Koszmar dalmatyńczyka, którego, jak zeznają świadkowie, właściciel traktował jak worek treningowy, na którym mógł wyładować swoją agresję, trwał co najmniej rok. Z ich zeznań wynika, że pies był bity, głodzony, a nawet... gryziony.
Pierwszy proces przeciwko właścicielowi psa skończył się jednak umorzeniem. Sąd podjął taką decyzję, kiedy biegli psychiatrzy orzekli, że oskarżony jest osobą chorą psychicznie. Nie orzekł jednak przepadku zwierzęcia - co jest niemal standardem w tego typu sprawach. Uznał bowiem, że bez rozstrzygnięcia o winie, a tej kwestii przecież nie wyjaśnił umarzając postępowanie, nie może odebrać psa.
Czytaj także:
Poznań: Katowanemu psu grozi powrót do właściciela
Taka, a nie inna decyzja mogła doprowadzić do tego, że miałby z powrotem swój "worek treningowy". Tyle, że Pogotowie dla Zwierząt, które wyrwało psa z koszmaru, wcale nie miało ochoty fundować mu jego powtórki. Zaskarżyło postanowienie o umorzeniu, a konkretnie brak w nim decyzji o przepadku zwierzęcia, a poznański Sąd Okręgowy przyznał im rację.
Zdaniem sądu drugiej instancji, nie było błędem umorzenie postępowania z powodu niepoczytalności sprawcy, ale błędem było nieustalenie najpierw, czy faktycznie znęcał się nad psem. I to właśnie ten fakt, bez względu na poczytalność czy niepoczytalność podejrzanego, przesądza o tym, czy pies zostaje z właścicielem, czy też sąd powinien mu go odebrać.
A dowodami, które już teraz obciążają poznaniaka, są nie tylko zeznania świadków, ale także zaświadczenie lekarza weterynarii, który jako pierwszy badał psa, po tym, jak został zabrany od właściciela oraz opinia zoopsychologa.
Proces zostanie wznowiony za kilka tygodni.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?