Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykłe dokumenty w archiwum

Krzysztof M. Kaźmierczak
Niezwykłe dokumenty w archiwum legendy Solidarności
Niezwykłe dokumenty w archiwum legendy Solidarności archiwum Zdzisława Rozwalaka
Związkowe instrukcje na wypadek stanu wojennego i wkroczenia wojsk do Polski oraz niepublikowaną relację z wydarzeń Czerwca 1956 roku znaleźliśmy w archiwum po Zdzisławie Rozwalaku.

Można powiedzieć, że w latach 1980-1981 był wielkopolskim Wałęsą. Ślusarz z Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych „Agromet” cieszył się wśród robotników prawdziwą charyzmą. Zdzisława Rozwalaka podrzucano na rękach po wyborze na szefa wielkopolskiej Solidarności. Później jednak część uznała go za zdrajcę.

Świadectwem tego, jak bardzo był zaangażowany w działalność związku jest spuścizna po zmarłym w 2013 roku Rozwalaku, która trafiła do Archiwum Państwowego w Poznaniu. W zbiorze, który dotąd nie był jeszcze udostępniany znajdują się m.in. dokumenty osobiste oraz związkowe, które nie są szerzej znane.

Instrukcje na wszelki wypadek
„Stan wyjątkowy oznaczać będzie prawdopodobnie próbę aresztowania w skali kraju kilku tysięcy osób z Solidarności i opozycji demokratycznej. W naszym regionie grozi to prawdopodobnie kilkuset osobom” - czytamy w wydanej na długo przed wprowadzeniem stanu wojennego „Instrukcji nr 2 na wypadek stanu wyjątkowego”, której powielaczowy wydruk znajduje się w archiwaliach Rozwalaka. Związkowcom zalecano tworzenie grup, które w takiej sytuacji „przejmą kierownictwo organizacji zakładowych jako komitety strajkowe”. Dokument jest potwierdzeniem relacji wielu opozycjonistów, że mieli świadomość, że władze PRL będą chciały zlikwidować „S”.

Jeszcze mocniejszy charakter ma „Instrukcja nr 3 na wypadek interwencji z zewnątrz”. Zachęcano w niej do stawiania oporu. I to nie tylko biernego poprzez m.in. zmienianie drogowskazów, zdejmowanie tabliczek z nazwami ulic, numerami domów i spisami lokatorów, informacjami o nośności mostów i wiaduktów. Zalecano także czynne działania, z których najłagodniejszym było „podawanie najeźdźcom fałszywych informacji”. Wprost, nie podając jednak metod, instruowano, aby stawiać czynny opór: „Należy wszelkimi dostępnymi środkami utrudnić działanie sił okupacyjnych, a zwłaszcza posuwanie się ich w głąb kraju”. Ponadto w myśl związkowej instrukcji „producenci żywności powinni uniemożliwić okupantowi jej rekwirowanie”.

- Nie kojarzę, by takie instrukcje były w tamtym czasie rozpowszechniane, ale jestem przekonany, że powstały w wyniku tzw. kryzysu bydgoskiego - uważa Janusz Pałubicki, były szef podziemnej „S”.

W marcu 1981 roku w Bydgoszczy milicja pobiła kilku działaczy związku. W reakcji na to doszło do powszechnego strajku ostrzegawczego. Z uwagi na trwające wtedy w Polsce ćwiczenia wojsk Układu Warszawskiego obawiano się, że może dojść do interwencji zbrojnej.

- Te instrukcje nie były nigdzie kolportowane. Były zrobione z myślą o tym, by do drugiej strony, do władz przeciekły informacje, że liczymy się z takimi zagrożeniami i jesteśmy gotowi na nie zareagować - tłumaczy Lech Dymarski, który w tamtym czasie był w krajowych władzach „S”.

Na taki, niejako prewencyjny charakter wskazuje ostatnie zdanie z instrukcji. Napisano w niej: „Nie sądzimy, aby musiało dojść do interwencji, powinniśmy być jednak przygotowani na taką możliwość”.

Migrena Brigitte Bardot
Dokumenty Rozwalaka trafiły do zbiorów Archiwum Państwowego za sprawą pracownika naukowego Instytutu Filozofii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, który od lat zajmuje się naukowo „S” w ujęciu filozoficznym i prowadzi na ten temat zajęcia ze studentami.

- Poznałem pana Rozwalaka osobiście. W ramach prowadzonych badań miałem okazję przeprowadzić z nim długą rozmowę. To wtedy przekazał mi karton ze swoimi archiwaliami dotyczącymi działalności związkowej - mówi dr hab. Dariusz Dobrzański. - Po jego śmierci uznałem, że dobrze, aby te dokumenty były dostępne dla zainteresowanych tym niezwykłym człowiekiem i historią pierwszej Solidarności - wyjaśnia naukowiec.

Przedstawione wyżej dokumenty to tylko drobny fragment zbioru, który w Archiwum Państwowym posortowano na 32 teczki. Znaczna ich cześć to niedostępne w internecie i w bibliotekach czasopisma z okresu legalnego działania związku oraz wydawnictwa podziemne. W prasowych archiwaliach po szefie „S” znajduje się też czterostronicowe wspólne wydanie wszystkich dzienników, które ukazywały się w Wielkopolsce.

Takie gazety wydawano w sierpniu 1981 roku z polecenia władz PRL podczas protestu „S” przeciwko monopolowi informacji w mediach.

W zbiorze jest ponadto zagraniczna prasa, zarówno polonijna, jak i obcojęzyczna, zawierająca publikacje na temat „S”. Na okładce jednej z francuskich gazet z 1981 roku jest widoczny na fotografii Rozwalak podczas wspólnej z Lechem Wałęsą wizyty związkowej delegacji w Paryżu.

- Z tym wyjazdem wiąże się nietypowa historia dotycząca Brigitte Bardot, o której mi Rozwalak kiedyś opowiedział - wspomina Lech Dymarski. - Wałęsa powierzył mu umawianie spotkań z osobami, które o to zabiegały. Jedną z nich była Bardot, ale Wałęsa nie był zainteresowany i aktorka dostała odpowiedź odmowną. Tyle że następnego dnia Lechu zmienił zdanie i chciał, by go umówić. Korzystając z tłumacza Rozwalak zadzwonił do Bardot, ale prawdopodobnie zawiedziona wcześniejszą odmową przekazała przez sekretarkę, że ma migrenę - relacjonuje Dymarski.

Wiem, że zrobiłem źle
Odniesienia do wizyty we Francji są także w znajdującym się w archiwum odręcznie autoryzowanym przez Roz-walaka stenogramie wywiadu, który udzielił Joannie Wawrzyniak w ramach projektu Anki Grupińskiej „Pamiętanie Peerelu”, w ramach którego rejestrowano relacje świadków historii. Tyle że z nieznanych powodów wspomnienia Rozwalaka nie zostały opublikowane. A szkoda, bo m.in. opowiedział w nich o swoich doświadczeniach z Poznańskiego Czerwca 1956 roku. Powiedział, że jako trzynastolatek był świadkiem, jak oddano pierwsze strzały w stronę... gmachu Urzędu Bezpieczeństwa (przy autoryzacji skorygował to pisząc, że strzały padły „nie wiadomo skąd”), co sprzeczne jest z przyjętą wersją, że najpierw strzelano z UB. Widział także, jak rozbrojono czołg i jeden z komisariatów.

W niepublikowanej relacji Rozwalak sporo mówił o wprowadzeniu stanu wojennego. Żalił się, że ukrył się u zaprzyjaźnionego księdza, ale ten powiedział, że arcybiskup (chodziło o Jerzego Strobę) zabronił udzielać mu pomocy i zawiózł go do „Agrometu”. Tam zatrzymała go Służba Bezpieczeństwa. Po kilkunastu godzinach grożenia i szantażowania podpisał tzw. lojalkę, czyli deklarację, że aprobuje stan wojenny. Został wtedy uwolniony. Część związkowców i przyjaciół odsunęła się od niego, gdy o tym, że poparł działania władz stanu wojennego poinformowały rządowe media.

„Wiem, że zrobiłem źle i za to ciężko odpokutowałem” - można przeczytać w rękopisie sprawozdania, które (prawdopodobnie tylko ustnie) Rozwalak przedstawił w 1990 roku przed kolegami z wielkopolskiego zarządu „S”. Zarówno w swoim sprawozdaniu, jak i w nie-upublicznionym wywiadzie pierwszy szef niezależnego związku w Wielkopolsce odniósł się do wycofania z lojalki. Władze komunistyczne liczyły na to, że swoją deklarację powtórzy podczas zaimprowizowanego w hotelu „Polonez” spotkania z dziennikarzami zagranicznymi. Chciano wykorzystać to w celach propagandowych. Tymczasem Rozwalak oświadczył dziennikarzom, że go psychicznie złamano, zmuszono do podpisania deklaracji, i że jest przeciwko stanowi wojennemu. Zanim esbecy przerwali spotkanie zdążył powiedzieć jeszcze o przetrzymywanych w internowaniu kolegach ze związku.

- Byłem świadkiem tamtego spotkania, bo Zdzisław postawił warunek, że nie będzie w nim uczestniczył, jeśli nie będę na nim obecny - mówi Leonard Szymański, wówczas jeden z wiceprzewodniczących „S”. - Wskazał mnie pewnie dlatego, że nie odwróciłem się od niego po tym, gdy podpisał lojalkę. Znając go byłem przekonany, że on nie mógł zrobić tego z własnej woli, tylko pod jakąś presją. On bardzo to przeżywał. Dopiero po tej konferencji odżył. Za pośrednictwem zagranicznych rozgłośni i podziemnej prasy do ludzi ze związku dotarło, że nie był zdrajcą - wspomina Szymański.

- Gdy Jan Paweł II mówił podczas stanu wojennego, że w Polsce łamane są sumienia, to niektórzy w Poznaniu zastanawiali się, czy nie powiedział tak w związku ze sprawą Rozwalaka. Bo wiele osób podpisało w tamtym czasie lojalki, ale tylko on publicznie się z tego wycofał, a o szantażu oraz groźbach bezpieki dowiedział się cały świat - mówi Lech Dymarski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski