Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieznana historia śmierci Piotra Majchrzaka cz. 5

Krzysztof M. Kaźmierczak
Fragment planu sytuacyjnego z wizji lokalnej
Fragment planu sytuacyjnego z wizji lokalnej Archiwum IPN w Poznaniu
Jego śmierć urosła do rozmiarów legendy. Radio Wolna Europa podawało, że Piotra Majchrzaka zmasakrowało ZOMO tłumiące 13 maja 1982 roku manifestację. Tę informację podchwyciły podziemne media, podawano ją sobie z ust do ust jako przykład kolejnej zbrodni stanu wojennego. Tyle że 19-latek został śmiertelnie ranny dwa dni przed manifestacją, a na jego ciele nie było śladów pobicia pałkami przez oddział ZOMO. Przedstawiamy piątą część nieznanej historii śmierci Piotra Majchrzaka odtworzonej w oparciu o obszerną dokumentację oraz relacje świadków i uczestników wydarzeń.

W poprzednich częściach
Wieczorem 11 maja 1982 r. przed prowadzącą nocny dansing restauracją "W-Z" przy ul. Fredry doszło do bijatyki między kilkunastoma podpitymi osobami. Interweniowała milicja i dwa patrole ZOMO. Koło "W-Z" przechodził przypadkiem Piotr Majchrzak. Znaleziono go nieprzytomnego, między lokalem a kościołem. Przechodnie twierdzili, że chłopaka uderzył parasolem (miał on 12-centymetrowy metalowy szpikulec) Marian O., jeden z uczestników bijatyki. Piotr zmarł po tygodniu. Prokuratura wszczęła w sprawie spowodowania jego śmierci śledztwo własne, bez udziału MO i SB. Zamierzano postawić zarzuty zomowcom, ale ich udziałowi w pobiciu Piotra przeczyły zeznania świadków i wyniki sekcji zwłok.

U zmarłego oprócz głębokiej rany kłutej sięgającej 6 cm w głąb czaszki stwierdzono tylko niewielkie otarcia naskórka na uchu i skroni. 19-latek doznał rozległego urazu śródmózgowego w wyniku uderzenia "narzędziem twardym, tępym, względnie od upadku na podłoże". Ekspertyzę parasola Mariana O. wykonano dopiero kilka tygodni od zajścia (nie stwierdzono na nim śladów krwi). Śledztwo umorzono, ale podjęto je po zażaleniu rodziców. Nie winili w nim za śmierć syna zomow-ców, tylko człowieka z parasolem, Napisali, że "sprawcą uderzenia, które spowodowało upadek syna, a w konsekwencji obrażenia powodujące jego zgon, był O. (...) Naszym zdaniem już zgromadzone dowody pozwalają postawić taki zarzut Marianowi O.". W trakcie wznowionego śledztwa przepytano lokatorów posesji naprzeciw "W-Z", ale żaden z nich nic nie wiedział.

Przeprowadzono wizję lokalną, ale nie spełniła ona swojej roli, gdyż Marian O. przyszedł na nią nietrzeźwy. Sprawę ponownie umorzono w listopadzie 1983 roku, lecz wszczęto ją po zażaleniu adwokata rodziców, który napisał, że "zdaniem skarżącego w sprawie zebrano dostateczne dowody, by przedstawić stosowny zarzut Marianowi O." Na żądanie rodziców śledztwo przejęła Prokuratura Wojewódzka. Tym razem śledczy zamierzał postawić zarzut Marianowi O., ale biegły sądowy wykluczył, że ranę kłutą zadano szpikulcem parasola...

-----------------------------------

Parasol, kastet, klucz?
Mimo opinii biegłego, że Piotr nie został zraniony parasolem wiceprokurator Bolesław Cabański podporządkował swoje działania wersji forsowanej przez rodziców i ich mecenasów, że sprawcą tragedii jest Marian O. Podczas kolejnych przesłuchań nie pytał już ( tak jak jego poprzednik, prokurator Knast) o używanie przez zomowców pałek. Śledztwo skoncentrowało się na ustaleniu, co robił O. oraz czy ciosu w twarz nie zadano Piotrowi innym niż parasol, ostrym przedmiotem. "W zależności od wyniku czynności śledczych przedstawić Marianowi O. zarzut popełnienia przestępstwa i przesłuchać w charakterze podejrzanego" - zakładał plan zaakceptowany przez zwierzchników Cabańskiego.

W marcu 1984 roku prokuratura rozesłała ponownie komunikaty do mediów z prośbą o zgłaszanie się świadków. Po raz pierwszy zwrócono się w tej sprawie także do telewizji. Tym razem był odezw. Zgłosiły się dwie osoby, tyle, że wkrótce okazało się, że chodzi o inne pobicie przed "W-Z", w którym jeden napastnik poturbował dwie osoby. Lokal w latach 80. miał złą sławę, bójki i rozboje w jego okolicy były częste. Prócz Majchrzaka pobito tam śmiertelnie jeszcze dwie inne osoby, w tym wojskowego.

O tym, że pod "W-Z" dochodziło do bójek wspomniała także część mieszkańców kamienicy z naprzeciwka, których na życzenie mecenasa Aleksandra Bergera wezwano do prokuratury i ponownie przepytano, czy nie widzieli pobicia Piotra. I_tym razem nie znaleziono żadnego świadka. Nie stwierdzono także, by 11 maja 1982 roku na Fredry interweniowały inne formacje mundurowe. W odpowiedzi na pismo prokuratora wiceszef Wydziału II WSW poinformował, że w rejonie pobicia był tamtego dnia patrol, ale nie interweniował.

W marcu Cabański w obecności pełnomocnika rodziców Piotra przesłuchał zomowców. Mieczysław M. zeznał, że wbrew temu, co napisał w notatce z zatrzymania Mariana O. nie widział, że to on uderzył 19-latka. Stwierdził, że do tego, że O. mógł uderzyć Piotra doszedł na zasadzie domniemania, bo nie było nikogo tak blisko stojącego w pobliżu leżącego. "Czerwony ślad jaki miał Majchrzak pod okiem sprawiał na mnie wrażenie jakby został zadany rączką parasola przez O." - dodał zomowiec.

Cabański wezwał na przesłuchanie kolegów mężczyzny z parasolem, z którymi był on na wódce w "Rarytasie", przed bójką pod "W-Z". Wypytywał ich, czy Marian O. miał kastet (chociaż opinia medyczna nie wskazywała na to, by użyto tego rodzaju narzędzia). Obaj stwierdzili jednak, że nic nie wiedzą o tym, żeby O. "nosił przy sobie kastet". Podobnym skutkiem zakończyło się sprawdzanie, czy O. nie posłużył się kluczem do mieszkania. Prokurator ustalił, że miał tylko zwykły klucz patentowy, który był zbyt krótki, by można nim zadać ranę o głębokości 6 centymetrów.

Pięćdziesiąt podwójnych kroków
17 kwietnia w obecności mecenasa Bergera Cabański przesłuchał O. Zeznał on, że został uderzony pięścią w twarz pod lokalem, ale on nikogo parasolem nie uderzył (pół roku wcześniej mówił, że machał parasolem). Twierdził, że tamtego dnia dwóm milicjantom w... prochowcach poskarżył się, że został uderzony. Szedł z nimi w stronę ul. Kościuszki, a kiedy oni przeszli przez jezdnię, to usłyszał tupot biegnących. Zeznał, że 5-6 mężczyzn uciekało przed dwoma milicjantami w "polowych drelichach". Został przez nich pobity pałkami i zatrzymany. Według O. w tym czasie pod "W-Z" stało 8-19 funkcjonariuszy w "drelichach polowych" i "niebieskich prochowcach". Nie było natomiast pogotowia i Piotra.

25 czerwca miała odbyć się wizja lokalna, ale Marian O. i jego konkubina S. na nią nie przyszli. Prokurator nakazał przymusowo ich doprowadzić na kolejny wyznaczony termin .
W przeprowadzonej 2 lipca wizji, na życzenie prawnika rodziców Piotra, wzięło udział oprócz O. i S. także czterech zomowców i czworo świadków: dwoje pracowników"W-Z", lekarz pogotowia wezwanego do pomocy Piotrowi i przechodzący wtedy w pobliżu dziennikarz, Edward M. Tym razem zdjęcia wyszły, wykonano też bardzo szczegółowy (na papierze milimetrowym) plan. Przeprowadzenie dowodu nie wykazało jednak nic ponad to, że wersja Mariana O. odbiega znacząco od relacji pozostałych świadków.

Przy okazji wizji Cabański osobiście sprawdził, że od miejsca, gdzie feralnego wieczora Piotr rozstał się ze swoim kolegą, do miejsca jego odnalezienia jest "50 podwójnych kroków", a pokonanie tego odcinka zajmuje 50 sekund. Wizja lokalna była ostatnią czynnością w tym postępowaniu prokuratorskim.

Marian O. winny po raz ostatni
Cabański podpisał umorzenie śledztwa z powodu nie wykrycia sprawcy. Uzasadnienie dokumenty z 31 lipca było obszerne. Opierało się na opinii dr Stochaja wykluczającej parasol jako narzędzie przestępstwa. Wiceprokurator zwrócił uwagę na rozbieżne z wersją innych świadków zeznania O. Tłumaczył je "stanem nietrzeźwości O. w dniu 11.05.1982 albo zamiarem oddalenia od siebie wszelkich podejrzeń o spowodowanie śmierci Piotra Majchrzaka".

"Błąd w ustaleniach faktycznych" zarzucił Cabańskiemu w zażaleniu Aleksander Berger reprezentujący rodzinę Piotra. Wyliczając ustalenia śledztwa stwierdził, że z "dowodów wynika niezbicie, że Marian O. uderzył parasolem Piotra Majchrzaka, a ustalenie to nie pozostaje w żadnej sprzeczności z opinią biegłego dr Stochaja". Prawnik rodziców uważał przy tym, że jeden z zomowców, Mieczysław M. zmienił po dwóch latach swoje zeznania chroniąc w ten sposób przed odpowiedzialnością karną Mariana O.

Zanim rozpatrzono zażalenie wiceproku-rator wystąpił do szefa MO w Poznaniu o ukaranie zomowców za zaniedbanie spisania przez nich świadków, którzy mogli widzieć pobicie. 10 października płk H. Wieloch, zastępca szefa MO napisał do Cabańskiego, że wobec zomowców wyciągnięto już wcześniej konsekwencje odmawiając trzem z czterech uczestniczących w interwencji przed "W-Z" możliwości pozostania w milicji po odsłużeniu służby wojskowej w ZOMO.

16 października 1984 roku Prokuratura Generalna utrzymał umorzenie w mocy. Po ponad 26 miesiącach śledztwa czarny parasol został zwrócony Marianowi O., a akta sprawy trafiły do archiwum. Ale nie na zawsze. Dwa lata po historycznych wyborach 1989 roku prokuratura znów podejmie śledztwo. Nastąpi też zasadniczy zwrot w stanowisku rodziców Piotra: nie będą już domagali się postawienia zarzutu śmiertelnego pobicia człowiekowi z parasolem, tylko... zomowcom...

Ciąg dalszy w najbliższy piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski