Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieprzytomnie zakochani mają chemiczne motylki w brzuchu

Redakcja
Zakochani, niezależnie od tego, czy to magia czułych serc, czy po prostu skutek chemicznych procesów w mózgu, świata poza sobą nie widzą
Zakochani, niezależnie od tego, czy to magia czułych serc, czy po prostu skutek chemicznych procesów w mózgu, świata poza sobą nie widzą 123RF
Zakochani tłumaczą miłość jako łaskotanie w brzuchu i euforię przepełniającą szczęściem. Naukowcy nie są nieprecyzyjni. Wolą konkrety przekładające się wręcz na chemiczne wzory. Analizując stan zakochania, szukają wyjaśnienia w mózgu. Jak to więc jest: serce czy mózg przyprawia nam skrzydła? - pyta Danuta Pawlicka.

Miłość spada na człowieka jak grom z jasnego nieba. Wytrąca z codziennych zajęć, zakłóca sen i racjonalne myślenie. Uskrzydla, daje takiego kopa i wywołuje taką euforię, że człowiek unosi się w powietrzu. To tylko chemia - badacze sprowadzają zakochanych na ziemię. Mózg działa tak pod wpływem pewnych związków, które wprost zalewają ośrodek przyjemności. Spokojnie, taka irracjonalna, wręcz patologiczna nadaktywność nie trwa wiecznie.

Zakochani czują motylki w brzuchu? Eee, to zwykłe skurcze macicy zwiastujące erotyczne podniecenie. Mają maślane oczy, a obiekt westchnień widzą bez wad? Ależ tak działają katecholaminy, których nadmiar zwiastuje stany maniakalne. Czym więc jest miłość - szlachetnym i gorącym uczuciem, a może stanem fizjologicznym, za który odpowiada fizjologia mózgu?

To tylko chemia

Tutaj nie ma miejsca na serce i marzenia szybujące pod niebo. Udowadnia to Helen Fischer, amerykańska antropolog i badaczka miłości, która ostatecznie pozbawia ją boskich cech. W swojej najnowszej książce "Dlaczego On, dlaczego Ona" krok po kroku tłumaczy, od czego zależy strzał amora. Nieobliczalny, więc trudny do przewidzenia bożek nie wybiera na oślep, bo kieruje nim konkretny związek chemiczny. Osoba z wysokim poziomem dopaminy i serotoniny najpewniej usidli typy podobne do siebie, czyli odkrywców i budowniczych. Inaczej zachowa się mężczyzna bądź kobieta reprezentująca cechy dyrektorskie z przewagą testosteronu. W tym przypadku organizm drugiej połówki jabłka będzie miał w nadmiarze estrogen. Tak chemicznie zestawione pary według Fischer wyjaśniają to, co zwykliśmy ubierać w poetyckie strofy. Nie ona jedna wzniosłe uczucie rozbiera na czynniki pierwsze.
- Nieżyjący już profesor Tadeusz Bilikiewicz, psychiatra z Gdańska, opisuje miłość, zakochanie jako stan psychotyczny, bo zmienia ono myślenie człowieka, który wobec obiektu swoich westchnień staje się bezkrytyczny i byłby gotów zrobić dla niego wszystko - tłumaczy dr Andrzej Bogacki, seksuolog z Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Gnieźnie.

Syndrom amorosum, w który popada zakochany, jako żywo przypomina upośledzenie umysłowe. Zawęża się pole świadomości, pojawia się chwiejność emocjonalna, traci się zdolność normalnego przewidywania. Z takimi objawami szuka się gabinetu psychiatry, który stwierdza ostrą psychozę.
Dr Michael Liebowitz, psychiatra z Nowego Jorku ma własną "chemiczną wersję" miłości. Za stan zakochania, tłumaczy, odpowiada w mózgu ośrodek przyjemności. Tam się rodzą demony alkoholizmu, narkomanii i miłość, która lokuje się po sąsiedzku z tymi uzależnieniami. Zakochanie porównywane jest do uzależnienia od opiatów. Gdy wybucha uczucie, zapalają się, jak na choince, wszystkie lampki w ośrodku przyjemności! Czy warto wtedy wołać strażaka, aby ugasił ten płomień?

Miłość destrukcyjna

Dr Andrzej Bogacki pamięta pacjentów z gnieźnieńskiej "Dziekanki", których miłość przywiodła na oddział psychiatryczny. - Czasami osoba odtrącona zaczyna fantazjować i kreować niemożliwe do spełnienia sytuacje, a nawet podejmuje próby samobójcze - opowiada seksuolog. Dziewczyna kocha się w Małaszyńskim, ale nie ma najmniejszych szans, aby go oderwać od żony, więc zaczyna marzyć. Coraz śmielsze wymyśla historie, w które nikt oprócz niej nie wierzy. Mężczyźnie pocą się ręce, ilekroć widzi na telewizyjnym ekranie Kasię Cichopek, ale jakie ma szanse na zbliżenie? Żadnych. Śni więc o niej po nocach. Konfabuluje na jej temat. W końcu wariuje na jej punkcie, wycinając obrazki z "Super Expressu", wieszając jej podobizny, gdzie tylko się da. Bo miłość bywa ślepa i zamienia rozumną ludzką istotę w niewolnika uczuć.
- Zaniedbuje wtedy sprawy osobiste i nie przyjmuje żadnych porad od rodziny - wtrąca dr Bogacki.
Niedawno telewizja TVN pokazała film dokumentalny, w którym pokazano dramatyczne skutki zakochania się bez pamięci pacjenta młodej stomatolożki. Usiadł tylko raz na dentystycznym fotelu. Raz spojrzał w oczy lekarki, która się nad nim pochyliła i stracił głowę. Rzucił pracę i wszystkie siły skupił tylko na tym, aby być blisko niej. Listy, telefony, SMS-y i miłosne wyznania przestały mu wystarczać, więc zaczął z ukrycia robić jej zdjęcia i ogromnymi fotosami oklejać ściany przychodni. Kobieta nie mogła zrobić ani jednego kroku, by nie towarzyszył jej cień opętanego uczuciem wielbiciela.

- Zaczęłam się go bać, moje życie zamieniło się w piekło - opowiadała. Finał nastąpił w sądzie. Młodzieniec usłyszał wyrok: trzy lata więzienia. Dentystka już teraz boi się jego powrotu zza krat. Planuje zmienić miasto, a nawet kraj, by raz na zawsze uwolnić się od obsesyjnych wyznań miłosnych. - Lekarz potrafi pomóc w takiej sytuacji, bo pomoże zracjonalizować stan zakochania, przepracować razem z nim uczucia, umożliwić mu spojrzenie po raz drugi na miłość - tłumaczy gnieźnieński psychiatra.

Miłość bywa destrukcyjna. Motywuje do czynów wielkich, ale również do niecnych i tragicznych. Wypala umysł i niszczy ciało. Popycha do zagłady. Literatura piękna karmi się nieszczęśliwymi kochankami, którzy kończą tragicznie (Tristan i Izolda, Romeo i Julia). Także historia zna autentycznych bohaterów, którzy woleli śmierć niż rozstanie. Z drugiej jednak strony miłość od zawsze uskrzydlała artystów, którzy w stanie euforycznego uniesienia i czarnej rozpaczy po rozstaniu malowali, pisali muzykę i poematy. I wyśpiewywali: "Tak mi wstyd, strasznie wstyd, lecz zakochałem się". Każdy jednak chce tak się "wstydzić".
Nie odzierajcie z romantyzmu

"Twoja miłość przenika mi ciało" - napisał pewien Egipcjanin kilka tysięcy lat temu. Starożytny papirus to jeszcze jeden dowód, że na miłość nie ma mocnych. Dawniej i dzisiaj powala z nóg. Robi się wtedy rzeczy, o których chce się potem zapomnieć (bo nie wypada się do nich przyznać!).
- Co robiłam głupiego? - zastanawia się studentka zaczepiona przeze mnie przed Uniwersytetem Ekonomicznym w Poznaniu. - Wiem, tuż przed maturą zmieniłam kierunek studiów, bo on tam szedł.
- Boże, jak ja się kochałam w nauczycielu WF! Nawet go śledziłam, żeby się dowiedzieć, gdzie mieszka i jaką ma żonę. Nie mogłam tej krowie darować, że ma z nim dziecko - w przypływie szczerości wyznaje jej koleżanka.

Natasza, która studiuje na UAM, dobrze wspomina pierwszą miłość: - Marek był prymusem w klasie, grał na gitarze, wszystkie się w nim kochałyśmy, była to zbiorowa adoracja bez rywalizacji, dzięki której zaczęłyśmy lepiej się uczyć - opowiada. Według niej miłość odzierają z romantyzmu ci, którzy nigdy jej nie przeżyli i nie wiedzą, jak to jest. - Tak, to dobre porównanie do motylków, bo czuje się takie trzepotanie trudne do opisania - mówi.

A jednak niewinny "wstyd"

Nieskorzy są do takich zwierzeń osoby ze świecznika. Dyrektor jednego z poznańskich szpitali nie chce sobie przypomnieć "motylków" albo rzeczywiście, jak mówi, mocno stąpał po ziemi. A jednak po chwili ze szczegółami opisuje twarz ślicznej dziewczyny, której poświęcał więcej czasu niż wymagały okoliczności. Trudno to jednak nazwać wyznaniem. Poznański polityk o znanym nazwisku, który chce jednak zachować anonimowość, opowiada o fatalnym zauroczeniu w liceum: - Byłem gotowy się pochlastać, żeby tylko na mnie spojrzała.
- A ja przeszedłem 18 km pieszo, żeby ją zobaczyć, bo do wsi, gdzie mieszkała, nie dojeżdżały żadne autobusy - wspomina poznaniak, który ze względu na wykonywany "zawód publicznego zaufania" dołącza do grupy spowiedników bez imienia i nazwiska. Prof. Zbigniew Kwias, poznański urolog, delikatnie sięga pamięcią do nastoletnich zauroczeń bez erotycznego podtekstu: - To był rodzaj jakiegoś podglądactwa, bo wystarczało mi, że widziałem ją z daleka i nawet nie marzyłem o pocałunku - wzdycha.

Wicemarszałek województwa Krystyna Poślednia jest zaskoczona pytaniem o miłosne wspomnienia: - Tak, to świetny stan, ale będąc zakochaną, nie popełniłam żadnego głupstwa, może szkoda? - odpowiada z nostalgią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski