Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Olimpijczycy połowę życia spędzają poza domem. Czy tak musi być?

Radosław Patroniak
Kibice zazdroszczą najlepszym sportowcom pieniędzy i sławy. Mało kto jednak pamięta, że osiągnięcie mistrzowskiego poziomu wymaga ogromnych poświęceń. Praktycznie każdy z 218 polskich olimpijczyków należy bowiem do klubu "200", czyli do grona tych zawodników, którzy na obozach, wyjazdach i zawodach spędzają ponad 200 dni w roku.

Nieobecność w domu to stały obrazek w życiu kandydatki do podium w rzucie dyskiem, Żanety Glanc. Zawodniczka AZS Poznań tylko w tym roku była na trzech kilkutygodniowych obozach zagranicznych. Ostatnie dni przed igrzyskami spędziła na szlifowaniu formy w ośrodku COS w Cetniewie. W międzyczasie startowała w kilku mityngach, w tym również w zawodach Diamentowej Ligi w amerykańskim Eugene.

- Czy mogłam ten sezon zaplanować inaczej? Nie sądzę, bo nie bardzo sobie wyobrażam rzucanie dyskiem, kiedy za oknem pada śnieg. Przez pięć miesięcy w Polsce nie ma warunków do uprawiania mojej konkurencji. Nie jesteśmy specjalnie zmęczona wyjazdami, bo do życia na walizkach miałam już czas przywyknąć - tłumaczyła 28-letnia mistrzyni ubiegłorocznej uniwersjady.

Nasza kandydatka do medalu to zawodniczka o wszechstronnych zainteresowaniach. W wolnych chwilach pochłania książki, czasami pisze wiersze, a swoje pasje pozasportowe realizuje na zajęciach w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. - Studia chcę skończyć i jestem przekonana, że wcześniej czy później to uczynię. W sezonie olimpijskim musiałam jednak je zawiesić. Po prostu nie byłam w stanie połączyć nauki z wyczynowym uprawianiem sportu. Londyn jest dla mnie priorytetem. Postanowiłam mu wszystko podporządkować, bo wiem, że może być on punktem zwrotnym w mojej karierze - przyznała czwarta dyskobolka ubiegłorocznych MŚ.

Z medalowymi nadziejami do stolicy Wielkiej Brytanii poleciała także wioślarka Trytona Poznań, Julia Michalska. Ona również rzadko widuje się z rodziną. - W swoim mieście spędzam tak mało dni, że jak do niego wracam to często brakuje mi wolnych chwil. Spotkania z bliskimi to nie wszystko. Przez 3-4 dni nadrabiam zaległości kilku miesięcy.Spotykam się z klubowymi działaczami, sponsorami, młodymi zawodnikami, uczniami w szkołach i znajomymi. Czasami mój kalendarza pęka w szwach - zauważyła mistrzyni świata z poznańskiej Malty w 2009 r.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Nieobecność w domu ma też pozytywne strony, o czym wspominała niedawno nasza reprezentantka na igrzyskach w triathlonie, Agnieszka Jerzyk. - Po powrocie z obozu babcia często piecze dla mnie specjalne ciasto, a domowa lodówka ugina się pod ciężarem moich ulubionych smakołyków. Mimo wszystko te gesty serdeczności i miłości zamieniłabym na codzienny kontakt z bliskimi - stwierdziła zawodniczka klubu Real 64-sto Leszno.

Według niej w obecnych czasach sposobem na tęsknotę jest komputer. - Często bywam na Facebooku, ale wirtualna rzeczywistość to jedynie namiastka rozmowy, spojrzenia i głosu - przekonywała leszczynianka.

Więcej czasu niż zwykle spędził w tym roku w domu mistrz olimpijski z Sydney (2000), Szymon Ziółkowski. W lutym młociarz AZS niespodziewanie rozstał się z trenerem Krzysztofem Kaliszewskim i z konieczności ćwiczył na zaniedbanym stadionie przy ul. Pułarskiego, pod okiem nowego szkoleniowca, Grzegorza Nowaka.

- Wiem, że niektórzy nazwali taki sposób przygotowań do igrzysk eksperymentem. Tylko że ja tyle w życiu zwiedziłem hoteli i miejsc, że przebywanie w domowych pieleszach na pewno wyjdzie mi na zdrowie. Jasne, że w RPA czy na Cyprze miałbym lepsze warunki do treningów, ale w mojej profesji i tak się liczy jakość i liczba rzutów. W Poznaniu też więc mogłem wypełnić swoją normę - wyjaśnił 36-letni zawodnik.

Czasami jednak wyjazdy są nieuniknione, bo w stolicy Wielkopolski baza treningowa nie spełnia wymogów. - Muszę ćwiczyć ze sprinterami w Spale, bo tam jest jedyna w Polsce profesjonalna bieżnia. Zimą więc trudno nas zobaczyć w Poznaniu, bo tutaj nie ma gdzie trenować - podkreślił szkoleniowiec reprezentantów w biegach sprinterskich, Tadeusz Osik.

Problemu rozłąki z najbliższymi nie demonizuje z kolei jeden z naszych wioślarskich dominatorów, Marek Kolbowicz. - Wszystko musi być wyważone. Podziwiam żonę, ale mamy to szczęście, że możemy też zawsze liczyć na naszych rodziców. Czasami do tego "kociołka" wrzucam też moją starszą siostrę - przyznał czterokrotny mistrz świata w czwórce podwójnej.

Uważa on, że interes rodziny można połączyć z obowiązkami sportowca. - Od września do grudnia jestem w domu. W styczniu, lutym nie ma mnie po dwa tygodnie. Przed wyjazdem do Londynu na obozie w Wałczu przez pierwszy tydzień gościła u mnie żona z dwójką dzieci. Jak się chce można więc ograniczyć niedogodności związane z rozłąką - zakończył Kolbowicz.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski