chor. Andrzej Osiecki nieformalny dowódca plutonu, mający posłuch wśród żołnierzy ze względu na swoją osobowość i doświadczenie, plut. Tomasz Borysiewicz, nazywany "prawą ręką" Osieckiego oraz st. szer. Damian Ligocki. Ten ostatni strzelał w kierunku wioski z karabinu maszynowego.

SN stwierdził wczoraj, że wątpliwości wokół postawy tej czwórki żołnierzy należy ponownie przeanalizować. A sąd pierwszej instancji błędnie uznał, że pojawiające się wątpliwości należy zinterpretować na ich korzyść.

Innymi słowy, SN stoi na stanowisku, że wątpliwości wokół ich postawy można wyjaśnić między innymi poprzez analizę zeznań świadków. A niektórzy świadkowie bardzo niekorzystnie mówili o działaniach części oskarżonych. Z zeznań wynikało, że mieli zamiar ostrzelania wioski i zdawali sobie sprawę z tego co robią.

- Wśród nas, żołnierzy, wiadomo, co się wydarzyło pod Nangar Khel. Niektórzy z oskarżonych przegięli i zachowywali się skandalicznie. Oficjalnie jednak "wersja dla prasy" jest taka, że ostrzał był przypadkiem, fatalnym zbiegiem okoliczności - mówili nam żołnierze będący na misji w Afganistanie.

Z kolei wysoki rangą polski wojskowy już wiele tygodni temu mówił nam, że od początku nie wierzył w winę kpt. Olgierda C. - Dobrze go znam, to zbyt mądry żołnierz, by kazać komuś ostrzelać cywilne zabudowania. A już kuriozalne jest twierdzenie, że taki rozkaz wydałby przy świadkach - mówił "Głosowi Wielkopolskiemu" wysoki rangą polski wojskowy.

Jednak skierowanie sprawy czwórki oskarżonych do ponownego rozpatrzenia, jak podkreślił wczoraj SN, nie oznacza, że są winni. Sąd pierwszej instancji ma ponownie przeanalizować ich postawę i wyjaśnić wątpliwości.

- Spodziewałem się takiego scenariusza i ze spokojem czekam na rozstrzygnięcia. Jestem niewinny i wierzę, że ostatecznie sąd to potwierdzi - podkreśla ppor. Łukasz Bywalec.

Komentarze po wczorajszym wyroku SN są bardzo różne. Obrońcy oskarżonych krytycznie odnieśli się do tego, że sprawa nadal będzie się toczyć. Jednak innego zdania jest gen. Marek Dukaczewski, były szef WSI.

- Wczorajszy wyrok to ważna wiadomość dla świata, że w Polsce poważnie podchodzi się do wyjaśnienia tej trudnej sprawy - komentuje gen. Dukaczewski.

Sprawę czwórki żołnierzy rozpatrzy teraz Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie. W składzie będą sędziowie, którzy w ubiegłym roku nie wydawali wyroku uniewinniającego. Wyroku, który wczoraj częściowo zakwestionował SN.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski