Michał Matuszak fotografią zajmuje się od 18 roku życia. To wtedy dostał swój pierwszy kompaktowy aparat. Dziś ma ich kilka, łącznie z zabytkowymi egzemplarzami, takimi jak Zenit, Ami czy rosyjska Smiena. Pochodzi z Kalisza, ale na co dzień mieszka w Poznaniu. W jego obiektywie pojawiają się i ludzie i martwa natura, ale najbardziej lubi robić portrety owadom. Dlaczego właśnie im? – Najbardziej interesujące jest to, czego nie widać gołym okiem – wyjaśnia. Jego prace można oglądać na jego stronie internetowej i facebook’owym profilu „Mały Wielki Świat”.
Jak mówi, funkcja „makro” która jest teraz dostępna w praktycznie każdym aparacie, nie gwarantuje wcale, że zrobimy właśnie takie zdjęcie. O takim można mówić dopiero wtedy, gdy wielokrotnie powiększy się obiekt wielkości matrycy. Przykładowo, samo zdjęcie ślimaka nie będzie zdjęciem makro, dopóki nie skupimy się na jego mniejszym fragmencie np. czułkach lub otworze gębowym. Kiedy już „upoluje” jakiś egzemplarz, sprawdza jego nazwę w atlasach do biologii. Zdarza się, że niektórych gatunków nie udaje mu się zidentyfikować.
Jak nie trudno się domyślić, owady to dość nieśmiali modele. Łatwo je spłoszyć, dlatego bywa, że wykonując zdjęcie trzeba się podczołgać jak najbliżej albo wstrzymać oddech w momencie naciskania migawki. – Owady mają akurat to do siebie, że lubią się pokazywać w miejscach, w których człowiekowi nie będzie wygodnie – śmieje się Michał. W zasadzie dają się portretować tylko na dwa sposoby: w środowisku naturalnym albo na szkiełku, w domu.
– Jeśli robi się zdjęcia w terenie, najlepiej robić je rano, kiedy owady są jeszcze ospałe a temperatura niska – mówi Michał Matuszak. – Na przykład ważki są wtedy zupełnie nieruchome, bo suszą skrzydła od porannej rosy i są zbyt wychłodzone by latać – tłumaczy. Analogicznie, jeśli chcemy wykonać zdjęcie w warunkach domowych, owady można „schłodzić” w lodówce. Taka hibernacja nie zaszkodzi żadnemu z nich, za to znacznie ułatwi zadanie fotografowi, który będzie miał więcej czasu na reakcję. Czy wobec tego nie prościej byłoby uchwycić martwe egzemplarze? – Nie. Nie warto zabijać owada by go sfotografować. Jest tak delikatny, że prędzej bym go uszkodził niż pięknie sportretował – wyjaśnia Michał.
Michał na początku korzystał z najprostszego modeli aparatu. Wszystkiego uczył się sam, studiując podręczniki fotografii i pytając o rady na specjalistycznych forach internetowych. Wspomina, że na sprzęt z prawdziwego zdarzenia zarobił sam, podczas najdłuższych wakacji w życiu, tuż po maturze. Jego plecak waży teraz kilka kilogramów i pełen jest części składowych, bo Michał posługuje się tak zwanym aparatem systemowym, z wymiennymi elementami. Przyznaje, że wśród fotografów trwa teraz specyficzny „wyścig zbrojeń”, a niekiedy wystarczy zwykły kompaktowy model i odrobina szczęścia, by zrobić dobre zdjęcie. Niestety, wraz z nadejściem zimy sezon na owady się kończy. – Można bawić się wtedy w płatki śniegu, jednak to o wiele mniej interesujące – twierdzi.
NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?