Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O, tak właśnie robi się miasto!

Leszek Waligóra
Dlaczego prezydent Poznania przychodzi do tutejszej kawiarni, żeby jej szefowi przez 4 godziny z tabletem w ręku pokazywać swoją wizję miasta? Dlaczego największa poświęcona architekturze strona na facebooku decyduje się na zamieszczenie zdjęcia tutejszej ściany, choć wcześniej nie opublikowała nic z Poznania? Dlaczego tutaj ludzie potrafią się skrzyknąć i w kilka dni zrobić na ulicy koncert, jakiego nie udałoby się zagrać w niejednej sali koncertowej? Dużo by było tych „dlaczego”. I nie byłoby prostej odpowiedzi.

Przeczytaj: Śródka. I wszystko jasne

Faktem jest, że Śródka, najmniejsza dzielnica Poznania - choć w sensie formalnym to nawet nie dzielnica, a osiedle - stała się społecznym ewenementem. Jest odległa o 10 minut spacerkiem od Starego Rynku, który już dawno sięgnął, dosłownie i w przenośni, koślawego bruku. Też powinno jej to grozić, a jednak - póki co - nie docierają do niej różowe parasolki, handlarze dopalaczy, schlani na umór bywalcy dyskotek, ani miłośnicy taniego piwa. Śródka to jeden wielki projekt społeczny, choć to bardzo zła nazwa.

Bo, choć śródczanie mają już plany swojego fyrtla za 10, 15 i 30 lat, to są marzenia. Ich, nie urzędników. Marzą między innymi o odtworzeniu dawnego rynku, co wymagałoby przesunięcia całej dwupasmowej jezdni. To nie urzędnicy dali impuls, to nie urzędnicy zmienili rzeczywistość, wreszcie to nie urzędnicy tą rzeczywistością sterują. Tu, wyjątkowo, urzędnicy nie przeszkadzali.

Ogromna w tym zasługa mieszkańców. Miała Śródka szczęście, bo wśród 700 jej mieszkańców udało się znaleźć tylu walczących, że starczyłoby na obdzielenie niejednej większej dzielnicy. Miała Śródka szczęście do Gerarda Cofty, który latami bił głową w mur, aż go skruszył. Miała szczęście Śródka do ludzi, którzy poszli za nim, którzy wpompowali w to miejsce tyle pracy i energii. Nie, żeby je zmienić w poznański Kazimierz.

O nie. Im chodziło o to, aby Śródkę zmienić w... Śródkę. Ich fyrtel, ich miejsce w Poznaniu, w którym chce się żyć, chce się mieszkać, chce się bawić, chce się razem rozwiązywać problemy i tworzyć coś nowego. Urzędnicy nie przeszkadzali, a czasem nawet pomogli. Teraz podglądają, jak to się robi.

Trzymam kciuki za to miasteczko w mieście. I mam nadzieję, że nie padnie ofiarą własnego sukcesu. Żeby tylko ci ludzie, którzy to zapomniane miejsce zmienili w gwarne uliczki, nie padli ofiarą rosnących czynszów. Żeby właściciele kamienic nie wpadli na pomysł, że skoro już jest tak dobrze, to może być drożej. Bo będą butiki, markety i dyskoteki. Tylko... ludzi nie będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski