Podczas rozmowy z Łukaszem Goździorem, szefem promocji Poznania usłyszałem wprost, że słynny brytyjski muzyk nie dał wcale drugiego koncertu w Polsce. To było bowiem tylko... "wystąpienie".
W ślad za perswazyjnym stwierdzeniem poszły argumenty. Usłyszałem, że w odróżnieniu od "wystąpienia", koncert musi mieć masową publiczność i repertuar. A masowa publiczność to co najmniej tysiąc osób, trudno zatem uznać za koncert coś, co odbyło się w teatrze. Zatem według dialektyki obowiązującej w gmachu poznańskiego magistratu kilkuset widzów w teatrze przysłuchujących się przebojom Stinga miało mylne wrażenie, że jest świadkami jego koncertu.
Łudziło się także, że artysta prezentuje przed nimi swój repertuar. W takim samym złudzeniu trwała wielotysięczna (oczywiście pewnie nie masowa) publiczność przed telewizorami oglądająca prowadzoną na żywo transmisję.
Słuchając wywodów o tym, że koncert nie był koncertem, więc żadnej szansy nie stracono, przestałem się dziwić temu, że Stingowi pokazano w Poznaniu drzwi. Dziwi mnie jednak brak inwencji w znalezieniu bardziej racjonalnego wyjaśnienia dla niewątpliwej wpadki, jaką było odrzucenie propozycji muzyka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?