Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kałuża i szybka kolej

RYM
Jest coś takiego w ludziach, że lubimy snuć wielkie plany, zaniedbując drobiazgi. Dotyczy to również motoryzacji czy szerzej - systemów komunikacyjnych. Bohaterowie opublikowanej przed laty w "Szpilkach" humoreski Anatola Potemkowskiego mieli kłopoty z kałużą przed wejściem do bloku, w którym mieszkali. Postanowili, że trzeba wreszcie coś z tym zrobić. Zasypanie rozlewiska uznali jednak za zadanie niewystarczająco ambitne. Od słowa do słowa, licytując się pomysłami, uchwalili, że zbudują... szybką kolej miejską. Rozeszli się dumni, oczywiście brodząc po kostki w wodzie.


     Czy nie jest podobnie z polskimi drogami? Od kilku lat trąbimy o narodowym programie budowy sieci autostrad. Austostrad jak nie było, tak nie ma, tymczasem trudno się jakoś zmobilizować do załatania najzwyklejszych dziur w jezdniach.
     Człowiekiem, który docenia rolę drobnych usprawnień, jest wieloletni korespondent krakowskich gazet, Albin Ksieniewicz. I nam zdarza się drukować jego nadsyłane do redakcji listy. Propozycje inżyniera Ksieniewicza dotyczą rozwiązań najprostszych - ustawienia lub zlikwidowania konkretnego znaku drogowego, przesunięcia przystanku autobusowego, dopuszczenia na jakimś skrzyżowaniu do lewoskrętu itp. Niektóre z pomysłów są, przyznajmy, mocno kontrowersyjne, inne jednak całkiem rozsądne. Albin Ksieniewicz adresuje swoje komunikacyjne postulaty do władz miasta. Otrzymuje odpowiedzi, które niejednokrotnie przyznają mu rację, ale... No właśnie, zdaniem miejskich urzędników, którzy prawdopodobnie wychowali się na twórczości wspomnianego wyżej Anatola Potemkowskiego, nie warto zajmować się rozwiązaniami cząstkowymi, skoro przygotowywany jest kompleksowy program usprawnienia ruchu drogowego w Krakowie.
     Łatwo przewidzieć, co będzie dalej. Realizacja kompleksowego programu okaże się zapewne horrendalnie kosztowna, jak owa "szybka kolej miejska" i "kałuży" nikt nie zasypie. Co najwyżej możemy oczekiwać paru kolejnych utrudnień i ograniczeń.
     Aby uniknąć posądzeń o jałowe krytykanctwo, składam konstruktywny wniosek. Dotyczy on sygnalizacji świetlnej. Obecnie, dojeżdżając do skrzyżowania, na którym pali się dla naszego kierunku jazdy zielone światło, nigdy nie wiemy, czy np. za pół sekundy nie zmieni się ono na żółte. Wtedy stoimy przed wyborem: gwałtowne hamowanie albo próba przemknięcia przez krzyżówkę zanim ruszą pojazdy z kierunku do nas prostopadłego. W obu przypadkach ryzykujemy kolizją lub przynajmniej mandatem. Czy nie można, wzorem innych krajów, wprowadzić do cyklu sygnalizacji pulsującego światła zielonego, ostrzegającego kierowców i dającego im czas na bezpieczne zatrzymanie samochodu? No, ale może jest to dla autorów kompleksowych programów budowy szybkich kolei miejskich rozwiązanie zbyt banalne...
(RYM)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski