Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Naramowicka w Poznaniu. Tu się nie jeździ, tu się stoi

Karolina Koziolek
Naramowicka w Poznaniu: Zakorkowani, czyli gdzie diabeł chodzi... piechotą
Naramowicka w Poznaniu: Zakorkowani, czyli gdzie diabeł chodzi... piechotą Waldemar Wylegalski
Codziennie ponad 20 tysięcy mieszkańców Naramowic zastanawia się, jak wydostać się z osiedla. I jak tam wrócić. Ich liczba niedługo się podwoi. A już teraz tutaj pieszy porusza się szybciej od auta...

Klaudyna Gruszecka mieszka na Umultowie. Ulicą Naramowicką jeździ od 12 lat. Przejazd na Rataje, gdzie pracuje w Kompanii Piwowarskiej zajmuje jej 1 godz. 15 min. Z czasem znalazła swoje sztuczki, by ominąć korki, jak każdy z Naramowic. Mimo że nadrabia 4 km, do pracy jeździ teraz 35 min krócej, podróż zabiera jej zaledwie 40 min.

- Pierwszy objazd, jaki wymyśliłam, prowadził ulicą Rubież, równoległą do Naramowickiej. Wyjeżdżałam koło kościoła Matki Bożej Częstochowskiej przy Naramowickiej i byłam szczęśliwa, bo największe korki miałam wtedy za sobą. Zostawały jeszcze światła przy ul. Lechickiej i mogłam w końcu jechać - opowiada. - Gdy wyremontowana została ulica Dzięgielowa, Naramowicką tylko przecinam, a potem omijam szerokim łukiem. Skręcam w Umultowską, Serbską i wjeżdżam na Szelągowską - opowiada Klaudyna.

Ten objazd to dla niej codziennie dodatkowe 8 km. To trochę jak jazda przez Moskwę do Berlina? - pytam.

- Trochę tak, ale mimo dodatkowych kilometrów oszczędzam czas - mówi.

Z pracy wraca już Naramowicką, bo nauczyła się, że wszędzie jest podobny korek. Wraca godzinę. Jak jest dobrze.

Korki z Naramowic to chyba jedne z nielicznych w kraju, które wykorzystywane są politycznie, a nieistniejąca jeszcze ulica Nowa Naramowicka to jedna z najbardziej upolitycznionych ulic. W tej polityce są ludzie, którzy na co dzień żyją z korkami, a ich codzienność to opracowywanie alternatywnych tras dojazdu z punktu A do punktu B, byle nie Naramowicką. W ich historiach wiele zaskakuje, a najbardziej to, jak bardzo przyzwyczaili się do swojej niewygody. Naramowicka to, według badań, najbardziej zakorkowana i najwolniejsza ulica w Polsce. W godzinach szczytu samochody poruszają się tam w zawrotnym tempie 2,3 km/h.

Kto jest odpowiedzialny za dramatyczną sytuację mieszkańców Naramowic? Poprzednia władza? Obecna władza? Dlaczego przez tyle lat powstają kolejne znoszące się koncepcje, a nie zapadają żadne decyzje? Bloków wciąż przybywa, a nowej drogi, jak nie było, tak nie ma.

W czasie prezydentury Ryszarda Grobelnego pojawiło się kilka pomysłów, jak rozwiązać problem transportowy Naramo-wic. Jeden z pierwszych to - o dziwo - tramwaj. To był 2001 rok. Potem temat szybko wylądował w koszu. Przez kolejne lata Grobelny bronił się rękami i nogami, by tramwaju nie budować. Mirosław Kruszyński, jego zastępca, przygotowywał kolejne analizy pokazując, jak dobrym pomysłem jest budowa na Naramowice szerokiej arterii komunikacyjnej, trasy tranzytowej tzw. Nowej Naramowickiej. Inne pomysły to... trolejbus lub BRT, czyli szybki autobus. Zdaniem społeczników analizy magistratu były zmanipulowane. Przy ich sporządzaniu brane były pod uwagę dane wygodne dla władzy, mające potwierdzić założoną z góry tezę.

Społecznicy dowodzą, że najlepszym rozwiązaniem jest budowa Nowej Nara-mowickiej, ale w skromniejszej wersji - drogi jednojezdniowej razem z tramwajem. W latach 2012-2014 trwały przepychanki między władzą a reprezentantami mieszkańców. Ich zdaniem szeroka trasa tranzytowa zaszkodziłaby dzielnicy, podzieli ją, sprawi, że będzie większy ruch, hałas, a jakość życia spadnie.

- Sądzę, że budowa arterii komunikacyjnej aż do Biedruska mogła wynikać z zobowiązań Ryszarda Grobelnego wobec deweloperów, którzy tam budowali lub zamierzają budować - mówi Włodzimierz Nowak, który z ramienia ruchów miejskich zajmuje się m.in. tematem Naramowic.

- Analizy panów Kruszyńskiego i Grobelnego były zmanipulowane. Przede wszystkim nie przedstawiały kosztów utrzymania linii autobusowej czy trolejbusu. Tramwaj jest lepszy, bo może przewieźć więcej pasażerów niż autobus, a przy tak rozbudowanej sieci tramwajowej jego utrzymanie będzie tańsze - mówi Paweł Sowa, ze stowarzyszenia Inwestycje dla Poznania.

Mirosław Kruszyński, były wiceprezydent miasta za czasów Ryszarda Grobelnego odpowiada, że tezy społeczników są chybione. Jego zdaniem szeroka droga to wygoda dla mieszkańców, a najważniejsza jest budowa tzw. III ramy komunikacyjnej wokół Poznania. - Gdybyśmy zostali przy władzy, w tej chwili trwałaby przebudowa węzła na III ramie komunikacyjnej, czyli skrzyżowania ul. Naramowickiej z Lechicką. Mieliśmy gotowy projekt techniczny. Mieszkańcy wybrali co innego - mówi.

Nowa władza z tego pomysłu całkowicie zrezygnowała, ponieważ projekt nie uwzględniał tramwaju.

Życie w korkach
Tymczasem temat problemów komunikacyjnych Naramowic narasta. A właściwie rozpędza się. W listopadzie radni uchwalili nowy plan miejscowy dla wschodniej części dzielnicy zakładający wprowadzenie kolejnych 30 tys. mieszkańców w rejonie ulic Karpia, Czarnucha i Juranda. Jak będą dojeżdżać do swoich domów z centrum? Miasto obiecuje, że rozwiąże problem. Inwestycja ma się zacząć, ale czy się zacznie? Nie jest pewne czy miastu uda się zdobyć dofinansowanie unijne i rozpocząć budowę. A jeśli po Jacku Jaśkowiaku przyjdzie prezydent z inną wizją, który stwierdzi, że najwłaściwsze będzie wybudowanie nie trasy tramwajowej, a podróż poduszkowcem?

- Nawet nie chcę o tym słyszeć. Czekam na realizację obietnic wyborczych obecnej władzy miasta - mówi Paweł Sowa.

Mieszka na Naramowicach, na osiedlu Łokietka od 1988 r. Wspomina, że wtedy na Naramowicach mieszkało trzy razy mniej ludzi. - Pamiętam tu jeszcze pola i łąki - wspomina.

Potem w latach 90. zaczęły budować się bloki przy ulicach: Jasnej Roli, Bolka, Błażeja, Karpiej, na Wilczym Młynie - mówi.

Od 2000 roku, najsilniej widoczna przez ostatnie osiem lat, zaczęła się deweloperska ekspansja i „masówka”. Mieszkanie z widokiem na las chciały mieć tysiące poznaniaków. Większość to młode małżeństwa z małymi dziećmi. Większość z nich nie martwiła się dojazdem, albo wierzyła władzy, że nowa droga to tylko kwestia czasu. Z obietnic nie zostało nic. Część z nowych mieszkańców była spoza Poznania, jak Alicja Sępowicz, która dziś mieszka przy ul. Bolka, więc o problemach Naramowic nic nie wiedziała. Inni słysząc zapewnienia władz o tym, że budowa nowej drogi zacznie się już za momencik - tej władzy zaufali. Jeszcze inni jak Bartłomiej Mikołajczak, przesiedli się na rower. A wszyscy nauczyli się mapy Naramowic na pamięć, by móc zręcznie lawirować między korkami, nadkładając przy tym na krótkim odcinku do centrum nawet 4 km...

Szukanie alternatywy
Pomysły na ominięcie korków są różne: od wyboru tramwaju, przez rower po kilkukilometrowe objazdy.

Paweł Sowa, kiedy wie, że jedzie do centrum na spotkanie z kategorii „nie wolno się spóźnić”, wybiera „Pestkę”. A na pewno zawsze rano między godz. 7 a 9. Ze swojego domu ma do przystanku 1,5 km. Żeby zdążyć na spotkanie o godz. 9 w centrum, musi wyjść z domu na os. Łokietka o godz. 8.20. Mieszkaniec Piątkowa tę samą trasę pokonuje w 20 minut, połowę krócej. Sowa, mimo że Naramo-wicką do centrum ma najbliżej, omija ją.

- „Pestka” ratuje mi życie. Na przystanek chodzę pieszo lub podjeżdżam autobusem. Przesiadam się na „Teatralce”, po 30 min jestem w centrum. Wersja z tramwajem jest pewna - mówi . - W przeciwieństwie do autobusu jeżdżącego ul. Naramowicką, który zamiast planowych 20 minut jeździ dwa razy dłużej. Podróż potrafi zająć nawet 50 min.

Alicja Sępowicz na przystanek „Pestki” ma dalej, bo mieszka przy ul. Jasna Rola.

- Najpierw idę wzdłuż Lasku Piątkowskiego, jakiś kilometr. Docieram na przystanek autobusowy linii „51”. Autobusem dojeżdżam do „Pestki”. Czekam na „16”. Jadę kilkanaście minut i jestem na ul. Fredry, gdzie pracuję - opowiada.

Teoretycznie mogłaby jeździć linią „51” bez przesiadek, bo autobus jeździ właśnie do centrum. - Próbowałam. To nie ma sensu. Zajmuje dwa razy tyle czasu. Wolę się przesiadać, kombinować, ale nie stać w korkach - mówi.

Na Naramowicach mieszka od 6 lat i podobnie, jak pozostali, wciąż czeka na drogę. Dlaczego wybrała te dzielnicę?

- Nie jestem z Poznania, nie znałam problemów Naramowic. Ładna okolica w pewnej mierze rekompensuje niedogodności transportowe, ale i tak wszyscy żyjemy nadzieją, że sytuacja się w końcu poprawi - mówi Alicja.

Oni i tak nie mają tak źle. Gorzej mają ci, którzy mieszkają dalej na północ, albo na Umultowie, jak Klaudyna Gruszecka.

Dlaczego kupiła mieszkanie na Umultowie, wiedząc, że nie ma porządnej drogi?

- Słyszeliśmy zapewnienia, że droga zaraz będzie - mówi Klaudyna. - Potem okazało się, że władza tematem kompletnie się nie zajmuje. W każdym razie tak to wygląda z perspektywy zwykłych mieszkańców: że Naramowicka to żaden priorytet, że nie ma pieniędzy, a skoro ich nie ma, to po co się tym zajmować. Budżet na Naramo-wicką władza przesuwa pewnie na inne rzeczy, np. sypiącą się trasę katowicką, a my znowu zostajemy z niczym, z obietnicami - mówi.

Uchwalenie planów miejscowych, pozwalających na nową zabudowę mieszkaniową, gdy nie ma drogi, uważa za pozbawione logiki. - To, co robi władza jest chore - podsumowuje.

Bartłomiej Mikołajczak znalazł inny sposób na życie w korkach: rower. Przez 2,5 roku dojeżdżał nim z ul. Bolka do Wysogotowa, do Inei, gdzie pracował. To 15 km. Przejechał w tym czasie 12 tys. kilometrów. Teraz pracuje poza Poznaniem, więc rower musiał odstawić.

- Jeździliśmy do Inei razem z sąsiadem z ulicy dalej. Z tym, że on jeździł samochodem, ja rowerem. Kiedy ja dojeżdżałem do Wysogotowa, on był dopiero na skrzyżowaniu Naramowickiej z Lechicką - opowiada z przekąsem. - O 8.15 byłem po prysznicu i w garniturze. Dzięki rowerowi oszczędzałem około 20 minut. Zresztą nie byłem sam. O godz. 7 na Naramowickiej można spotkać wielu rowerzystów. Nie jestem lewakiem i rowerowym świrem. Uważam, że rower jest dla każdego. Zresztą proszę spojrzeć na Danię, tam połowa rządu jeździć rowerem. W Polsce to dla wielu dziwactwo - mówi Bartek.

Rowerem jeździ też Krzysztof Baranowski, który nomen omen pracuje w firmie Yanosik, twórcy aplikacji dla kierowców.

- Mieszkam przy ul. Bratumiły, do pracy dojeżdżam na Madziarską rowerem. To 4 km. Zajmuje mi to około 15 minut. Gdybym wybrał samochód, stałbym w najbardziej zakorkowanej części Naramowickiej. Około 40 min. Mam to przećwiczone - mówi.

Twórcy aplikacji Yanosik (nawigacja z komunikatorem) w ubiegłym roku, opierając się na danych kierowców z całej Polski, wyłonili najwolniejsze ulice w Polsce. Potem obliczyli dla nich średnią prędkość w godzinach szczytu. - Na pierwszym miejscu znalazła się moja Naramowicka! - mówi Krzysztof. - Średnia prędkość w godzinach szczytu wyniosła 2,3 km/h. Nie byłem specjalnie szczęśliwy, przecież dopiero co dwa lata temu tu kupiłem mieszkanie. Cóż, dziś rano było lepiej, sprawdzałem. O godzinie 8 odcinek od Łużyckiej do Sarmackiej miał średnią prędkość 6 km/h.

Mówi, że temat korków to przynajmniej łatwy sposób poznania sąsiadów. - To świetny pomysł na zagajenie rozmowy, bo temat jest na ustach wszystkich - śmieje się Krzysztof Baranowski. - Zdarzyło mi się o korkach rozmawiać w sklepie, u weterynarza, z taksówkarzem. Wszyscy tu mają swoje zdanie o korkach. Przynajmniej się integrujemy. Widzę, że mało kto wierzy w powstanie nowej drogi. Wszyscy nastawiają się, że będzie gorzej - mówi Krzysztof.

- Z żoną mieszkamy tu od niedawna, więc na razie karmimy się obietnicami władz. Cały czas śledzimy doniesienia w prasie, które brzmią obiecująco. Tak nam się wydaje... - mówi Krzysztof.

Czy zamieniłby mieszkanie na Naramo-wicach na inne, w mniej zakorkowanej części miasta?

- Nie - mówi jednoznacznie. - Cenimy bliskość przyrody, niedaleko płynie Warta. Lubimy chodzić na spacery, jeździć rowerem. Tutaj jest gdzie. Pracę mamy niedaleko. Świadomie podjęliśmy tę decyzję. A droga? Liczymy, że kiedyś w końcu powstanie - mówi.

Przewodniczący Rady Osiedla Nara-mowice Paweł Nowak mówi, że temat jest na wokandzie od 30 lat. W latach 80. pojawił się pomysł, by na Naramowicach zbudować pętlę autobusową. - Wtedy powstał też pomysł, by na Naramowicach stworzyć sypialnię Poznania - mówi.

Sam mieszka przy ul. Jasna Rola. - Z korkami zmagamy się wszyscy. Gehenna zaczyna się około 6.30, a kończy po 8. Najgorzej jest na odcinku od ul. Bolka do skrzyżowania z ul. Łużycką. Te kilkaset metrów czasem zdarza się pokonywać w 40 minut. Wszystko stoi - mówi.

On sam, gdy odwozi dzieci do szkoły, zamiast jechać w jej kierunku wraca na Jasną Rolę. - Dzięki temu docieram do Umultowskiej i dalej jadę przez osiedla piątkowskie do centrum - opowiada.

Zastanawia się, gdzie szukać winnego. - Chyba nie ma gdzie - odpowiada sam sobie. - Zaniedbania były przez szereg lat. Może teraz coś się ruszy. Jak nie teraz, to już nigdy - ocenia.

Co na to władza?
Zastępca prezydenta Maciej Wudarski, odpowiedzialny za przygotowanie inwestycji nowej trasy na Naramowice, mówi, że miasto ma pomysł na rozwiązanie problemu. Będzie przełom w sprawie?

Rozwiązaniem ma być z jednej strony ul. Nowa Naramowicka, z drugiej strony linia tramwajowa.

Tramwaj na Naramowice chcemy prowadzić w śladzie tzw. Nowej Naramowickiej, wykorzystując planowaną jedną jezdnię pod układ drogowy, a drugą pod torowisko tramwajowe. To ta sama koncepcja, którą forsują społecznicy zrzeszeni w stowarzyszeniu Inwestycje dla Poznania.

Nowa Naramowicka będzie poprowadzona korytarzem od ul. Lechickiej, równolegle do obecnej Naramowickiej, ale na zachód od niej. Dodatkowo przewidziane są chodniki, ścieżki rowerowe oraz pas zieleni.

Dlaczego w temacie nic się nie dzieje?

- Wręcz przeciwnie. Od czasu objęcia władzy było to przedmiotem intensywnych prac, licznych narad, ale kluczowe są dwie zlecone analizy, które mają dać odpowiedzi na pytania o poprowadzenie nowej drogi. Jedną wykonał już dr Jeremi Rychlewski z Politechniki Poznańskiej. Analiza utwierdziła nas w przekonaniu, że przeprowadzenie tramwaju na Naramowice jest możliwe. Decyzja polityczna w tej kwestii już zapadła - tłumaczy Maciej Wudarski.

Dr Rychlewski zaproponował pięć lokalizacji pętli tramwajowej na Naramowi-cach. Cztery z nich znajdują się jeszcze przed torami, jedna mieści się przy ul. Bożydara za torami. - Wybraliśmy właśnie tę opcję - mówi Wudarski.

Jest najdroższa, ale dzięki temu z tramwaju będą mogli korzystać także mieszkańcy Umultowa. Łączny koszt tej inwestycji, tj. prowadzenie tramwaju od pętli Wilczak do ul. Bożydara, wraz z niezbędnym układem drogowym, to około 270 milionów złotych.

- W przyszłym roku sporządzimy wniosek o dofinansowanie. Już prowadzimy rozmowy w tej sprawie z Ministerstwem Rozwoju, mamy też zatwierdzoną strategię tej inwestycji przez Urząd Marszałkowski. Liczymy, że umowę o dofinansowanie tej inwestycji podpiszemy najpóźniej do czerwca 2017 r. - mówi nam Piotr Wiśniewski, dyrektor Biura Koordynacji Projektów i Rewitalizacji Miasta.

Jak mówi nam zastępca prezydenta Maciej Wudarski inwestycja ma zacząć się w 2019 r. - I musi zostać zakończona do 2022 r. ze względu na rozliczenie funduszy unijnych - mówi.

Koszty inwestycji mają rozkładać się po połowie po stronie miasta i środków zewnętrznych.

Do rozwiązania są wciąż jednak problemy związane z drugim etapem inwestycji, czyli prowadzenia linii tramwajowej od pętli Wilczak do ul. Estkowskiego. Scenariuszy jest kilka. Wszystkie zależą od możliwości nośnych skarpy na ulicy Szelągowskiej.

- Zleciliśmy naukowcom z PP specjalistyczną analizę skarpy. Dowiemy się z niej czy poprowadzenie linii tramwajowej ul. Szelągowską jest możliwe oraz ile będzie to kosztowało. Gdy okaże się, że skarpa wytrzyma, miasto będzie posiadać środki na wkład własny oraz uzyskamy niezbędne dofinansowanie - rozpoczniemy drugi etap inwestycji niemal równolegle z pierwszym. To wariant optymalny. On też będzie musiał zakończyć się do końca 2022 r. - mówi wiceprezydent Wudarski. - Ewentualny brak środków spowoduje konieczność przesunięcia II etapu inwestycji na później, czyli po 2022 roku.

- Jeśli ze względu na przeszkody techniczne trzeba będzie zrezygnować z przebiegu linii tramwajowej ulicą Szelągowską, miasto ma dwa scenariusze. Tramwaj z Naramowic poprowadzi tylko do Wilczaka lub do ul. Murawa i stamtąd pasażerowie pojadą dalej Winogradami do centrum. Żadne z tych rozwiązań nie gwarantuje jednak optymalnych przebiegów - mówi Maciej Wudarski.

Odpowiedź na pytanie o możliwości skarpy ulicy Szelągowskiej powinny być znane za dwa, trzy miesiące.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski