Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie będę pisał nowych kolęd, bo to zajęcie co najmniej niestosowne - mówi Jan Kanty Pawluśkiewicz

Marek Zaradniak
Jan Kanty Pawluśkiewicz
Jan Kanty Pawluśkiewicz Wojciech Matusik/Polskapresse
Jan Kanty Pawluśkiewicz, kompozytor, współtwórca zespołu Anawa wspomina Marka Grechutę i Andrzeja Zauchę oraz zdradza dlaczego nie pisze kolęd.

Znamy Pana m.in. z takich utworów jak "Nieszpory ludźmierskie" czy napisane na zamówienie Filharmonii Poznańskiej oratorium "Radość miłosierdzia". Jak dziś się pisze muzykę religijną?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Trudno powiedzieć, bo ja nie piszę muzyki religijnej. Rzeczy, które pan wspomniał, nie dotyczą liturgii. Są jakby okołoliturgiczne. "Nieszpory" nie są liturgią, a śpiewaniem psalmów z koniecznym uwzględnieniem Magnificat. Podobnie koncert "Radość miłosierdzia" zamówiony przez Filharmonię Poznańską z okazji 30-lecia pontyfikatu Jana Pawła II. Mają szlachetną wymowę w tym sensie, że "Nieszpory" to bardziej lekka wersja koncertowa niż obrzędowa, a "Radość miłosierdzia" miała wyraźną dedykację. Muzykę religijną pisze się tak jak zamówienie na każdy inny utwór. Ja zajmuję się pisaniem muzyki teatralnej, filmowej, telewizyjnej, koncertów takich jak "Harfy Papuszy", w językach obcych, w języku cygańskim, do języka Dantego Alighieri. Jednym słowem są to dwa z sześciu dużych koncertów symfonicznych, które napisałem.

Koncert "Nieszpory ludźmierskie" jest pochodzenia śmieciowego.

Skąd się wzięła trwająca do dzisiaj popularność "Nieszporów"? Czy zadecydowali o tym wykonawcy, których Pan zaangażował, a więc niemal cały poetycki, śpiewający Kraków?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: No i wasza poznanianka Hanna Banaszak. Taka popularność jest trudno przewidywalna. Natomiast z perspektywy 20 lat trzeba powiedzieć, że jest to napisane rzetelnie, ma swoją urodę i udało się zaangażować wspaniałych wykonawców, którym zawdzięczamy ten rodzaj popularności. Wypada ich wymienić: Elżbieta Towarnicka, Beata Rybotycka, Hanna Banaszak, Grzegorz Turnau, Jacek Wójcicki i Zbigniew Wodecki. To gwiazdozbiór, który gwarantuje wysokiej klasy wokalne umiejętności, a z drugiej strony znakomity warsztat polegający na tym, że dykcja umożliwia przekaz poezji Leszka Aleksandra Moczulskiego do ludzi, którzy siedzą na koncercie. Oni nie muszą wsłuchiwać się w nagrania. I na koniec powiem, że te pieśni są... wyniesione z kosza na śmieci.

Jak to?

Jan Kanty Pawluśkiewicz: Tak. Koncert "Nieszpory ludźmierskie" jest pochodzenia śmieciowego. Wiem, że to popularne dziś słowo.

Co znaczy dla Pana pochodzenie śmieciowe?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Oznacza tematy, które na przestrzeni wielu lat robiłem dla filmu, dla różnych reżyserów, dla teatru i dla telewizji i z różnych względów zrezygnowano z nich, nie dostrzegając w nich specjalnych wartości muzycznych przydatnych do danego obrazu czy spektaklu teatralnego. Ja do tych tematów po latach wróciłem, zaaranżowałem na orkiestrę symfoniczną i okazuje się, że to ma sens. Ale zarazem potwierdza regułę, że to, co się sprawdza na koncercie, niekoniecznie sprawdza się jako temat filmowy czy odwrotnie - to, co się nie sprawdza w zamówieniu, sprawdza się jako rzecz samodzielna. Nazywam te utwory śmieciowymi, bo wcześniej były w koszu.

Niedawno Polskie Radio wydało Pańską antologię. Są tam piosenki Marka Grechuty, Andrzeja Zauchy i "Harfy Papuszy". Skąd taki wybór i jakie jest miejsce "Harf Papuszy" w Pańskiej twórczości?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: To jeden z ważniejszych utworów, o ile nie najważniejszy, ale te trzy płyty są zapowiedzią dwunastu, które złożą się na antologię. Będzie wydawana przez cały rok co kwartał. "Harfy Papuszy" są dla mnie bardzo ważne, ponieważ to moje prywatne odkrycie nadzwyczajnej, wybitnej poezji naszej polskiej Cyganki Bronisławy Wajs. Było to moje prywatne zamówienie, które zrealizowałem dla siebie nakładem dwóch i pół lat pracy i poszukaniem potrzebnego pół miliona złotych. Przejeździłem 30 tys. kilometrów, aby przekonać ludzi, że ten koncert ma sens. Odbył się jeden koncert na krakowskich Błoniach dla 10 tys. ludzi. W tym celu nawet Krzysztof Jasiński zbudował tam amfiteatr. Takie numery żeśmy wtedy wyczyniali! Teraz by to pewnie było niemożliwe. Dziś jest to koncert trochę zapomniany. Odkryty przez państwa Krauze częściowo użyty w filmie "Papusza". Jeśli chodzi o jego całość, to moim zdaniem jest to najlepszy mój koncert. Dzięki inicjatywie Polskiego Radia wydane zostaną wszystkie moje utwory, a więc i te lekkie piosenki z Markiem Grechutą i Andrzejem Zauchą, będzie koncert poznański, będzie koncert wielkanocny, będą "Nieszpory ludźmierskie", będzie muzyka filmowa, teatralna, i autorska płyta Grzegorza Turnaua z moimi piosenkami. Tak to się zapowiada. Taki jest ten pejzaż.

Jak wspomnieliśmy, są w tej antologii m.in. nagrania Marka Grechuty i Andrzeja Zauchy. Obaj swego czasu współpracowali z zespołem Anawa. Czym się różnili?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Z inicjatywy Polskiego Radia chcieliśmy wydać rzeczy, które były znane, ale nie były publikowane w radio. Znane z nagrań dokonanych przed wielu laty na płyty dla Polskich Nagrań. Natomiast nagrania, które są na tej płycie, o tyle mają inną temperaturę, i inny rodzaj ekspresji, a czasem też i budowę, bo to były rzeczy nagrane najpierw dla radia. To były premiery radiowe, a dopiero po roku czy dwóch trafiały na płyty dla Polskich Nagrań. Po latach mają dla mnie kolosalny walor świeżości, niepowtarzalnej wczesnej ekspresji i organizacji muzycznej chłopaków, którzy z ogromnym napięciem i rzetelnością nagrywali w latach 1968/69 na zaproszenie radia. A więc jest to taki rodzaj prezentu od radia, a ja doceniam takie prezenty. To przypomnienie innych wersji tych piosenek, których ludzie nie słyszeli i nie znają. Natomiast w przypadku Zauchy jest to płyta wzbogacona o cztery czy pięć nagrań dodatkowych zrobionych dla radia. To pokazuje, jak się kiedyś te utwory zaczynały i jak się potem przekształciły w te znane z płyt.
Czym różnili się Marek i Andrzej?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: To były dwie skrajne osobowości. Andrzej umocowany w jazzie z zacięciem do jazzrocka, do popu, do rzeczy popularnych ze znakomitym warsztatem i możliwościami wokalnymi. Marek nie miał takiej dynamiki wokalnej. Natomiast był niepowtarzalny, jeśli chodzi o kompetencję w sensie poezji, erudycji poetyckiej. Miał zupełnie inną wrażliwość, inny rodzaj brzmienia i estetyki. To były osoby krańcowo różne i dlatego zdecydowałem, aby po rozstaniu się z Markiem spróbować współpracy z osobowością zupełnie innej rangi.

Dlaczego Marek Grechuta odszedł od zespołu Anawa?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Marek nie odszedł. To ja zrezygnowałem z dalszej współpracy z nim i tak się złożyło, że zespół nie poszedł za Markiem, ale za mną, a Marek założył inny zespół.

WIEM, czyli W Innej Epoce Muzycznej...
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Tak. A potem ja zatęskniłem za Markiem i po czterech latach znowu spotkaliśmy się, aby zrobić wspólnie "Szaloną lokomotywę, ale po "Lokomotywie" nasze drogi się znów rozeszły.

Czy utwory znajdujące się na płycie to całość "Szalonej lokomotywy"?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Chciałem, aby zamieszczono wszystkie utwory, a przede wszystkim, aby dało się odczuć dramaturgię "Szalonej lokomotywy", jaką z Markiem wymyśliliśmy. "Szalona lokomotywa" składa się z 17 tematów, ale to jest zamknięty dramaturgicznie musical i nie chciałbym z tego robić piosenek rozszarpanych.

Rozmawiamy w okresie świąt Bożego Narodzenia. Czy Pan również kiedyś pisał kolędy. Nowych kolęd jest wiele, ale Pańskich jakoś nigdzie nie spotkałem?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Nie, nie piszę kolęd i nie zamierzam.

Dlaczego?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Uważam, że to zajęcie co najmniej niestosowne. Polskie kolędy są piękne, ale gdy śpiewa je jakiś wycirus, nie mając pojęcia co jest treścią "Lulajże Jezuniu" i wzmacnia to aparaturą elektroniczną to jest rzecz dziwna. Nie ma tego charakteru, jaki powinna mieć kolęda. Bo kolęda to jest rodzaj zamarzenia, zanurzenia się w tradycję, a to hucpiarstwo jest powierzchowne. Jeszcze gdy te ,,kolędy" tłuką potem w supermarketach, to jest tylko pogoń za pieniędzmi. Może mówię radykalnie, ale nie chciałbym do tego stada dołączyć.

Czego nowego możemy się spodziewać od Jana Kantego Pawluśkiewicza w nowym roku?
Jan Kanty Pawluśkiewicz: Koncertu klarnetowego "Carossa". Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować go do końca maja. Dedykowany jest Krakowskiemu Kwartetowi Klarnetowemu. Trwają próby i negocjacje z wybitną mezzosopranistką, dla której piszę pieśni oparte na oryginalnych tekstach Dantego Alighieri. Koncert "Carossa" będzie połączony właśnie z tymi pieśniami.

Rozmawiał: Marek Zaradniak

Jan Kanty Pawluśkiewicz urodził się 13 października 1942 w Nowym Targu, kompozytor piosenek, muzyki teatralnej, filmowej i telewizyjnej oraz oratoriów. Absolwent średniej szkoły muzycznej i Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej. Swą działalność artystyczną rozpoczął w roku 1967 w zespole Anawa, z którym wspópłracował do roku 1980. Ogromną popularność przyniosło mu oratorium "Nieszpory ludźmierskie". Dla Filharmonii Poznańskiej skomponował oratorium "Radość miłosierdzia", ale za najważniejszy swój utwór uważa "Harfy Papuszy" .

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski