Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie odcinamy kuponów, przeciwnie - zaczynamy wszystko od zera - mówi Maciej Sobczak

Marek Zaradniak
Maciej Sobczak, lider zespołu Hot Water
Maciej Sobczak, lider zespołu Hot Water Bartek Rogalewicz
z Maciejem Sobczakiem, gitarzystą, kompozytorem i wokalistą, liderem poznańskiej grupy Hot Water o jej przeszłości i powrocie na rynek

W piątek wieczorem wystąpicie w klubie Blue Note w ramach Głos Rock Festiwalu. Promujecie pierwszą od 14 lat płytę waszej grupy zatytułowaną „Elektryczny Kot”, a wydaną przez My Music. Czym było spowodowane tak długie mil-czenie fonograficzne?
Tym, że zespół się zawiesił, a właściwie się rozpadł. Powstała grupa Boogie Chilli. Część grupy ruszyła w kierunku bluesa. Tak naprawdę chyba trochę wypaliliśmy się i mieliśmy już sporo żalu, że nasza przedostatnia płyta w ogóle nie zabrzmiała. A uważaliśmy, że jest nienajgorszą polską płytą. Tak krok po kroku przyszła trochę dekadencja i mało wiary. W związku z tym zespół zwolnił, a potem się zatrzymał i przestał działać.

Co się z wami działo przez te 14 lat? Z czegoś przecież musieliście żyć. Było Boogie Chilli, ale co jeszcze?
Darek grywał z różnymi zespołami. Nie jestem ich w stanie wszystkich wymienić. Pracował również w swojej firmie. Robert trzymał się Żuków i też działał w różnych miejscach, a ja zacząłem wyjeżdżać coraz częściej z Poznania. Znalazłem sobie niszę w Bieszczadach. Zacząłem pracować u mojej koleżanki Kaśki Wolan. Zacząłem robić ikony. Przygotowywałem je do pewnego momentu. Potem robiłem swoje. Gdypołamałem cztery palce w obu rękach stwierdziłem, że granie już w ogóle nie ma sensu. Ta cała otoczka związana z graniem. jeden wielki rock and roll, przestała mnie bawić. Zmieniają się upodobania, tryb życia i czasami smaczniejsza jest herbatka, co nie znaczy, że staję się stary.
W pewnym momencie prowadziliśmy bardzo intensywne życie. Jako Hot Water byliśmy rozrabiakami i jako Boogie Chili też. Czas ku temu był. Ja trochę zwolniłem zwłaszcza dlatego, że miasto przestało mi się podobać. Przestało mnie w ogóle interesować.

Ale w pewnym momencie znów zeszliście się jako Hot Water. Jak to się stało?
Maciej Rzeczycki i Paweł Zdanowicz czyli firma Tone Zone zrobili dla mnie gitary, którymi mnie kompletnie zaskoczyli, bo to cigar boxy.

Wyjaśnijmy co to są cigar boxy?
To gitara zrobiona z pudełka po cygarach, z pudełka po papierosach albo z innego pudełka. Oni tak naprawdę zbudowali to od zera. Gryfy tych gitar są zrobione pode mnie. Jedna jest taka, że gram na niej tylko slidem. Dwie pozostałe to piątki strojone w cis. Trochę się sam śmieję i inni się ze mnie śmieją, że to takie gitary, na których tylko ja umiem grać. A wracając do tego, że znów zeszliśmy się, to drugą przyczyną był fakt, że Maciek Krenz po latach, a znaliśmy się od 30 lat nagle się odezwał i zaproponował: A może byśmy coś zrobili? Ja, przyzwyczajony, że piszę coś do szuflady stwierdziłem: Dlaczego nie? I tak wolnymi krokami doszło do tego spotkania.

Jak zmienił się Hot Water w porównaniu z zespołem sprzed 14 lat?
Prościej będzie mówić kto pozostał czyli Darek Nowicki na perkusji i Maciej Sobczak. Robert musiał zrezygnować z powodów osobistych, ale zastąpił go Piotrek Tarnawski i dochodzi do nas gdy Maciek Zdanowicz na gitarze. Współpracuje też z nami Bartek Szopiński na klawiszach. A jeśli chodzi o brzmienie myślę, że ma jedną cechę wspólną. Utwory są różne, troszeczkę eklektyczne, zbierane z różnych miejsc. Natomiast płytę determinuje brzmienie nowych instrumentów. Ona powstawała około roku. Kiedy był gotowy jeden utwór wchodziliśmy do studia i nagrywaliśmy. A więc inaczej niż kiedyś, kiedy się pisało cały materiał, a potem się go ogrywało. Siedziało się na próbach po czym stawiało się sprzęt i spędzało dwa, trzy tygodnie w studiu. Tutaj było inaczej. Część materiału nagrałem w domu, w swoim pokoju, zanosiłem go do zmontowania do Przemka Ślużyńskiego w MM Studio.

Tytuł „Elektryczny Kot” intryguje...
Lubię koty. Otaczają mnie przez całe życie. Tytuł wyszedł w zasadzie trochę spontanicznie. Na początku płyta miała się nazywać „Nasz niepoukładany dom i elektryczny kot”. „Elektryczny kot” wziął się stąd, że w trakcie nagrywania chyba „Anioła” jeden z moich kocurów spał dokładnie na środku moich kolan. A więc to chyba takie spontaniczne skojarzenie.
Czy teraz będziecie nagrywać częściej? Czy to już stała reaktywacja grupy?
Zobaczymy jaki jest rynek, świat się zmienia. To nie jest tak, że my w tej chwili wracamy, aby odcinać kupony. Musimy zrobić wszystko od początku. Od samego początku. To jest trudniejsze o tyle, że mamy trochę więcej lat i może tej spontaniczności jest trochę mniej. Natomiast zamysł jest taki, żeby pracować, żeby grać, robić utwory. Jak wiadomo bycie muzykiem to zawód interaktywny. Jeśli będziemy akceptowani i chciani przez publiczność to będziemy działać. Jeżeli nie to będzie gorzej.

W piątek koncert w Blue Note, a dalsze plany koncertowe?
Są plany związane z grupą Happysad , która teoretycznie nie pasuje do nas do końca, bo to dziwne zestawienie, ale chcemy spróbować. Dlaczego nie? Mamy parę koncertów, ale w odróżnieniu od przeszłości mam ten komfort, że zajmuje się tym mój menedżer i on wie kiedy one się odbędą. Ja dostaje tylko powiadomienie kiedy i gdzie mam się stawić.

Rozmawiał
Marek Zaradniak

Hot Water, Głos Rock Festiwal, Blue Note (ul. Kościuszki79), 3 lutego, godzina 20(wejście od godziny 19), bilety: w przedsprzedaży: 35-50 zł, w dniu koncertu 45-60 zł

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski