Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olga Bończyk skakankę zamieniła na prawdziwy mikrofon [WYWIAD]

Katarzyna Sklepik
Olga Bończyk skakankę zamieniła na prawdziwy mikrofon
Olga Bończyk skakankę zamieniła na prawdziwy mikrofon Tomasz Hołod
Olga Bończyk, znana aktorka i wokalistka opowiada nam o dzieciństwie na pograniczu ciszy i dźwięków, tajemnicy świtu, muzyce wypełniającej każdy dzień, spełnionych marzeniach, a także szczęśliwym życiu na scenie.

"Piąta rano" to tytuł Pani ostatniej płyty. Olga Bończyk jest rannym ptaszkiem, czy o świcie lepiej się myśli, tworzy, komponuje?
To trochę przewrotny tytuł. Nie jestem rannym ptaszkiem, ale zdarza się, że często o tej godzinie wstaję, by dojechać na próbę - bo mam koncert albo spektakl na drugim końcu Polski. Czasami też wracam o tej godzinie z trasy. Piąta rano to także poranek który niesie ze sobą ciszę, nadzieję na nowy piękny dzień. Jest jeszcze jeden powód, dla którego ten tytuł ma uzasadnienie. Kilka lat temu Robert Janson podarował mi piosenkę "Piąta rano" i powiedział: Olga, musisz nagrać swoją autorską płytę. - Do tej pory nagrywałam cover-owe płyty z piosenkami. - Daję ci tę piosenkę, może to będzie dobry początek. I tak też się stało. "Piąta rano" to płyta, która składa się z piosenek napisanych przeze mnie lub specjalnie dla mnie. To płyta autorska, moja duma, moje najmłodsze dziecko…

"Zatopiona w ciszy otworzyłaś dźwięków drzwi. W głuchym szepcie, w niemym krzyku pozwoliłaś sen mój śnić" - to fragment pięknego hołdu, jaki oddaje Pani matce, w piosence "Moja mama". Nie jest tajemnicą, że rodzice byli głuchoniemi. Jak Pani i bratu, który jest koncertmistrzem w orkiestrze Agnieszki Duczmal - osobom tak utalentowanym muzycznie - żyło się na pograniczu ciszy i dźwięku?
Dla mnie to był normalny świat, choć mam wrażenie, że dla osób z zewnątrz to było coś dziwnego, niezwykłego. Moje życie było zwyczajne, bo w takiej rodzinie się wychowałam. Nasi rodzice nie słyszeli, ale to była dla nas norma. To świat zewnętrzny był inny, choć nasi rówieśnicy szybko dali nam odczuć, że jest odwrotnie.

Moi rodzice zawsze wierzyli w to, że skoro jesteśmy z bratem utalentowani muzycznie, to jest w tym jakiś boski plan. Mama nam po prostu w tym nie przeszkadzała. Wiedziała, że musi - w swojej życiowej mądrości - zrobić wszystko, żebyśmy tego talentu nie zmarnowali. Pomagała nam, jak umiała. Wierzyła w nas, a my ich trudu nie zmarnowaliśmy. Mój brat jest koncertmistrzem w jednej z najlepszych polskich orkiestr, a ja, też jak widać nie zmarnowałam lat spędzonych w szkole muzycznej - jestem aktorką i wokalistką. Jestem szczęśliwa, bo spełniło się moje marzenie, chciałam śpiewać, grać na scenie. I tak też się stało. To jest moja droga.

Gra Pani jeszcze na fortepianie?
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że po 20 latach niegrania na fortepianie palce nie są już takie sprawne. Etiudy Chopina już na pewno nie zagram, musiałabym długo ćwiczyć, żeby wrócić dosprawności z tamtych lat. W domu mam pianino, które przydaje się, gdy mam próby z moimi muzykami. Poza tym jak coś aranżuję czy komponuje, to podgrywam sobie z łatwością.

Zaraz po maturze rozpoczęła Pani przygodę ze "Spirituals Singers Band", zespołem wykonującym standardy muzyki jazzowej, gospel…
To był dla mnie szczęśliwy zbieg okoliczności, że zaraz po maturze mogę śpiewać, wyjeżdżać na koncerty, trasy. Po całej Europie. To było takie moje pierwsze spełniające się marzenie. Marzenie małej dziewczynki, która chciała stać na scenie i trzymać prawdziwy mikrofon w ręku. Wcześniej, skakanka udawała mikrofon, a tu już mogłam mieć swój własny. Dotykałam wielkiego świata.
Z perspektywy czasu wiem, że te dziesięć lat ze Spiritualsami to czas nie do przecenienia. To właśnie wtedy tak naprawdę nauczyłam się śpiewać. Nauczyłam się słuchania innych w zespole, śpiewania harmonicznego, linearnego, polifonicznego - to jest coś, czego w żadnych szkołach nie uczą. To był czas, to było doświadczenie, które niezwykle procentuje.

Ze Spiritualsami nagraliśmy kilka płyt, zdobyłam wiele cennych doświadczeń, jednak po 10 latach uznałam, że nasze drogi muszą się rozejść. Że potrzebuję kolejnych wyzwań, chcę się uczyć nowych rzeczy. A poza tym marzyłam o scenie, o graniu w teatrze. Chciałam wyprowadzić się z Wrocławia. Do Warszawy.

I tak w stolicy trafiła Pani do dubbingu.
Tak, dubbing był nową szkołą, która wiele mnie nauczyła.

Dużo tych bajek było…
Mnóstwo. Aktor na scenie teatralnej ma do dyspozycji kostium, charakteryzację, rekwizyty, scenografię, a widz widzi twarz, ruch, grymas. A w dubbingu aktor ma dodyspozycji tylko własny głos. Tylko głosem może stworzyć postać, a to nieprawdopodobnie rozbudowuje wyobraźnię. Musi tak go modulować, by raz być małą dziewczynką, królową, żabką, innym razem wiedźmą. Żałuję, że w szkole teatralnej nie ma specjalnych zajęć z dubbingu. Bo choć on może się nigdy nie przydać w pracy zawodowej, to zupełnie zmienia myślenie aktora o swoim głosie i o tym, co można z tym głosem zrobić. I tak w tym dubbingu spędziłam ponad sześć lat, cały czas marząc o teatrze, filmie. Do Warszawy przeniosłam się w 1995 roku, a w "Na dobre i na złe" dostałam rolę w 2000 roku…

Po drodze była też szkoła charakteryzacji teatralnej.
Tak. W czasie praktyk jeździliśmy naplany filmowe, by charakteryzować aktorów. Pamiętam, jak malowałam moich kolegów, z którymi teraz pracuję. Zrobiłam nawet kilka filmów, pracując jako asystentka głównego charakteryzatora. Nie wiem jednak, czy byłoby to zajęcie, które by mnie uszczęśliwiło tak do końca. Los na szczęście chciał inaczej…

… i przyszła rola Edyty, lekarza anestezjologa w "Na dobre i na złe".
Pracowałam już w kilku warszawskich teatrach, aż któregoś dnia dostałam zaproszenie na casting do serialu "Na dobre i na złe". To był taki moment, który diametralnie zmienił moje życie i sprawił, że cały świat wywrócił się do góry nogami.

Kolejny raz dostałam od losu szansę. Z osoby kompletnie nieznanej, z szarej myszy - jak ja to mówię, stałam się osobą rozpoznawalną. Znaną. Bo rola Edyty Ku-szyńskiej była postacią niezwykle barwną, szokującą, z bardzo silną osobowością.
I tak sobie czasem myślę, jestem tego nawet pewna, że jestem straszliwą szczęściarą. Że ta mała Olga, która przebierała się przed lustrem, wcielając się w królowe i księżniczki czy Olga śpiewająca do skakanki, słuchająca winylowych płyt Ireny Santor, Marii Koterbskiej, Haliny Kunickiej, Steni Kozłowskiej czy Reny Rolskiej, marząca o występach na scenie spełniła wszystkie swoje marzenia. Spełnił się mój dziecięcy sen.

W jednej ze scen serialu, zaśpiewała Pani "Jego portret" i nagle odkryto, że Olga Bończyk pięknie śpiewa…
Przyjeżdżając do Warszawy, chyba świadomie odstawiłam śpiewanie. Chciałam się skupić na drodze aktorskiej, to było priorytetowe. Faktycznie, niewiele osób wiedziało, że mam tak duże doświadczenie wokalne za sobą. Ale kiedy zaśpiewałam w "Na dobre i na złe", to rozdzwoniły się telefony, że skoro tak dobrze śpiewam, to może zaśpiewałabym parę koncertów. I znów, ze swoim muzykami, zaczęłam koncertować. I wtedy okazało się, jak wielu ludzi kojarzy mnie właśnie z piosenką "Jego portret" zaśpiewaną w serialu. Często też proszono mnie, by ją zaśpiewać. I śpiewam ją do dziś.

Tak jak "Listy z daleka", czyli piosenki Kaliny Jędrusik. Jazzująca wersja "Nie budźcie mnie" jest szalenie elektryzująca…
Piosenki Kaliny nagrałam w 2011 roku z orkiestrą symfoniczną Polskiego Radia. Jednak, żeby móc koncertować z tymi piosenkami po Polsce, przygotowałam jazzujące aranżacje z moim trio. Z całą pewnością są odmienne od tych oryginalnych wersji, jednak to wciąż te same piosenki, które znają wielbiciele Kaliny. Nigdy nie śpiewam coverów, tak jak zostały one wykonane w oryginale, nie ścigam się na interpretacje. Uważam to za bezcelowe. Piosenki Kaliny śpiewam po swojemu i chyba w tym tkwi ich siła i piękno, bo teksty i muzyka zawsze będą ponadczasowe.

Nie wszyscy wiedzą, że Pani też pięknie maluje, a nawet… kopiuje Tamarę Łempicką. Prawda to?
Prawda. O tym malowaniu też nie wiedziałam, dopóki nie wzięłam pędzla do ręki. Malowanie jest dla mnie przyjemnością, która ma upiększać mój świat. Gdy chciałam mieć jakiś obraz na ścianie, to zwyczajnie zabierałam się za malowanie go. Zanim jednak wzięłam pędzel do ręki, poprosiłam koleżankę malarkę, żeby mi powiedziała, co mam kupić, żeby zacząć malować. I tak metodą "aż do skutku" malowałam, czasem nawet dwa, trzy miesiące. Malowałam do chwili, gdy uznałam, że jest idealnie taki sam jak w albumie. Na moich ścianach dziś jest sporo obrazów Jacka Vetriano i Tamary Łempickiej.

Od kilku lat jednak nie maluję, nie czuję potrzeby. Nawet koty pozjadały mi pędzle. Musiałam znów kupić nowe. Może to będzie pierwszy krok do tego, żeby wyjąć blejtram i coś namalować.
Wspomniała Pani o kocie. Jaką rolę w życiu Olgi Bończyk - matki chrzestnej pomnika kota niezależnego Cyryla - odgrywają koty?
Nie jest tajemnicą, że jestem kociarą. Mam w tej chwili dwa koty. Stefana i Tośkę. Tośka ma osobowość "bandytki" i rozrabiary, choć wygląda jak księżniczka. To skrzyżowanie maincoona z kotem norweskim leśnym. Codziennie bez skrupułów napastuje Stefana. On z kolei jest dystyngowanym lordem, gentlemenem ze szlachecką duszą... choć wygląda całkiem przeciętnie jak na kota dachowca.

Myślę, że ludzie, którzy mają zwierzęta, są bardziej empatyczni, mają inaczej zhierarchizowany świat.

W "Sambie na pojednanie" śpiewa Pani zanucić melodię chwili, którą pamiętać chcemy… Jaką melodię chciałaby Pani zapamiętać na całe życie.
Chciałabym pamiętać moje szczęście, które niezmiennie towarzyszy mi na scenie. Bo scena - to moje miejsce na ziemi. I właśnie piosenkę o takim szczęściu chcę zapamiętać.

Olga Bończyk, aktorka i wokalistka. Ukończyła wrocławską Państwową Szkołę Muzyczną I i II stopnia im. Karola Szymanowskiego w klasie fortepianu. Absolwentka wydziału wokalno-aktorskiego Akademii Muzycznej we Wrocławiu.
Wzięła udział w 50. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Wystąpiła w koncercie SuperPremiery 2013 z utworem "Nie zatrzymuj się" pochodzącym z jej autorskiej płyty "Piąta rano". Związana z teatrami: Rampa, Roma, Kamienica, Projekt Teatr Warszawa, teatr impresaryjny Ale! Teatr oraz Teatr Capitol w Warszawie.

Publiczność zna ją z roli Edyty Kuszyńskiej z serialu "Na dobre i na zła" oraz z seriali: "Prawo Agaty", "Miłość nad rozlewiskiem", "Pensjonat pod Różą".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski