Zdaniem Jakuba Andrzejczaka, hodowcy ptaszników z Poznania, rozwiązanie przewidujące oddawanie zwierząt jest nierealne. - Hodowle najbardziej niebezpiecznych węży czy pajęczaków mają na ogół charakter komercyjny - mówi. - Są zresztą dobrze zabezpieczone. Nie wyobrażam sobie, jak można nakazać po prostu oddanie zwierząt - mówi.
Także same ogrody zoologiczne nie są przygotowane do ich odbierania.
- Sprawa jest złożona - twierdzi Lech Banach, dyrektor ogrodu zoologicznego w Poznaniu. - Przede wszystkim w zoo mamy zwierzęta zdrowe. Te w prywatnych rękach na ogół nie mają żadnych świadectw medycznych. Potrzeba więc miejsca, gdzie mogłyby przejść w izolacji kwarantannę. Kolejny problem to koszty utrzymania zwierząt. Kto da na to pieniądze? - zastanawia się Banach.
W przypadku zwierząt jadowitych kłopot jest podwójny. Każda instytucja, która je przetrzymuje, musi zaopatrzyć się w odpowiednią surowicę, a także mieć przeszkolony personel. Zarówno surowice, jak i szkolenia są bardzo kosztowne. Pieniądze na ten cel dostały tylko trzy ośrodki w kraju. Poznania wśród nich nie ma.
A skala problemu może okazać się całkiem znaczna. Zwierząt zaliczanych do najbardziej niebezpiecznych może być w prywatnych rękach nawet kilkanaście tysięcy. Wilki, niedźwiedzie czy wielkie koty zdarzają się sporadczynie, ale węży, skorpionów czy jadowitych pająków liczy się już w tysiącach.
- Wiele z nich trafi po prostu na ulice - twierdzi Bartłomiej Gorzkowski, szef jedynego w Polsce przytuliska dla zwierząt egoztycznych przy schronisku w Lublinie. - Dwa lata temu, gdy podobne rozporządzenie miało wejść w życie, w ciągu tygodnia tylko u nas odłowiliśmy 12 jadowitych węży. Cud, że nikogo nie ukąsiły. Teraz będzie nie lepiej - twierdzi.
Wszyscy zgadzają się jednak, że sprawę trzeba uregulować. Jak? Co do tego zgody już nie ma. Hodowcy opowiadają się za rozwiązaniami stosowanymi w wielu krajach Europy Zachodniej, np. w Niemczech. - Tam każdy może hodować wszystko, pod warunkiem, że otrzyma stosowne pozwolenie - mówi Jakub Andrzejczak. - Niekiedy, aby je otrzymać, są wymagane nawet testy psychologiczne. Kontrola warunków, w jakich zwierzę ma być trzymane, jest oczywista. I jest ochrona: i hodowców, i postronnych, i samych zwierząt.
A że problem jest aktualny, świadczy niedzielne zgłoszenie do straży miejskiej od mieszkanki Poznania. Kobieta poinformowała, że w domu na ul. Skarbka grasuje ogromny pająk. Prawdopodobnie był to ptasznik. Na miejscu okazało się jednak, że zagrożenie minęło, bo pająk był już martwy. Nie wiadomo, w jaki sposób tam się znalazł. Prawdopodobnie uciekł z prywatnej hodowli. Wsp. NYT
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?