W poniedziałek po długiej i ciężkiej chorobie zmarł w Poznaniu Jan Biłos. Miał 59 lat, ukończył dziennikarstwo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Pracował m.in. w "Głosie Wielkopolskim", "Gazecie Poznańskiej" i "Dzienniku Poznańskim", tygodniku "Wprost" i "Panoramie Leszczyńskiej".
Pogrzeb Jana Biłosa odbędzie się w piątek o godzinie 10.40 na cmentarzu miło-stowskim w Poznaniu.
Długoletni dziennikarz "Głosu Wielkopolskiego", "Gazety Poznańskiej" i "Dziennika Poznańskiego" Piotr Kurek tak wspomina Jana Biłosa: - Był synem dziennikarza Feliksa Biłosa, zastępcy redaktora naczelnego "Gazety Poznańskiej", odpowiedzialnego za przyjmowanie młodych adeptów tego zawodu. Mnie do pracy przyjmował właśnie Feliks Biłos. Z Jasiem pracowałem krótko. Myślę, że trafił do "Gazety Poznańskiej", kiedy redaktorem naczelnym został Konrad Napierała, a więc w roku 1990. Janek był jego zastępcą. Pracowaliśmy do momentu, kiedy komisja likwidacyjna przy RSW Prasa zadecydowała, że właścicielem "Gazety" będzie Wojciech Fibak. Potem od 1 marca 1991 przeszliśmy do "Dziennika Poznańskiego". Rozpoczęła się przygoda z nową gazetą. Jasiu był wtedy zastępcą redaktora naczelnego. Pierwszy egzemplarz "Dziennika" zszedł z maszyny rotacyjnej na Ziębickiej w końcu października 1991. Jasiu był dobrym kolegą nieżyjącego już dziś Jarka Piotrowskiego, który przez wiele lat pracował w "Panoramie Leszczyńskiej". Od 1 marca 1992 pracowałem w "Głosie Wielkopolskim". Pracował wówczas też w "Głosie" Jarek. Był kolejno sekretarzem redakcji, zastępcą redaktora naczelnego i redaktorem naczelnym. Jasiu lubił nas wtedy odwiedzać.
Natomiast były poznański dziennikarz Marek Wajer tak wspomina Jana Biłosa: - Pracowaliśmy razem w "Gazecie Poznańskiej". Ja w dziale międzywojewódzkim, Jasiu w dziale ekonomicznym. Był człowiekiem o spokojnym temperamencie. O ekonomii potrafił pisać w sposób zrozumiały dla ludzi, co nie jest łatwe. W czasach, gdy był zastępcą redaktora naczelnego "Gazety", wprowadzono nagrody za teksty. Zdarzyła się wtedy rzecz rzadka wśród dziennikarzy. Kiedy dostałem nagrodę za jeden z tekstów, Jasiu przyszedł i powiedział: - Przepraszam cię, ale więcej już za ten tekst nie mogliśmy ci zapłacić. Potem obaj byliśmy w grupie, która z "Gazety" przeszła do "Dziennika Poznańskiego". I wtedy zdarzyła się kolejna rzecz, która zapadła mi w pamięć. Jasiu i Andrzej Łuczak, którzy byli zastępcami naczelnego, odeszli stamtąd jako jedni z pierwszych. Przypomina mi się powiedzenie z czasów Rewolucji Francuskiej, że rewolucja zjada własne dzieci. Potem spotkałem ich obu, gdy pracowali w Agencji Reklamowej Just. Teraz okazuje się, że było to moje ostatnie spotkanie z Jasiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?