Nie ma to jak urlop. Właściwie, to nawet nie wiem jaki dziś dzień. Owszem, orientuję się mniej więcej w godzinie, bo światło wpadające przez okno wreszcie przestało kłuć w oczy. Czyli coś koło południa? Kawa wypita, croissanty z morelą wciągnięte. Mniam. Czym by tu jeszcze czytelnika wkurzyć? Hmmm. No, leżę w łóżku. Po prawdzie to z przeziębienia, ale zawsze to wkurzające, gdy inni pracują, by leżeć mógł ktoś. A psik! Na zdrowie!
Dobra, a o czym tu dziś pisać? Mały przegląd wiadomości z kraju. Nuda. Ogóry od dołu do góry. Coś ciekawego wyczytałem o polskiej grupie posłów do spraw kosmosu, co to na nasz koszt się wożą po świecie. Też mi nowina. Sensacją byłoby, gdyby przestali się wozić. Rzecznik jednej partii coś grzmi o publikacji jednego z tygodników. O, przeczytajmy... Nuda. Że partia dość dziwnie, czyli na samą siebie i totumfackich, wydaje pieniądze, które od nas, podatników dostaje? Też mi nowina. Jak każda partia. Czy one się w ogóle czymś różnią? Dajmy więc pokój (z kuchnią) politykom. Ciszej nad tą trumną.
O, tu coś ciekawego. Wkrótce na ekrany kin ma wejść "Bitwa pod Wiedniem" (nie mylić z warszawską, ani polsko-polską). Ta będzie polsko-włoska. Polsko-włoska w produkcji, rzecz jasna, bo ta prawdziwa to byli Turcy kontra reszta świata, przy czym znaczącą resztą świata byli wtedy Polacy, walczący ramię w ramię z ówczesnymi Niemcami. To był sukces. Jak ktoś nie wie, przypominać nie będę. Do szkoły proszę.
Ale i tak auć. Pierwotnie Sobieskiego miał grać Mel Gibson, zagra Skolimowski. Skolimowski to jest ktoś. Dla niektórych. Bardzo chciałbym wierzyć w wielki sukces tego filmu, ale jakoś... nie wierzę. Włoskie filmy w zbiorowej wyobraźni kojarzą się nam z powtarzanym z westchnieniem: amore, tudzież: mamma mia! Na polskich superprodukcjach największa atrakcja trafia się wtedy, gdy w popcornie znajdziesz twardą kukurydzę. Po takim "Ogniem i mieczem" przeciętny Anglik, Francuz czy Amerykanin zastanawiał się pewnie, czy to film historyczny czy współczesny, bo i jakość dróg i ciągłe jeżdżenie w kółko nie wykazywały żadnych różnic.
A jaka jest metoda na dobry film? Znajdź głównego bohatera, dołóż mu trochę skomplikowanej miłości, osadź to na tle historycznym (na tle - czyli nie epatuj wykładem historii), pozwól mu efektownie pomachać bronią, dopraw krwią, szczyptą humoru i koniecznie obsadź w rolach głównych Brada Pitta, albo przynajmniej kilku innych aktorów, do których pół świata wzdycha. I masz hit, dzięki któremu pół świata wierzy, że w Pearl Harbor dwóch bohaterskich pilotów tłukło Japończyków. Albo taki film, dzięki któremu drugie pół świata wie, że Enigmę złamano dzięki bohaterskiej akcji amerykańskich podwodniaków (pewnie nawet w Polsce niektórzy w to wierzą, nie wykazując znajomości nazwisk Rejewski, Zygalski, Różycki). Krasicki mówił: bawiąc uczyć, ale chyba nam filmowcy o tym bawieniu zapomnieli. I my mamy pretensje do świata, że z pamięci naszych zwycięskich bitew nie recytuje...
Nic to, obejrzę sobie chyba z tego wszystkiego Troję. Ciekawe, ale Achilles ma strasznie chude łydki, zauważyliście? Ale nieźle gada greką. Tak jakby trochę... po angielsku...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?