Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odsłaniamy kulisy odzyskania obrazu Moneta

Redakcja
To podinspektor Marek Pawlicki  wytropił złodzieja obrazu. Ślęczał z lupą nawet po pracy. Badanie śladów i porównywanie ich z liniami papilarnymi pobranymi od zatrzymanego zawsze odbywa się  w sposób klasyczny: ekspert z lupą przy oku ocenia każdą charakterystyczną cechę odcisku palca
To podinspektor Marek Pawlicki wytropił złodzieja obrazu. Ślęczał z lupą nawet po pracy. Badanie śladów i porównywanie ich z liniami papilarnymi pobranymi od zatrzymanego zawsze odbywa się w sposób klasyczny: ekspert z lupą przy oku ocenia każdą charakterystyczną cechę odcisku palca G. Dembiński
Po niemal 10 latach poszukiwań policji udało się złapać podejrzanego o kradzież z Muzeum Narodowego w Poznaniu "Plaży z Pourville" Claude'a Moneta. To zasługa Marka Pawlickiego, eksperta z laboratorium kryminalistycznego KWP w Poznaniu. Jak trafił na trop Roberta Z. i dlaczego tak długo to trwało? Kulisy śledztwa opisuje Agnieszka Smogulecka.

Marek Pawlicki. Przeciera rękoma zmęczone oczy, poprawia okulary. W policji pracuje od 1990 roku, od początku w laboratorium kryminalistycznym. Przez lata badał odciski palców, teraz jest szefem pracowni daktyloskopii. - Lubię tę pracę - mówi krótko. - To duża satysfakcja, gdy można się przyczynić do wykrycia sprawcy przestępstwa.

Odciski palców na ścianie, ramie i kartonie
19 września 2000 roku wezwano go do Muzeum Narodowego w Poznaniu. Brał udział w oględzinach miejsca przestępstwa. To wtedy właśnie pracownicy spostrzegli, że z Sali Moneta zniknął... jedyny obraz Claude'a Moneta. - Bezcenny, jedyne dzieło tego artysty w Polsce - powtarzali ludzie kultury. W miejscu, gdzie powinna być "Plaża w Pourville", był karton, na którym ktoś wymalował nieudolną kopię obrazu.

- Ujawniliśmy wtedy sporo śladów. Odciski linii papilarnych były między innymi na ścianie dookoła obrazu - opowiada Marek Pawlicki. - Ramę i kopię zabezpieczyliśmy, przewieźliśmy do laboratorium. Użyliśmy sporo substancji, by odkryć jak najwięcej śladów linii papilarnych. Dużo ich było na kopii "Plaży", na niezamalowanej stronie - tłumaczy, że środki wykorzystywane podczas badań dobiera się w zależności od podłoża, na którym znajdują się odciski palców. Karton, na którym wymalowano kopię "Plaży", jest podłożem chłonnym, co oznacza, że substancje wytwarzane przez skórę wniknęły w głąb papieru, a rama nie. Trzeba było więc użyć wielu odczynników. Wreszcie udało się wyselekcjonować ponad 50 śladów. To był jednak dopiero początek pracy.

Przebadano ponad 150 pracowników muzeum
Zebrane z ram, kopii i ściany odciski palców trzeba było porównać z liniami papilarnymi pracowników muzeum. Policja pobrała odciski palców od prawie 160 osób i zaczęła się żmudna praca. Pod koniec 2000 roku stało się jasne, że zabezpieczone ślady nie pasują do żadnej z osób zatrudnionych w muzeum. Musiały więc należeć do złodzieja albo osoby, która wykonała kopię.

Wtedy już policja starała się wytropić "mężczyznę w grubym golfie". To osoba, która - podając fałszywe dane - poprosiła o możliwość skopiowania obrazu wywieszonego w Sali Moneta. Pracownicy zapamiętali mężczyznę, który w pomieszczeniu spędził kilka godzin i miał przy sobie teczkę z papierami. Na niego padły podejrzenia o kradzież (dziś już wiemy, że były słuszne).

- Spośród ponad 50 śladów wybraliśmy czternaście najlepiej zachowanych. Pojechaliśmy do Warszawy i wrzuciliśmy je do raczkującego wówczas Automatycznego Systemu Identyfikacji Daktyloskopijnej AFIS - wspomina Marek Pawlicki.

W 2000 roku baza AFIS była jednak uboga. W Polsce AFIS został bowiem zainstalowany dopiero kilka miesięcy wcześniej, w Wydziale Daktyloskopii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji. Dopiero dwa lata później system został rozszerzony o komendy wojewódzkie, a więc także tę w Poznaniu.

Dlaczego Roberta Z. nie złapano wcześniej?
Komputery przeszukały wówczas bazę, ale człowieka, który miałby podobne odciski palców nie znalazły (dziś wiemy, że jeszcze wtedy nie był zarejestrowany). Zakodowane odciski trafiły do bazy stałej. Każde nowe linie papilarne wprowadzane do AFIS-u powinny być z nimi porównywane. Dlaczego więc policja wcześniej nie wpadła na trop Roberta Z.?

Odciski palców mężczyzny wprowadzono do bazy AFIS pod koniec 2006 roku, gdy był podejrzany o groźby karalne. Dlaczego namierzono go dopiero trzy lata po rejestracji w systemie? Czy AFIS zawiódł?

- Trzeba pamiętać, że ujawnione przez nas ślady były fragmentaryczne, słabej jakości, ubogie w charakterystyczne cechy - tłumaczy Marek Pawlicki. - Komputer to tylko maszyna, która nie widzi całego "odcisku palca" lecz "znaczniki", wskazujące charakterystyczne cechy. W 2000 roku zrobiliśmy wszystko, by zabezpieczyć ślady. To, czego mogliśmy użyć, użyliśmy. Trzeba było sporo czasu i pracy, by ślady zakodować tak, by maszyna wykonała zadanie.

Każde sprawdzenie to 50 milionów operacji
Choć postępowanie w sprawie kradzieży obrazu Moneta zostało umorzone w 2001 r. policjanci co jakiś czas wracali do tego przestępstwa. - Nie dawało mi spokoju - Marek Pawlicki przyznaje, że wracał do niej w wolnych chwilach.

W 2007 roku do laboratorium przyniesiono listę osób, które - jak sądzili kryminalni - mogły być zamieszane w kradzież ob-razu. Ich odciski palców porównano z tymi zabezpieczonymi w 2000 roku. - To wtedy, ponownie mając przed sobą materiał dowodowy i znacznie większe niż przed laty doświadczenie z AFIS-em, znów zacząłem szukać - opowiada Marek Pawlicki.

Pierwsze próby nie przyniosły efektów. Ekspert zaczął więc modyfikować kody zabezpieczonych śladów. Z każdego usuwał cechy wątpliwe, które mogły być zabrudzeniami i znów wrzucał do AFIS-u. Gdy komputer nie znajdował osoby, która miała takie odciski palców, Pawlicki usuwał kolejne cechy i sprawdzanie zaczynało się od nowa.

- W systemie AFIS jest 5 milionów kart daktyloskopijnych, na każdej jest dziesięć odcisków palców - dodaje Andrzej Borowiak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. - Każde sprawdzenie polegało na tym, że komputer porównywał "nasze" odciski z wszystkimi z systemu. Za każdym razem wykonywał 50 milionów operacji.

Hit, czyli mamy go
Czas mijał. Z czternastu śladów, które w 2000 roku trafiły do systemu, ekspert wybrał dwa najlepsze, określił z których palców mogą pochodzić. Wreszcie, w grudniu ubiegłego roku, na monitorze pojawiło się kilka nazwisk z dość wysokimi współczynnikami zgodności cech charakterystycznych linii papilarnych.

Wtedy M. Pawlicki porównał ślady z komputera. "Hit" - to słowo na monitorze zelektryzowało go. Zapadła decyzja, by przejrzeć - z lupą w ręce - karty daktyloskopijne. I znów wynik pozytywny. Robert Z., 41 lat, miejsce zamieszkania - Olkusz.

Kartki, na których uwieczniono jego odciski palców, porównuje kolejny ekspert. On także nie ma wątpliwości:
- Mamy go! - pracownicy laboratorium informują o odkryciu przełożonych.
- Byłem zadowolony - mówi Marek Pawlicki pytany, co wtedy czuł. - Takie rzeczy zdarzają się każdego dnia. Tyle że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z kradzieżą dzieła sztuki o wielomilionowej wartości - dodaje ekspert. - Każda rozwiązana sprawa cieszy, zwłaszcza taka, nad którą pracuje się od początku, od odnajdywania śladów na miejscu przestępstwa. Byłem w muzeum w 2000 roku i byłem w laboratorium, gdy Robert Z. był daktyloskopowany. Porównywałem jego linie papilarne. Największe wrażenie jednak wywarła na mnie informacja, że podejrzany wskazał gdzie jest obraz, że kryminalni go odnaleźli i wiozą do Poznania.

Oryginał w świetle nie tylko fleszów
Robert Z. został ujęty - o czym informowaliśmy. Powiedział, że w impresjonizmie zakochał się, gdy oglądał obrazy w Luwrze. Po powrocie do kraju odwiedził Poznań, by obejrzeć "Plażę...". Wtedy zrodził się w jego głowie pomysł kradzieży. Chciał mieć obraz tylko dla siebie. Opowiedział, jak złożył wniosek o skopiowanie obrazu z Sali Moneta.

- Przebywał tam trzy godziny i sukcesywnie wycinał obraz - tłumaczy Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Później oryginał schował do teczki, w ramy wstawił kopię. Mężczyzna powiedział też, gdzie ukrył obraz: był w szafie w domu rodziców.

Śledczy nadal sprawdzają, czy Robert Z. mówił prawdę (czy faktycznie nie zamierzał sprzedać obrazu, czy nie miał wspólników, czy rodzina wiedziała, co przechowuje w ich domu ) i skąd wziął kopię obrazu. Sam obraz również został zbadany przez ekspertów z laboratorium kryminalistycznego. Aby go nie uszkodzić, do zabezpieczenia śladów użyto metod świetlnych. - Gdybyśmy wykorzystali chemię, moglibyśmy odkryć odciski samego Moneta - śmieją się pracownicy laboratorium.

Arcydzieła, które zginęły w Wielkopolsce
"Autoportret w czapce jakuckiej" Jacka Malczewskiego został skradziony z Muzeum Narodowego w Poznaniu w 1976 roku. Po pewnym czasie złodziej zadzwonił do dyrektora muzeum. Powiedział, że chciał tylko sprawdzić zabezpieczenia obrazów, wyjawił, że skradzione dzieło znajduje się w przechowalni na dworcu. Był tam rzeczywiście.

W lutym 1977 roku wrócił do muzeum. "Zdjęcie z krzyża" Petera Paula Rubensa.Obraz zniknął w 1973 roku z kościoła św. Mikołaja w Kaliszu. Prawdopodobnie strawił go pożar, choć nadal wiele osób wierzy, że został skradziony, a sprawca ogniem zatarł ślady przestępstwa. Dowodów na to nie ma, a obraz (sprowadzony z Antwerpii w 1621 roku) zniknął bezpowrotnie.

Daktyloskopia przeciw złoczyńcom
Daktyloskopia jest działem techniki kryminalistycznej, zajmującym się identyfikowaniem ludzi na podstawie śladów palców, dłoni, stóp, uszu. Do udowodnienia winy podejrzanemu wykorzystano ją po raz pierwszy podczas procesu włamywacza jesienią 1904 roku w amerykańskim Saint Luis.

Na palcach każdego człowieka już podczas życia płodowego powstają linie tworzące niepowtarzalny wzór. Jest on niezmienny w ciągu całego życia. Linie trudno zniwelować - odtwarzają się podczas regeneracji naskórka, przy głębszych uszkodzeniach, tworzą się na nich charakterystyczne blizny.

Wydzielana przez skórę substancja może osadzać się na przedmiotach, które zostały dotknięte albo odwrotnie - do skóry może przykleić się pył z dotykanych powierzchni. Jeśli dotknięta została masa plastyczna - tworzy się wgłębienie. Wszystkie te ślady technik może ujawnić i zabezpieczyć.
Podczas ekspertyzy wyznaczane są charakterystyczne cechy linii papilarnych (początki linii, rozwidlenia, "oczka") i porównywane z cechami odcisków palców pobranych od podejrzanych. Można zbadać też układ otworów porowych i krawędzie linii. Jeśli "zgadza się" 12 cech (przy braku różnic) pewne jest, że podejrzany jest sprawcą.

AFIS służy do gromadzenia odcisków linii papilarnych z miejsc przestępstw oraz do przeszukiwania kart daktyloskopijnych ze śladami pobranymi od osób podejrzanych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski