Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie żyje Yann Gontard, były prezes Gazety Poznańskiej i Expressu Poznańskiego

Kamilla Placko-Wozińska, Renata Borusińska
Nie żyje Yann Gontard
Nie żyje Yann Gontard fot. archiwum prywatne Yann Gontard
W piątek, 19 marca 2021 roku, zmarł w Warszawie Yann Gontard, były prezes nieistniejącej już Gazety Poznańskiej i Expressu Poznańskiego oraz dyrektor Sodexo Polska. Postać wyjątkowa dla wielu poznańskich dziennikarzy. Pokonał kilkanaście maratonów i triathlonów, a przegrał walkę z COVID-19. Swojego byłego szefa wspominają jego byli podwładni.

Wspomina Kamilla Placko-Wozińska, przez lata dziennikarka i redaktorka Gazety Poznańskiej, a potem Głosu Wielkopolskiego.:

Gdy w latach dziewięćdziesiątych pojawił się w gmachu prasy przy ul. Grunwaldzkiej 19, dla nas, dziennikarzy i wszystkich pracowników Gazety Poznańskiej, Yann był zjawiskiem dotąd nieznanym. Nagle dostaliśmy niespełna trzydziestoletniego prezesa, Francuza (świetnie mówiącego po polsku) i w dodatku rugbistę. Od początku zaskakiwał nas, zarażał swoją energią i sportowym duchem.

Przeżyliśmy z nim niejedną szkołę przetrwania, gdzie trzeba było tarzać się w błocie, jeździć po wertepach terenówkami, spływać kajakami, czy skakać na linie z mostu. Naciskał nas, że człowiek musi pokonywać własne lęki, ale potem rzeczowo dyskutował, pokonanie którego strachu wymagało większej odwagi – lot na linie nad rzeką czy odmówienie prezesowi… Ale stresy też mogliśmy odreagować, na polecenie prezesa, na leśnej drodze, rzucając w niego i resztę zarządu jajkami...

To Yann pokazał nam po czym poznać prawdziwego szampana. Z butelką w ręku informował nas o sukcesach naszych gazet. Po czym otwierał ją, oblewał trunkiem dziennikarzy i mówił, że prawdziwy szampan nie zostawia śladów na ubraniach. A gdy coś szło nie tak, nie szukał winnych wśród nas, a rozwiązania problemów.

Pracował z radością, którą i nas zarażał. I niejeden raz zaskakiwał. Kiedyś, w tajemnicy przed redaktorem naczelnym, zaprosił na ekskluzywną kolację szefów wszystkich działów. Naczelny, Piotr Cegłowski, był przekonany, że idzie na kolejne biznesowe spotkanie z reklamodawcami. Gdy wszedł do lokalu i spojrzał na zestawione stoły, zdumiony spytał: - A co oni tu robią?

- Zaprosiłem ich, bo ta cała kolacja to tylko dwie strony reklam w gazecie, które też dzięki nim mamy – wyjaśnił Yann. Lubił być z nami, chętnie spotykał się po pracy i sprawiał, że byliśmy nie tylko znajomymi z pracy, ale i paczką przyjaciół.

Potrafił być zarówno dobrym szefem jak i kolegą. Jak dobrym, o tym przekonało się wielu z nas, gdy odchodził. Nie zostawił nikogo, kto tego potrzebował bez pomocy. A do tych, którzy zostali przy Grunwaldzkiej chętnie wracał. To wpadł niespodziewanie na kolegium redakcyjne, to przy okazji wizyty w Poznaniu zorganizował spotkanie „eki”. Nigdy nie staliśmy się dla niego zamkniętym rozdziałem na ścieżce kariery.

Wpłynął na każdego, kto go spotkał na swojej drodze. Sprawił chyba, że staliśmy się fajniejsi, ale on był jeszcze fajniejszy.

Najbardziej niekonwencjonalny szef, jakiego było mi dane spotkać

- Pracowałam w marketingu w banku, kiedy w grudniu 1998 spotkałam się z Yannem. Nie miałam zamiaru zmieniać pracy i podczas pierwszej rozmowy powiedziałam mu, że nie czytam „Gazety Poznańskiej”, bo jest beznadziejna. Wtedy zapytał ile musi mi zapłacić, żebym dla niego pracowała. No i tak się zaczęło

- pisze Renata Borusińska. I wspomina:

Najbardziej niekonwencjonalny szef, jakiego było mi dane spotkać, a było tych szefów wielu. Wprowadził zasadę płacenia złotówki za minutę spóźnienia na zebrania redakcyjne. Bardzo to było dyscyplinujące, ale kiedyś zapowiedział wspólną naradę i …zapomniał. Minęło 180 minut, zanim się pojawił w redakcji. Zapłacił co do złotówki. Oczywiście, te wpłaty przeznaczone były na szczytny, towarzyski cel.

Kiedy „Poznańska” przeniosła druk do nowej, własnej drukarni, na polski rynek wchodził koncern Media Markt. Za naprawdę wielkie pieniądze agencja wykupiła kilka reklamowych stron w full kolorze, ale nasi nieobeznani z nową maszyną drukarze źle ustawili kolor i zamiast soczystej czerwieni pojawiły się całe metry jaskrawych, różowych jak malina magentowych stron. Na szczęście ktoś to w porę zauważył i udało się zapobiec katastrofie, wstrzymano druk i podmieniono kolor.

Yann w takich sytuacjach był dość „radykalny”, więc blady strach padł na redakcję i dział reklamy. Zwołał wszystkich do newsroomu, wszedł na moje biurko (miał co najmniej 190 cm wzrostu), podparł się pod boki i powiedział – Jestem na was …taka wkurzona!

Oczywiście, użył innego słowa. I nie mógł zrozumieć, dlaczego wszyscy zaśmiewają się do łez. Nota bene – nie miałam nic wspólnego z tym feralnym drukiem, ale też dostałam naganę. Ustną, tak na wszelki wypadek.

Każdy dzień pracy z Yannem Gontardem był przygodą

Kawalarz, z niezwykłym poczuciem humoru, jednocześnie kreatywny, ale i radykalny jako prezes nauczył nas więcej niż mogliby to zrobić najlepsi teoretycy. Każdy dzień pracy z Yannem Gontardem był przygodą. Nie umiem myśleć o nim w czasie przeszłym.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski