Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niesłyszący za szklaną szybą. Instytucja publiczne są dostępne tylko na papierze

Alicja Durka
Alicja Durka
Głusi w instytucjach publicznych często muszą prosić o pomoc.
Głusi w instytucjach publicznych często muszą prosić o pomoc. Dariusz Bloch
Do 5 września każda instytucja publiczna musiała zadbać, by głuchy petent mógł zostać obsłużony. Tłumacz języka migowego na miejscu lub przynajmniej zdalnie to niezbędne minimum. Ale sami zainteresowani nie kryją pesymizmu. Kolejny akt prawny nie wydobędzie ich z przymusowego milczenia.

Każda osoba głucha lub niedosłysząca, jeśli chce załatwić jakąkolwiek sprawę w urzędzie, musi się zapowiedzieć z przynajmniej
trzydniowym wyprzedzeniem. Ustawa o języku migowym zakłada, że głuchy musi zgłosić, że chce skorzystać z tłumaczenia,
ale ma regulacji mówiącej o tym, jak zgłoszenie ma wyglądać. Głusi zgłaszają jednak, że ten przepis jest praktycznie martwy.

– Jeśli po trzech dniach urząd nie zapewni takiego tłumaczenia, to i tak nie ponosi żadnych konsekwencji, więc taka regulacja nie ma sensu

– mówi Aleksandra Włodarczak - wieloletnia tłumaczka i lektorka, specjalizująca się w prawach głuchych pacjentów.

Instytucje publiczne głuche na niesłyszących

Raport Najwyżej Izby Kontroli o przygotowaniu urzędów do kontaktu z niesłyszącymi zawiera kilka przedziwnych rozwiązań, np. osoba głucha powinna z wyprzedzeniem zgłosić telefonicznie (!) swoją wizytę. Oznaczałoby to, że trzy dni wcześniej głuchy, może rozmawiać przez telefon, a później potrzebuje rozmowy w polskim języku migowym (PJM) lub w innym systemie komunikacji.

Już od poniedziałku (6 września) nikt nie musi uprzedzać o swoim przyjściu do instytucji publicznej, a tłumacz powinien znajdować się na miejscu, a jeśli nie ma takiej możliwości - instytucja powinna korzystać z alternatywnych metod, takich jak tłumacz na wezwanie lub online. Ważne jest to, że każdy może wybrać dogodną dla siebie formę komunikacji, to znaczy, że do wyboru, poza językiem migowym, jest – system językowo migowy, SKOGN (sposoby komunikowania się osób głuchoniewidomych), w tym np. alfabet Lorma.

Takie wymagania stawia przed instytucjami ustawa o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami. Zgodnie z jej zapisami do 5 września wszystkie instytucje publiczne musiały zastosować się do nowych wymagań. To rozwiązanie jest dobrym
krokiem i chwalonym przez społeczność głuchych, ale to trudne przedsięwzięcie logistyczne. Urzędnicy nie mają też narzędzi, by sprawdzić kompetencje tłumaczy. Okazuje się, że każdy może wysłać wniosek do wojewody i zaznaczyć swój poziom PJM, SJM itd. Wojewoda musi uznać to oświadczenie i niemal automatycznie każda osoba znajduje się na liście tłumaczy przy wojewodzie. Urząd w żaden sposób tego nie weryfikuje, bo po pierwsze nie ma do tego kompetencji, a po drugie przepisy tego nie regulują. Rozporządzenie nie wymaga sprawdzenia, a nawet nie określa, czym potencjalny tłumacz powinien się wykazać.

Jak w rzeczywistości wygląda poziom umiejętności już zgłoszonych tłumaczy? Według Olgierda Kosiby – prezesa Towarzystwa Tłumaczy i Wykładowców GEST, tłumacza i lektora - różnie. Niektórzy to faktycznie wspaniali, profesjonalni tłumacze i tłumaczki, doskonale orientujący się w sytuacji osób głuchych, specjaliści w swoje dziedzinie, ale na liście znajdują się także osoby znające PJM, ale niebędące tłumaczami.

– Znajdziemy też osoby, które podejrzewamy, że wpisały się na listę, bo to dobrze wygląda w CV – dodaje Olgierd Kosiba. –
Jesteśmy małym środowiskiem, o części tych osób nie słyszeliśmy ani przy okazji kursów, z których wiele sami prowadzimy, ani nie spotkaliśmy się z nimi w pracy. Stąd wątpliwości co do ich kompetencji i faktycznej przydatności

- podkreśla.

Kolejnym rozwiązaniem, które miałoby zapewnić odpowiednio licznych tłumaczy jest szkolenie już pracujących urzędników. Jednak poziom kursów rzadko jest adekwatny do potrzeb. Olgierd Kosiba twierdzi, że wiele zależy od tego, kto prowadzi szkolenie.

– Szkolenia często wyglądają tak, że jest to nauka przez zabawę. To jest oczywiście dobry sposób, ale poziom jest często niedopasowany do potrzeb urzędników, bo nie znają odpowiedniego słownictwa ze swojej branży

– mówi tłumacz PJM.

Problemem jest także lęk przed konfrontacją. Podczas kursów często nie ma dostępu do osoby głuchej, więc przy pierwszym takim spotkaniu, urzędnicy wpadają w panikę. Osoba po jednym czy dwóch kursach nie jest jeszcze gotowa do płynnej komunikacji. Przy nauce fonicznych języków obcych zdaje się to oczywiste, ale przy językach migowych nie jest to jeszcze jasne dla wszystkich.

Towarzystwo Tłumaczy i Wykładowców GEST uważa więc, że oprócz szkoleń urzędników potrzebny jest jeszcze na miejscu profesjonalny tłumacz, który w razie potrzeby. rozwieje wszelkie wątpliwości. Tłumacz w każdym urzędzie i instytucji wydaje się doskonałym pomysłem, sęk w tym, że tłumaczy brakuje. Trudno oszacować, ilu faktycznie ich jest, podawane są różne liczby,
ale jedno jest pewne – za mało w stosunku do potrzeb. Olgierd Kosiba szacuje, że w Poznaniu tłumaczy języka migowego
jest około 15, w mniejszych miejscowościach i wsiach znalezienie tłumacza graniczy z cudem.

Częściowym rozwiązaniem problemu z liczebnością tłumaczy jest np. call center, gdzie można połączyć się zdalnie i w ten sposób przeprowadzić tłumaczenie symultaniczne. To rozwiązanie jest dobre w sytuacjach nagłych i pilnych, jednak nic nie zastąpi tłumaczenia na żywo. Po edukacji i pracy zdalnej wszyscy doskonale znają utrudnienia związane z łączem internetowym, obraz często przerywa lub jest niewyraźny, okienka są małe, więc nie wszystko jest widoczne, a mimika i przestrzeń w języku migowym jest bardzo ważnym, a nawet niezbędnym elementem prawidłowej komunikacji.

Banki chociaż próbują

Banki to również miejsca, które sprawiają wiele trudności osobom niesłyszącym. Dostęp do tłumacza jest często niemożliwy, a w najlepszym przypadku mocno ograniczony. Większość banków nie ma w swoich oddziałach tłumaczy. Niektórzy pracownicy proponują złożenie pełnomocnictwa, dzięki któremu osoba słysząca może decydować o koncie osoby głuchej, założenie konta przez internet lub porozumiewanie się za pomocą pisma.

Żadne z tych rozwiązań nie jest, z wielu względów, satysfakcjonujące. Pełnomocnictwo oznacza, że konkretna osoba nie może we własnym zakresie decydować o swoich finansach, jest uzależniona od osób trzecich, a to odbiera im podmiotowość. Porozumiewanie się za pomocą pisma również jest nietrafione, bo wiele osób niesłyszących nie potrafi pisać i czytać w języku polskim na poziomie, który pozwalałby im na swobodną komunikację, a tym bardziej na zrozumienie zawiłych struktur.

Niektóre banki zorganizowały już pomoc dla osób niesłyszących, zazwyczaj jest to tłumacz online, ale pojawiają się także placówki, w których głuchy zostanie obsłużony bez wcześniejszej zapowiedzi. Tłumacze języka migowego wskazują jednak, że warto by popracować nad widocznością takiej oferty na stronie internetowej banku, tak żeby głuchy, bez konieczności czytania mógł znaleźć o niej informację.

Mimo tych starań, problemy z dostępnością i tak się zdarzają. Zazwyczaj nie jest to kwestia samych tłumaczy, a raczej wiadomości innych pracowników. Nie wszyscy oni wiedzą, jak działa oferta dla osób głuchych. Dochodzi więc do sytuacji, w których np. głuchy klient musi przyjść z własnym sprzętem, połączyć się z konsultantem i udowodnić, że znajduje się w oddziale bankowym.

– Usługa, jest niewiele warta, jeśli nie wiadomo, że można z niej skorzystać

- kwituje tłumaczka PJM Aleksandra Włodarczak.

W świecie stereotypów

Sytuacja głuchych jest nieco lepsza niż przed laty i zmiana zaczyna być realna, ale to wciąż za mało. Przykład rozwiązań w Niemczech pokazuje jednak, że obsługa osób głuchych jest możliwa i to na wysokim poziomie. Jest to jednak wynik pracy na wielu poziomach, zaczynając od budowy świadomości społecznej, a kończąc na specjalistycznej edukacji tłumaczy niemieckiego języka
migowego.

Wciąż jednak istnieje problem z mentalnością, bo niezwykle powszechne są mity na temat osób głuchych. Nie wszyscy rozumieją, dlaczego niesłyszące osoby nie rozumieją języka polskiego nawet w piśmie. Odsetek analfabetów wśród osób głuchych jest bardzo wysoki. Nie ma badań na ten temat, ale nauczyciele i osoby współpracujące ze społecznością osób głuchych widzą, że problem jest ogromny. Poziom edukacji jest zdecydowanie za niski w porównaniu do możliwości poznawczych i intelektualnych osób głuchych.

– Trudno wymagać od głuchego dziecka, żeby nauczyło się czytać, jeśli nauczyciel do niego mówi. To jest niedorzeczne

- kwituje Olgierd Kosiba.

To, jak wygląda edukacja dzieci niesłyszących w Polsce obrazuje liczba absolwentów poznańskiej szkoły dla osób głuchych i niedosłyszących. W niemal 200-letniej historii szkoły zaledwie kilka osób zdało maturę. Znając realia polskiego szkolnictwa, trudno się temu dziwić. Edukację dzieci głuchych można porównać do poznawania świata z perspektywy akwarium – wszystko widać, nic nie słychać, co nie zmienia faktu, że świat stara się do nich mówić, a nawet krzyczeć. Głusi jednak, niezależnie od natężenia dźwięku, nadal nie słyszą.

Ochrona zdrowia nie dla głuchych

Kwestia dostępności ochrony zdrowia dla głuchych zdaje się być w jeszcze gorszej kondycji niż w urzędach. Czasem liczą się minuty, a nawet sekundy, nie ma więc czasu na dywagacje, czy tłumacz jest konieczny. Przez to, że dostęp do tłumaczy
jest znacznie ograniczony, głuche osoby często rezygnują z wizyt u lekarza, co bywa fatalne w skutkach. Edukacja zdrowotna i profilaktyka praktycznie nie istnieją. Świadomość osób głuchych na temat chorób i zdrowia jest bardzo niska, co utrudnia pracę nawet tłumaczom, bo pacjenci nie znają określeń na poszczególne stany organizmu.

– Trzeba się dopasować do poziomu wiedzy głuchego i dobrać odpowiedni sposób komunikacji. Brak wiedzy powoduje, że głusi mogą zaniedbywać swoje zdrowie i bagatelizować poważne objawy

- tłumaczy Aleksandra Włodarczak.

Według relacji osób ze społeczności osób głuchych, bardziej świadome osoby starają się przekazywać najważniejsze informacje, ale to nie wystarczy. Problemy komunikacyjne powodują, że głusi pacjenci nie mają pełnego dostępu do informacji o swoim stanie zdrowia.

–Miałam ostatnio sytuację, gdzie pacjentka dowiedziała się, że została jej wystawiona recepta tylko dlatego, że pomogłam jej założyć internetowe konto pacjenta. Tam zobaczyła, że dostała receptę od lekarza i w ten sposób dowiedziała się, że miała stan zapalny, o czym nie została poinformowana na wizycie lekarskiej

– opowiada Aleksandra Włodarczak.

Tłumacz - nie opiekun

Głusi pacjenci opowiadają także, że gdy przychodzą sami do lekarza, spotykają się z niezrozumieniem, a nawet pretensjami, że nie przyszli z tłumaczem. Często pada też pytanie o opiekuna. To określenie nie jest odpowiednie, bo głuche osoby nie potrzebują opiekunów, są pełnosprawne intelektualnie, nie są ubezwłasnowolnione i mogą same decydować o swoim zdrowiu.

Negatywne doświadczenia sprawiają, że część głuchych rezygnuje z wizyt u lekarza, wybierają się tam dopiero, gdy odczuwają silne dolegliwości, wtedy bywa już za późno, szczególnie, gdy mowa o stanach onkologicznych, gdzie czas jest kluczowy. Zdarzają się także sytuacje, kiedy to tłumacz umówiony z osobą głuchą nie może tłumaczyć, a urzędnicy nie komunikują się w PJM. Tłumaczka Aleksandra Włodarczak opowiada, że gdy została poproszona przez głuchego znajomego o pomoc przy spotkaniu
w ZUS-ie, spotkała się z odmową. Mężczyzna miał umówioną e-wizytę, ale urzędniczka powiedziała, że osoba postronna nie może tłumaczyć, bo nie zaznaczono tego wcześniej. Przy umawianiu spotkania, nie było jednak informacji, że należy to zrobić. Według pracowniczki ZUS, należało zaznaczyć opcję opiekuna. Nie potrafiła jednak odpowiedzieć, jak ma zamiar porozumieć się z klientem, nie znając PJM. Postanowiła więc, w drodze wyjątku, zgodzić się na obecność tłumaczki.

W szpitalach nie jest lepiej, w ostatnich tygodniach, w jednej z mniejszych miejscowości w Polsce głucha ciężarna uprzedziła szpital, że przy porodzie będzie potrzebowała wsparcia tłumacza PJM.

– Pani dyrektor powiedziała, że głucha może wybrać inny szpital, bo ten nie zapewni dostępu do tłumaczenia, mogą ewentualnie pisać na kartce, albo głucha ma czytać z ruchu ust

- relacjonuje Aleksandra Włodarczak.

Ostatecznie, ze względu na stan zdrowia kobieta została skierowana do większego szpitala, który również został uprzedzony o potrzebie tłumaczenia z języka migowego. Lekarz powiedział, że 2 miesiące temu była też inna rodząca głucha, ale pan dyrektor również nie udzielił zgody na zapewnienie tłumacza.

– Nawet, gdy lekarze mówią, że potrzebują kogoś do komunikacji, dyrekcja odmawia. Ostatecznie zapewniono tłumaczenie, ale po zdecydowanej interwencji z mojej strony, czyli tłumaczki i osoby znającej przepisy prawa

- dodaje Włodarczak.

Rzecznik Praw Pacjenta (RPP) przekazuje, że pacjenci niesłyszący mają pełne prawo do korzystania ze świadczeń zdrowotnych udzielanych przez podmioty lecznicze. Nie mogą być oni w żadnym wypadku dyskryminowani w dostępie do świadczeń i realizacji
praw pacjenta. Istotne w tym zakresie jest, aby pracownicy podmiotów leczniczych byli wyczuleni na problemy tej grupy pacjentów. Jeśli pacjent nie ma tłumacza, podmioty lecznicze mają obowiązek zapewnienia pacjentowi możliwości skorzystania z pomocy tzw. osoby przybranej (osoba, która ukończyła 16 lat i została wybrana przez pacjenta w celu ułatwienia porozumienia
i udzielenia jej pomocy w załatwieniu spraw między innymi w podmiotach leczniczych).

W rzeczywistości, jeśli głuchy pacjent przychodzi sam, to bardzo często jest lekceważony. Wtedy personel medyczny najczęściej wychodzi z założenia, że z pacjentem nie da się skomunikować. Kolejna niepokojąca sytuacja miała miejsce na oddziale psychiatrycznym - pielęgniarka patrząc ze smutkiem na głuchą pacjentkę miała powiedzieć:

– Taka fajna dziewczyna, szkoda, że nie można się z nią komunikować.

Przytomny, nieświadomy

W ratownictwie medycznym korzysta się ze skali Glasgow, czyli skali pozwalającej określić poziom przytomności pacjenta, w
szczególności po urazach głowy. Ta skala ocenia kilka parametrów: kontakt wzrokowy (otwieranie oczu spontanicznie, na polecenie, na bodźce bólowe), kontakt słowny (odpowiedzi kim jest, jak się nazywa, jaki mamy dzień, itd.) i reakcje ruchowe.

– Przy głuchych ratownicy byli uczeni, żeby pomijać etap głosowy. Ważny jest zatem temat świadomej zgody na świadczenia medyczne. Słowo świadoma nie ma znaczenia przy głuchych. Jeśli nie ma tłumaczenia na PJM, to głusi, jeśli nie znają języka polskiego, to podpisują w ciemno wszystkie dokumenty, mówią później, że lekarz im kazał. Ta droga wymaga obecności tłumacza, która jest możliwa, ale bardzo trudna

- mówi Aleksandra Włodarczak.

Żeby głuchy pacjent wywalczył prawo do tłumacza musi mieć zbudowane poczucie własnej wartości i znać przepisy. Jeżeli nie, to jest małe prawdopodobieństwo, że będzie dostęp do tłumacza. Nawet jeśli ktoś zna przepisy, to jeśli nie zna polskiego języka chociaż na piśmie, to też jest trudno, bo problem komunikacyjny pozostaje.

Kolejną kwestią są placówki medyczne, które udostępniają możliwość umawiania się telefonicznie, za pomocą maila lub sms-a. W praktyce to nie działa. Osoby głuche mówią, że mają wrażenie, że tych wiadomości nikt nigdy nie odczytuje. Kiedy ktoś ma wysoką gorączkę i potrzebuje natychmiastowej pomocy, to nie ma czasu na czekanie na odpowiedź, potrzebna jest wtedy pomoc osoby słyszącej, albo przynajmniej posługującej się językiem polskim w piśmie na poziomie komunikacyjnym. Jak często potrzebna
jest taka pomoc?

– Bardzo często, ja nie dotykam nawet promila problemu, a niemal codziennie jestem wzywana

- podsumowuje
tłumaczka Aleksandra Włodarczak.

Według zapewnień RPP ważne jest, aby podmioty lecznicze zapewniały wszelkie wymagane prawem drogi rejestracji na świadczenia. Należy bowiem pamiętać, że każda wizyta u lekarza poprzedzona jest skutecznym kontaktem z rejestracją podmiotu oraz umówieniem się na wizytę. Zatem, poza możliwością kontaktu telefonicznego, ważne, aby podmiot realizował w pełnym zakresie rejestrację osobistą oraz elektroniczną.

Na ten moment dostępność i równość dla osób głuchych są tylko na papierze i, mimo kolejnych regulacji prawnych, nie zapowiada się, żeby cokolwiek w tej kwestii się zmieniło. Głusi pozostają za szybą.

Jak usłyszeć głuchych? Zobacz, jak się przywitać w języku migowym

od 16 lat

RZECZNIK PRAW PACJENTA DLA OSÓB GŁUCHYCH

Od 1 stycznia do 24 sierpnia 2021 r. do Rzecznika Praw Pacjenta zgłoszono 9 tys. spraw, w tym ok. 3 tys. zgłoszeń dotyczyło osób z niepełnosprawnością znaczną. W ogólnej liczbie osób z niepełnosprawnościami, osoby z dysfunkcją narządu słuchu stanowią 6,4 proc. Dysfunkcja słuchu rozumiana jest tu jako różne postacie tej niepełnosprawności (niedosłyszenie obustronne, jednostronne, utrata słuchu, wspomaganie aparatu słuchowego, zdolnych i niezdolnych do posługiwania się Polskim Językiem Migowym).

Głównym problemem zgłaszanym do Rzecznika Praw Pacjenta jest dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej i bariery w komunikacji (prawo do informacji, prawo do obecności osoby bliskiej w toku udzielania świadczenia).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski