Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nożownik z Kórnika: Zadawałem jej ciosy w głowę. Byłem w amoku...

Joanna Labuda
Piotr L. jest oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Swojej ofierze zadał kilkadziesiąt silnych ciosów w okolice twarzy i głowy
Piotr L. jest oskarżony o usiłowanie zabójstwa. Swojej ofierze zadał kilkadziesiąt silnych ciosów w okolice twarzy i głowy monitoring
Był zdesperowany, bo potrzebował pieniędzy. Piotr L., nożownik z Kórnika, dla kilkuset złotych prawie zabił przypadkową kobietę. Już w środę stanie przed poznańskim sądem. Prokurator chce dla niego dożywocia.

Ulica Szarych Szeregów w Kórniku. Tuż obok pasażu handlowego Magnolia o północy przechodzi około 50-letnia Aleksandra S. Wraca do domu z Poznania. Kilka metrów za nią pojawia się Piotr L. Kobieta słyszy, że za nią idzie. Odwraca się. Mężczyzna wyciąga nóż i próbuje wyrwać jej torebkę. Kiedy ta stawia opór, zadaje jej kilkadziesiąt silnych ciosów nożem w twarz i głowę. Tak silnych, że nóż pęka na pół.

Kórniczanie na długo zapamiętają noc z 20 na 21 listopada 2015 roku. Na chodniku i ścianie budynku w miejscu, gdzie doszło do ataku, jeszcze przez wiele dni widniały ślady po zaschniętych kałużach krwi. W najbliższą środę rozpocznie się proces nożownika. Piotr L. odpowie za usiłowanie zabójstwa i przywłaszczenie mienia.

Prawie zabił, bo nie miał pieniędzy
Piotr L. obudził się tego dnia z przekonaniem, że musi kogoś okraść. Brakowało mu pieniędzy. Jako robotnik wjednej zfirm produkcyjnych w Gądkach zarabiał miesięcznie 2 tys. zł. Zasam wynajem mieszkania wKórniku płacił zaś 1,2 tys. złotych. Kilka miesięcy wcześniej wyprowadził się odrodziny. Myślał, że sobie poradzi, ale pieniędzy zwyczajnie zaczęło brakować.

To była noc z piątku na sobotę. Piotr L. wrócił wcześniej z pracy i położył się spać. Wstał po trzech godzinach. Około 22 był już na mieście. Przed wyjściem z domu schował do torby nóż i zabrał ją ze sobą. Po co to zrobił? Według jego wyjaśnień - żeby kogoś nastraszyć i ukraść pieniądze.

Zanim ruszył w stronę ulicy Szarych Szeregów, gdzie zaatakował pokrzywdzoną, kręcił się na ulicy Dworcowej. Swoją ofiarę zobaczył na rynku. Aleksandra S. chwilę wcześniej przyjechała autobusem z Poznania. Na placu Niepodległości wypłaciła z bankomatu 500 zł. Piotr L. poszedł za nią i zaatakował w rzadko uczęszczanej uliczce przy pasażu handlowym. - Pomyślałem, że podejdę do tej pani, przestraszę ją nożem, chwycę torebkę i ucieknę. Kiedy podchodziłem, wyciągnąłem nóż. Ona się odwróciła i krzyknęła „Jezu, zostaw mnie, czego chcesz”, powiedziałem „Zamknij się, oddaj torebkę”. Szedłem do niej. Byłem bardzo pobudzony, zdesperowany - wyjaśniał później oskarżony.

Kobieta potknęła się i upadła. Piotr L. chwycił torebkę, ale ona nie chciała jej oddać. Wtedy zadał pierwszy cios nożem. Później kilkadziesiąt kolejnych. Bił ją też rękami. - Krzyczała, żebym ją zostawił. Zadawałem jej ciosy w głowę. Byłem w takim amoku, że nie panowałem nad tym - mówił podczas przesłuchania.

Prokuratura postawiła Piotrowi L. zarzut usiłowania zabójstwa. Dlaczego? Grzegorz Gucze z prokuratury Rejonowej w Środzie Wielkopolskiej przekonywał nas ostatnio, że chodzi o sposób i częstotliwość zadawania ciosów. Nie chciał jednak wtedy mówić o szczegółach. Dzisiaj wiemy już, iż mimo że Piotrowi L. udało się wyrwać torebkę pokrzywdzonej, wrócił, gdy zaczęła wzywać pomocy. Wówczas ponownie wymierzył jej kilkanaście ciosów. To według sądu, który orzekł o jego tymczasowym areszcie, a tym samym przychylił się do wniosku prokuratora, miało ją ostatecznie uciszyć.

Podczas oględzin miejsca zdarzenia znaleziono pęknięty nóż. To nim Piotr L. dokonał tego przerażającego ataku. Jego ostrze leżało na chodniku, pół metra od kałuży krwi, rękojeść kawałek dalej. Nóż pękł podczas zdawania ciosów. - Nie wiem, czym to było spowodowane. Prawdopodobnie od silnych ciosów. Wpadłem w jakiś szał, nie mogłem nad sobą zapanować - opisywał sprawca.

Uderzeniami połamał jej kości
Pokrzywdzona przeżyła. Piotr L. zostawił ją jednak dopiero, gdy przestała się ruszać. - Jak się podnosiłam, on zadawał kolejne ciosy. Miałam nadzieję, że mnie zostawi. Leżałam na ziemi i przestałam się ruszać. Wtedy uciekł w stronę rynku - zeznawała później Aleksandra S. Kobieta o własnych siłach wstała i poszła do najbliższego domu. Zadzwoniła do drzwi. Sąsiad udzielił jej pierwszej pomocy, wezwał policję i pogotowie. To uratowało jej życie.

Z poważnymi obrażeniami głowy i twarzy trafiła do jednego z poznańskich szpitali. Lekarze zabrali ją na salę operacyjną. Nożownik złamał jej kości twarzo- i mózgoczaszki. Miała też liczne rany cięte okolicy głowy, w tym rany cięte przenikające prawe oko. Po operacji na nie nie widziała, na lewe - niewyraźnie.

Wiedział, że po niego przyjdą
Po napadzie Piotr L. uciekł w kierunku cmentarza. Zatrzymał się dopiero na promenadzie, gdzie sprawdził zawartość torebki. Jak wynika z jego wyjaśnień, wyjął tylko portfel, w którym było 630 złotych, karta płatnicza i dowód osobisty. Wziął gotówkę, a portfel schował z powrotem do torby, którą - jak twierdził - wrzucił do jeziora.

Kiedy wrócił do mieszkania, zobaczył, ze ma rozciętą prawą dłoń. Tę, którą zadawał ciosy. Przeciął ją, gdy pękł noż, a on chwycił samo ostrze. Jak wyjaśniał w prokuraturze, nie mógł tej nocy spać. Do 6 nad ranem siedział na kanapie, próbując zebrać myśli. Powoli docierało do niego, co zrobił. Mimo to żył, jakby nic się nie stało.
Po napadzie wrócił do pracy, a ukradzione pieniądze wydał na codzienne potrzeby. - Nie chciałem się przyznać i zgłosić na policję. Chciałem normalnie żyć - wyjaśniał swoje zachowanie. Dodał też, że obserwował, jak mieszkańcy Kórnika przeżywają atak na ich sąsiadkę. Kórniczanie nie ukrywali zresztą strachu i niepewności.

Kilka dni po zdarzeniu zorganizowali nawet „marsz milczenia”, by wyrazić swoją solidarność z zaatakowaną kobietą. Przeszli wtedy od ratusza do ulicy Szarych Szeregów, gdzie została zaatakowana. Tam wspólnie modlili się o jej szybki powrót do zdrowia. - Wiedziałem o tym. Nie wziąłem udziału w marszu, bo byłem w pracy - relacjonował Piotr L.

Kilka dni po ataku w mediach pojawiło się nagranie z monitoringu, na którym zarejestrowano całe zdarzenie. Podejrzany już wtedy miał świadomość, że nie będzie długo cieszyć się wolnością. - Wiedziałem, że policja mnie w końcu zatrzyma. Na monitoringu było widać twarz. Rozpoznałem na nim siebie - wyjaśniał.

Który z braci jest winny?
Policjanci przyszli po niego 30 listopada 2015 roku. Był wtedy ze znajomym w wynajmowanym mieszkaniu w Kórniku. Wcześniej jednak zatrzymali jego brata, Pawła L. Dlaczego? Bo mężczyźni są bliźniakami jednojajowymi i jako sprawcę przestępstwa najpierw wytypowano właśnie tego drugiego.

Jak wynika z notatek policyjnych, świadek Paulina B. zeznała, że feralnego wieczoru, około godziny 22.30 u zbiegu ulic Dworcowej i Wojska Polskiego w Kórniku widziała mężczyznę, który był identycznie ubrany jak sprawca. Policjant przedstawił jej tablicę poglądową. Rozpoznała, że może to być jeden z braci bliźniaków, których znała osobiście. Mógł to być Piotr lub Paweł L. Kolejne tropy zaprowadziły policję do Pawła.

Mężczyznę zatrzymano wczesnym rankiem pod Poznaniem. Podczas przeszukania jego mieszkania policjanci nie znaleźli jednak przedmiotów, które mogłyby mieć coś wspólnego z przestępstwem. Wtedy zatrzymano też Piotra. Oględziny jego mieszkania dostarczyły niepodważanych dowodów. Pierwsze ślady krwi ujawniono już na korytarzu. W jednym z pokoi stała suszarka do suszenia ubrań. Na niej - poplamiona krwią kurtka oraz torba. Obok stały miodowe, męskie buty. Na ich czubkach ujawniono kolejne ślady ludzkiej krwi. Podejrzany doskonale wiedział, w którym momencie krew znalazła się na jego ubraniu. Wyjaśnił bowiem, że kiedy cofnął się do ofiary, złapał ją za lewy bark. Wtedy ubrudził krwią kurtkę, torbę i buty. Badania potwierdziły, że na przedmiotach jest obecna mieszanina krwi Piotra lub Pawła L. (są identyczni pod względem genetycznym) i pokrzywdzonej.

Amfetamina i dopalacze
Piotr L. przebywa w areszcie. Przyznał się już do zarzucanego mu czynu. Utrzymuje jednak, że nie planował i nie chciał nikogo zabić. Z wywiadu środowiskowego wynika, że Piotr L. był raczej samotnikiem. Wcześniej był spokojny, nie wszczynał awantur. Dopiero miesiąc przed zdarzeniem miał wpaść w złe towarzystwo. Pił okazjonalnie - w soboty i niedziele. Feralnej soboty też pił. Według biegłego psychiatry Piotr L. był za to uzależniony od narkotyków. Od 17. roku życia brał amfetaminę. Jak sam przyznał, próbował też dopalaczy.

Inne przypadki
Atak w Kórniku to niejedyne tego typu zdarzenie, do którego doszło w ubiegłym roku w Wielkopolsce. Jeszcze w grudniu 2015 r. z ciężkimi obrażeniami ciała do szpitala trafił mieszkaniec Jarocina, który na ulicach miasta został zaatakowany przez nożownika. Napastnik ugodził go nożem w brzuch i uciekł. Na szczęście 23-letni mężczyzna zdołał dobiec do idących w pobliżu dwóch mężczyzn, którzy wezwali policję i pogotowie ratunkowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski