Niezamierzony efekt uboczny rewitalizacji centrum Łodzi [ZDJĘCIA]
Scenariusz jest zawsze podobny: przychodzą we dwóch, stają w bramie kamienicy przy rogu Wschodniej i Jaracza z telefonami przy uchu i gdzieś dzwonią. Raz za razem. Dwa zdania i następne połączenie. Nie mija wiele czasu i zaczyna się pielgrzymka: pojedynczo, po dwóch, po trzech schodzą się ludzie z miasta. Różni. Głównie młodzi, ale tacy pod pięćdziesiątkę też. Nie ma reguły. Z tymi dwoma z bramy mijają się tylko wymieniając się czymś w dłoni. Potem albo odchodzą w swoją stronę, albo znikają gdzieś w bramach lub w okolicach przejścia między ul. Jaracza i Włókienniczą, przy gimnazjum (tam, gdzie po rewitalizacji ma powstać pasaż im. Majewskiego). Jak wracają, to już nie wyglądają tak samo...
Sąsiedztwo ul. Jaracza, czyli ul. Wschodnia ani tym bardziej ul. Włókiennicza, nigdy się dobrą sławą w mieście nie cieszyło. Mówiło się, że za samo krzywe spojrzenie można tam „obskoczyć bęcki”. Ale okazało się, że może być jeszcze gorzej.
Paradoksalnie stało się to za sprawą programu Rewitalizacji Obszarowej Centrum Łodzi, która ma na celu m.in. uzdrowienie przesiąkniętych patologiami łódzkich rewirów. Opróżnianie przeznaczonych do remontu kamienic, zwłaszcza na ul. Włókienniczej, zaowocowało zwiększeniem liczby ustronnych i łatwo dostępnych zakamarków, w których rychło zaczęło tętnić niechciane życie. Wyludniony kwartał Wschodnia/Włókiennicza/przyszły pasaż im. Majewskiego(!)/Jaracza, stał się śródmiejskim centrum zaopatrzenia w dopalacze i inne środki - jak to się ładnie mówi - psychoaktywne.
Czytaj na kolejnych slajdach