Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewiarygodne odkrycie poznaniaka w Boliwii - misjonarz prof. Piotr Nawrot o muzyce i życiu Indian

Anna Kot
Ks. prof. Piotr Nawrot nie tylko sprawuje liturgie, bada stare rękopisy, ale także  ma zajęcia w szkole muzycznej
Ks. prof. Piotr Nawrot nie tylko sprawuje liturgie, bada stare rękopisy, ale także ma zajęcia w szkole muzycznej Tomasz Szyszka
Nie musi już uczyć małych Indian w Boliwii znaku krzyża, prędzej stawiania nut, z których zagrają na skrzypcach nieszpory. Tak samo i z takich samych nut jak ich przodkowie w jezuickich misjach 300 lat temu. O tym, jak Piotruś Nawrot ze szkoły chóralnej Jerzego Kurczewskiego został misjonarzem werbistą prof. Piotrem Nawrotem, teologiem i jedynym na świecie znawcą muzyki baroku misyjnego, nagrodzonym przez hiszpańską królową Zofię pisze Anna Kot

To była późna wiosna 1955 r. Przełom mają i czerwca. Lada dzień w rodzinie Józefy i Wincentego Nawrotów na poznańskim Franowie miało przyjść na świat dziecko. Nie takie znów zwyczajne, bo... szóste. Czy po pięciu córkach Pan da Nawrotom - rozkochanym w muzyce i teatrze murarzowi i krawcowej, która sama nauczyła się fachu - syna? 2 czerwca urodził się Piotruś. Po nim jeszcze przyszły na świat bliźnięta i znów dziewczynka. I tak rodzinna, 11-osobowa orkiestra i chór w jednym - rodzice i dziewięcioro dzieci - została skompletowana.

Dzisiaj Piotruś, a właściwie prof. dr hab. Piotr Nawrot SVD, uznany muzykolog, znawca i badacz muzyki baroku, wspomina, że dźwięki fortepianu, na którym ćwiczyła jego najstarsza siostra, były dla niego czymś tak naturalnym jak chleb albo słońce.

Zna je od początku życia.
- Cała moja rodzina muzykowała, ale nikt nie był zawodowym muzykiem - opowiada ks. prof. Nawrot, który na jesienno-zimowy semestr przyleciał z Boliwii do rodzinnego Poznania, gdzie na Wydziale Teologicznym UAM od 2003 r. wykłada historię misji i muzyki kościelnej. - Później najstarsza siostra, jej mąż i ja związaliśmy swoje życie zawodowe z muzyką.

ZOBACZ TEŻ:
[ahttps://gloswielkopolski.pl/boze-narodzenie-w-sieci-zobacz-co-bawi-i-wzrusza-internautow-zdjecia-film/ar/727131;BOŻE NARODZENIE W INTERNECIE[/a]

To była naturalna kolej rzeczy - w domu Nawrotów muzyka była od zawsze, oboje rodzice byli na nią niezwykle wrażliwi, zresztą nie tylko na nią. Profesor pamięta, że ojciec do pracy na budowie zabierał z domu radyjko, na którym słuchał... oper, czym przyprawiał o wściekłość kolegów po fachu. Z mamą zaś, kiedy tylko jej czas pozwalał, wszystkie dzieci chodziły na koncerty i do teatru.

- Na szczęście wtedy bilety były darmowe, bo nie wyobrażam sobie, jak rodzice ze swoich pensji kupowaliby je dla całej naszej gromadki - dopowiada misjonarz.

W domu radio grało niemal bez przerwy - leciały współczesne przeboje, ale równie często muzyka klasyczna.

- Beatlesów po prostu uwielbiałem i słucham do dziś, oprócz muzyki baroku - śmieje się o. Piotr Nawrot. - Razem z rodzeństwem słuchaliśmy po prostu dobrej muzyki, a to wcale nie znaczy, że dobre jest tylko to, co zagrane na skrzypcach. Byliśmy w tak różnym wieku, że praktycznie idole każdej dekady byli idolami w mojej rodzinie - słuchaliśmy i Marka Grechuty, i Ewy Demarczyk, i Seweryna Krajewskiego, a z zagranicy Presleya, Beatlesów, Pink Floyd i Rolling Stones - wylicza profesor. - Są momenty, kiedy słucham i pracuję tylko nad muzyką z misji, ale przychodzą dni i tygodnie, kiedy muszę nasycić się innym brzmieniem. Mogą to być kompozytorzy współcześni - Penderecki, Lutosławski.

Beatlesów po prostu uwielbiałem i słucham do dziś, oprócz muzyki baroku

A havy metal?
- O nie! - błyskawicznie reaguje o. Piotr Nawrot. - Havy metal do mnie nie przemawia, nie widzę w nim sztuki.
Z rodzinnego domu profesor pamięta też, że ojciec wynajmował największy pokój w ich mieszkaniu na próby chóru - nie dość, że pomagał "bezdomnemu" zespołowi, to jeszcze sam mógł do woli nasycić się muzyką. I jeszcze sceny z ostatnich lat życia ojca, który już sporo nie dosłyszał, ale na sam widok programów muzycznych w telewizji, w jego oczach pojawiały się łzy wzruszenia.

- Szczególnie piękne było Boże Narodzenie - opowiada o poznańskim dzieciństwie prof. Piotr Nawrot. - Po wigilii rozpoczynaliśmy kolędowanie, kto umiał, grał, a kto nie grał, śpiewał. I tak do samej pasterki - 3-4 godziny muzykowania.
Organista po klasie klarnetu
Piotruś z ochotą więc rozpoczął naukę w Szkole Chóralnej Jerzego Kurczewskiego i śpiewał w Poznańskim Chórze Chłopięcym. Potem uczył się w średniej szkole muzycznej przy ul. Głogowskiej w klasie klarnetu. Po maturze przyszedł czas na dojrzałe samodzielne decyzje. Jakież było zdumienie w rodzinie, gdy przepełniony muzyką Piotr wybrał... seminarium. Jesienią 1974 r. rozpoczął nowicjat w Seminarium Duchownym Zgromadzenia Słowa Bożego (misjonarzy werbistów) w Pieniężnie. Wydawałoby się, że muzyka będzie musiała poczekać na Piotra, ale przecież nie po to Pan daje człowiekowi wielki talent, aby go zakopywać albo pozostawiać odłogiem na siedem lat!

- Akurat wtedy w Pieniężnie brakowało organisty - wspomina prof. Nawrot. - Kiedy przełożeni dowiedzieli się, że śpiewam, znam nuty i gram na klarnecie, uznali, że to doskonałe przygotowanie do gry na organach. Chyba ze trzy całe dni spędziłem na chórze i poznawałem ten instrument. Tak nauczyłem się grać na organach.

PRZECZYTAJ TEZ:
AFRYKA - MOJE SPEŁNIONE MARZENIEZ PAMIĘTNIKA WOLONTARIUSZKI

Kiedy podsumowuje okres studiów i formacji misyjnej, wychodzi na to, że zdecydowanie więcej czasu spędził na chórze niż w ławkach.
- Ale to nie znaczy, że opuszczałem seminarium jako gorszy ksiądz, misjonarz - zarzeka się o. Piotr. - W tamtym czasie Pieniężno było dużym seminarium, trzeba było wejść w rytm dużej wspólnoty, ale było w nim też miejsce na indywidualne aktywności.

W 1981 r. w maju Piotr Nawrot przyjął święcenia kapłańskie. Swój wzrok skierował na Daleki Wschód - widział już swoje marzenia i plany realizowane w Japonii (w mieście Nagoja był prestiżowy uniwersytet Nanzan) albo w Chinach.

- Od czasów studiów pociągała mnie praca badawcza, chciałem dalej się uczyć - tłumaczy swój wybór misjonarz.

Trudno nie zadać cisnącego się na usta pytania: to po co ta sutanna?
- Bo mnie zawsze interesował jeden punkt na styku dwóch wielkich obszarów duchowości człowieka - miejsce, gdzie przenikają się kultura i religia. Chciałem poznać, jak układały się zależności między nimi dawniej i dzisiaj, a już konkretnie - na ile muzyka może pomóc ewangelizacji? Bo że była jej narzędziem, mamy niezbite dowody w postaci indiańskich manuskryptów epoki baroku - tłumaczy prof. Nawrot. - Stąd moje powołanie zawsze było precyzyjnie ukierunkowane, przyprawione - tą przyprawą była muzyka. I dodaje: - Gdybym musiał wybierać realizację swego powołania w zakonach zamkniętych, to byłbym benedyktynem, bo tam mógłbym studiować i śpiewać. Ale zdecydowanie preferuję działanie ponad kontemplację, dlatego wybrałem zgromadzenie misyjne - aktywność jest moim powołaniem, moim życiem, tego domaga się moja osobowość.
Potęga indiańskiej miłości
A domagała się wyjątkowo natarczywie. Jeszcze w tym samym roku, w którym święceniami żegnał się z Pieniężnem, wylądował w... Paragwaju. Złośliwość przełożonych czy dalekowzroczna ręka Opatrzności rzuciła go na drugi koniec świata, w sam środek Ameryki Południowej?

O. Piotr w 10 tygodni nauczył się hiszpańskiego (biegle mówi pięcioma językami i skromnie tłumaczy, że Polacy już tak mają - zwłaszcza języki romańskie chwytają błyskawicznie) i rozpoczął 3-letnią pracę z młodzieżą w katedrze w Encarnación. Nosił wtedy dżinsy i długie włosy.

- Wtedy jeszcze je miałem - śmieje się profesor.- Grałem na gitarze i klarnecie, a moje msze tak spodobały się młodzieży, że co niedzielę przychodziło po 800-900 młodych ludzi. Biskup był zachwycony, na urlop nawet pożyczał mi swój samochód.
Ameryka Łacińska uwiodła go i wchłonęła. Wygląda na to, że na zawsze:

ZOBACZ TEZ:
100 LAT PROFESRA DZIAŁOSZYŃSKIEGO

- Pierwsze, co wrażliwego przybysza z Europy zaskakuje, rzuca się w oczy w Ameryce Łacińskiej, to jakość człowieczeństwa, potem dopiero piękna muzyka i budowle. Dla tej jakości ludzkiej tracimy głowy i serca... - opowiada o. Nawrot, a na pytanie, gdzie jest jego dom, odpowiada bez namysłu - w Boliwii! Ale tam zamieszka dopiero za kilka lat.

W Encarnación, kiedy znalazł w ciągu dnia wolną chwilę, chodził do miejscowych szpitali, a znajdował codziennie. Czasem 2-3 razy dziennie. I wcale nie po to, aby udzielać sakramentów, ale by po prostu być blisko chorego człowieka. A ponieważ doba jeszcze nie była jego zdaniem dość wypełniona działaniem, czytał. Dużo. Wąskospecjalistyczną literaturę naukową - głównie o misjach jezuickich w Ameryce Południowej XVII-XVIII w., tzw. redukcjach.

- Sporo podróżowałem i widziałem redukcje, a właściwie ruiny, które po nich zostały - opowiada o preludium mających dopiero nadejść prac badawczych, które wypełniły resztę jego życia prof. Nawrot. - Znałem opisy ówczesnego życia muzycznego, ale samej muzyki nigdzie nie było - ani w Paragwaju, ani w Argentynie, ani w Boliwii. A przecież być musiała, co wynikało z dokumentów, jakie pozostały po tamtejszych misjonarzach, którzy musieli raz do roku wysyłać sprawozdanie ze swej działalności do Europy, pisali o liturgii, czyli muzyce, o codziennym życiu, czyli o szkole muzycznej, która istniała w każdej redukcji.
Muzyczne centrum świata w buszu
Ale do epokowego odkrycia unikalnych manuskryptów Indian Chiquitos i Moxos, których badaniem, opracowaniem, archiwizacją i propagowaniem zajmuje się do dziś poznański misjonarz, jeszcze musiało upłynąć kilka lat - do 1991 r.

Tymczasem o. Piotr marzący o pracy naukowej i badawczej wyjechał do Waszyngtonu - w 1985 r. rozpoczął specjalistyczne studia w zakresie muzyki sakralnej na tamtejszym Uniwersytecie Katolickim. Doktorat, który obronił w 1993 r., pisał go już na bazie odnalezionych manuskryptów Indian Chiquitos i Moxos. Była to pierwsza na świecie praca naukowa, której przedmiotem badań stały się te manuskrypty.

PRZECZYTAJ TEŻ:
O MICHAŁ ZIOŁO - BOŻE NARODZENIE ZMIENIA CENTRA NASZEGO ŻYCIA

Ale Polak nie uważa się za ich odkrywcę, choć to dzięki niemu świat o nich się dowiedział. W Boliwii, gdzie przebywał już o. Nawrot, pracował szwajcarski architekt Hans Roth, który rekonstruował kościoły w byłych redukcjach. Miał dobry kontakt z Indianami, którzy opowiadali mu, że przechowują zapisy muzyczne sprzed wieków. A ponieważ panowie się znali, zwabiony sensacyjnymi informacjami poznaniak pojechał na tereny Indian Chiquitos zobaczyć dokumenty.

- Trzymałem w rękach utwory zapisane w ich języku! To była sensacja muzykologiczna - a mi udało się je tylko odczytać - tłumaczy skromnie o. Piotr Nawrot. - Od tamtej pory powstała już grupa solidnie wykształconych Indian, którzy mi w tej pracy pomagają. Przecież do zbadania, rekonstrukcji, transkrypcji, spopularyzowania jest aż 13 tys. woluminów pochodzących z XVI, XVII i XVIII w! To nie jest praca dla jednego człowieka.

Prof. Nawrota nie trzeba pytać o barok misyjny (jest autorem tego terminu), redukcje, Indian. Potrafi z każdego, nawet najbardziej neutralnego tematu niepostrzeżenie przejść do tego, co fascynuje go najbardziej. Nie dziwi więc, że jest dyrektorem artystycznym słynnego w świecie muzycznym Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Renesansu i Baroku Amerykańskiego. Uczestnicy wykonują - naturalnie - m.in. muzykę Indian.

- Ta twórczość ma swego Vivaldiego, a nawet kilku - jeśli chodzi o styl i repertuar - opowiada ks. prof. Nawrot. - Jednak Indianie wyznawali zasadę ad maiorem Dei gloriam ("na większą chwałę Boga") i nigdy nie podpisywali swych kompozycji, których celem było uświetnienie liturgii, a które śmiało konkurują z ówczesną twórczością muzyczną w Europie. Bo trzeba pamiętać, że Indianie w redukcjach, nie dość, że fantastycznie utalentowani, byli doskonale wykształceni, także muzycznie. W jednej misji, liczącej 3-5 tys. mieszkańców, gdzie było zaledwie 2-3 Europejczyków (najczęściej misjonarzy) było 30-40 zawodowych muzyków, a w XVII i XVIII w. wszyscy czytali i pisali nuty, budowali instrumenty - tak skomplikowane jak organy, klawesyny, skrzypce, wiolonczele, altówki, wszystkie instrumenty dęte. Każda misja posiadała też wielostopniową szkołę muzyczną i kompletną orkiestrę barokową. Już wtedy funkcjonowały wspaniałe orkiestry, chóry i powstawało ogromne bogactwo utworów sakralnych, co każe nam zupełnie inaczej spojrzeć na historię muzyki i postawić nawet tezę, że jej centrum w okresie baroku było w Ameryce Południowej, a nie w Europie.
Nie trzeba chyba już tłumaczyć, co było przedmiotem 5-tomowej pracy habilitacyjnej dra Piotra Nawrota.

A gdzie w tej badawczej pasji miejsce na ewangelizację? Czyżby praca misyjna poznaniaka polegała na działalności naukowej i artystycznej?

- O! zaskoczę panią! - gwałtownie zaprzecza prof. Nawrot. - Ta praca odbywa się wspólnie z Indianami, tak samo organizacja festiwali czy nauka gry lub śpiewu, próby z chórem lub orkiestrą to przecież ewangelizacja. To nie jest tak, że my tylko sprawujemy liturgię czy prowadzimy lekcje religii. Uczestniczymy w codziennym życiu tych ludzi, stanowimy jedną głęboko przeżywaną wspólnotę. Indianie znają i grają muzykę sakralną, starają się żyć Ewangelią, pomagamy w edukacji dzieci. A stąd mają prostą drogę do awansu społecznego. Moi indiańscy wychowankowie studiują w USA i Europie, w słynnej szkole muzycznej w Bazylei i Hadze, natomiast w Boliwii wielu z nich pracuje jako nauczyciele muzyki. W swoich parafiach dbamy o wiernych kompleksowo - zapewniamy im też opiekę lekarską. To znacznie więcej niż skrzypce, smyczek i nuty. W misjach standard życia jest o niebo wyższy niż w innych regionach Boliwii, Paragwaju czy Argentyny.

PRZECZYTAJ:
Z LWICĄ KAMĄ JEŹDZIŁ TRAMWAJEM

Indianie grają, śpiewają i budują doskonałe instrumenty

Jogging między nagrodami
Prof. Nawrot czas ma wypełniony ponad miarę. Twierdzi, że regeneruje siły bardzo szybko - wystarcza mu 5-5,5 godziny snu. Tylko rano może pracować twórczo - wstaje więc codziennie, także w Polsce, najpóźniej o godz. 5, ale z reguły o 4.15-4.30. Znajduje jeszcze czas na codzienne bieganie (przymierza się do… poznańskiego maratonu), jazdę na rowerze i przynajmniej raz w tygodniu na pływanie.

Jako znawca i badacz baroku misyjnego wciąż otrzymuje zaproszenia na festiwale, koncerty, wykłady, sesje naukowe. Mówi, że rocznie odbywa około 40 lotów samolotami. Spotyka się z wybitnymi artystami, prezydentami państw, koronowanymi głowami. Dzisiaj rozmawia w Chludowie koło Poznania, ale Boże Narodzenie spędzi w USA. Odkąd zajął się badaniem manuskryptów sypią się nań nagrody - w tym roku wyjątkowo obficie, także z rąk hiszpańskiej królowej Zofii za gromadzenie i rozpowszechnianie muzyki służącej ewangelizacji Indian. To w marcu, bo 12 grudnia za to samo nagrodziła go Kapituła Nagrody im. brata Alberta Chmielowskiego.

- Oczywiście, każda nagroda ogromnie cieszy, ale dla mnie to tylko znak, że moja praca dobrze służy drugiemu człowiekowi - tłumaczy o. Piotr Nawrot. - I to nie jest tak, że spotkanie z wielkim artystą czy politykiem ma dla mnie większe znaczenie niż z Indianinem, który ledwo 2 lata temu nauczył się grać na skrzypcach. Nigdy nie zapominam, kim jestem, skąd pochodzę i kogo reprezentuję. Dlatego wciąż walczę o jedną, dla mnie najważniejszą, nagrodę w życiu, ona nie schodzi mi z oczu ani z myśli - by w ostatecznym rachunku postawiono mnie po prawej stronie.

Sensacyjne manuskrypty, które jako pierwszy w świecie bada ks. prof. Piotr Nawrot

Boże Narodzenie w Boliwii?
- Nie jest to najbardziej celebrowane święto - opowiada o. Piotr Nawrot. - To najgorętsze dni w roku, kojarzą się z krótkimi spodniami, z plażą, nie ma nic z klimatu polskich świąt. Nikt nie chce w te upały siedzieć ani w domu, ani w kościele. Pasterkę odprawiamy między 19 a 21, rzadko o północy. Po mszy ludzie wracają do domu, je-dzą świąteczny posiłek, ale opłatka tutaj nie ma, śpiewają kilka kolęd i... po świętach. O wiele bogatsza jest celebracja liturgiczna Wielkiego Tygodnia. Ale proszę mi wierzyć, że na-wet w najgłębszym buszu można usłyszeć słynną "Cichą noc", w miastach ludzie stawiają choinki made in China i często koszmary w kolorze białym, aby przypominały oś-nieżone drzewka. Natomiast całkiem ładne powstają żłóbki, w których Św. Rodzina ma zawsze twarze Indian. W niektórych misjach szczególnie na terenie Indian Moxos, Nowona-rodzony spoczywa w hamaku, rozwieszonym pod palmami.

Pomóżmy Indianom
O. Piotr Nawrot zadeklarował współpracę ze stowarzyszeniem Człowiek Człowiekowi z Golęczewa koło Poznania, które realizuje projekt adopcji dzieci na odległość. Od 4 lat poprzez Stowarzyszenie (patronują mu werbiści z Chludowa) prawie 100 dzieci z Madagaskaru i Ghany otrzymuje wsparcie na edukację, posiłek regeneracyjny i opiekę zdrowotną. Osoba lub grupa adoptująca dziecko zobowiązuje się wpłacać minimum 20 zł miesięcznie na pomoc w jego edukacji. O. Nawrot pragnie wspomóc w ten sposób dzieci z jego regionu, które są utalentowane muzycznie, a ich rodziców nie stać na edukację. Szczegóły adopcji pod nr. tel. 602 71 33 55

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski