Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opryski niszczą pszczoły

Marek Weiss
Mieszkaniec gminy Nowe Skalmierzyce w jednej chwili stracił całą swoją hodowlę pszczół. Związek pszczelarzy podkreśla, że w takiej sytuacji należy niezwłocznie wysłać próbki do badań.

Opryski sadów i pól mogą być dużym zagrożeniem dla pszczół. Przekonał się o tym pszczelarz z gminy Nowe Skalmierzyce, który w jednym dniu stracił całą swoją hodowlę. Sprawa trafiła na policję, która jednak twierdzi, że trudno dopatrzyć się w tym jakiegokolwiek naruszenia prawa.

- Pszczoły są dla mnie wszystkim. Miałem je od 55 lat, ale takie coś jeszcze mnie nie spotkało nigdy. Sąsiad urządził sobie oprysk zaledwie 100 metrów od mojej pasieki. Cały smród leciał wraz z wiatrem w moim kierunku. Zniszczył mi całą hodowlę - oskarża Jerzy Kaszuba z miejscowości Węgry koło Nowych Skalmierzyc.

Nasz rozmówca zapewnia, że widział, kto wykonywał tego dnia oprysk. Niestety, jak mówi, jego telefoniczne interwencje na policji i w urzędzie gminy nie przyniosły skutku. Nie jest zrzeszony, więc nie mógł liczyć również na pomoc ze strony związku pszczelarzy.

- Dzwoniłem na komisariat w Nowych Skalmierzycach zaraz po zdarzeniu, ponieważ o chciałem, żeby na gorącym uczynku przyłapali sprawcę. Okazało się jednak, że nie miał kto wtedy przyjechać. Zostało mi tylko oglądać jak wyginęły moje pszczoły - twierdzi 83-letni hodowca.

Z informacji przekazanych nam przez miejscową policję wynika, że sprawa nie jest tak jednoznaczna. Aby bowiem mówić o wykroczeniu, musi najpierw dojść do działania umyślnego.

- Oprysk własnych drzew nie jest takim działaniem. Nie jest to zabronione, a wręcz przeciwnie - w każdym sadzie to się robi. Trudno winić właściciela sadu, że przylatują do niego owady. Można powiedzieć, że jeden dba o swoje drzewa, drugi o swoje pszczoły. Co innego, gdyby ktoś wszedł na teren pasieki i tam poczynił szkody. Zresztą sam zgłaszający nie był pewien, co do przyczyny. Mówił, że albo to wina sąsiada, albo wirusa. Tym bardziej my nie jesteśmy w stanie tego stwierdzić - wyjaśnia starszy sierżant Bogumił Gręda z lomisariatu policji w Nowych Skalmierzycach, który był na miejscu w Węgrach jeszcze tego samego dnia, w którym wpłynęło powiadomienie.

Zdaniem specjalistów podobne przypadki nagłego wyginięcia całych hodowli nie są wcale odosobnione. Mogą być rzeczywiście spowodowane opryskami przeciwko owadom. W takiej sytuacji hodowca ponosi spore straty materialne. Jedna rodzina pszczela, uwzględniając możliwy do uzyskania zysk, jest warta w przybliżeniu około 500 złotych. W jednej pasiece rodzin takich może być wiele.

- Odbudowa hodowli jest możliwa, ale na pewno nie jest prosta. Zwłaszcza o tej porze roku. Pszczoły niedługo zaczną się przygotowywać do zimy. Nie zdążyłyby się już odbudować - wyjaśnia Marian Jarząbek, kierownik biura Regionalnego Związku Pszczelarzy Wielkopolski Południo-wej w Kaliszu.

Co zatem powinien zrobić hodowca, któremu nagle padnie cała pasieka? W jaki sposób może dochodzić swych racji?

- Powinien pobrać próbki opryskanych roślin i szczelnie zamknąć je w słoiku. Podobnie powinien zabezpieczyć pszczoły. Obie próbki należy jak najszybciej wysłać do badań do laboratorium w Puławach. Prawo takie mają wszyscy, także osoby nie-zrzeszone. Ponadto każdy pszczelarz w lutym lub w marcu powinien zawiadomić urząd gminy, gdzie stacjonują jego pszczoły. Takie informacje trafiają potem do sołtysów. Generalnie przepisy często się zmieniają i trzeba być z nimi na bieżąco - dodaje Marian Jarząbek.

Wymieranie pszczół spędza sen z powiek hodowcom, którzy biją na alarm. Nie brakuje głosów, że jest to już zjawisko masowe. Największym zagrożeniem dla owadów są pestycydy, które nie zabijają ich bezpośrednio, ale zaburzają umiejętność orientacji w terenie, czyli niszczą ich system nawigacyjny. Z tego powodu nie mogą one wrócić do swoich uli. Skazane są więc na śmierć. Pszczelarze przypominają, że jeśli pszczoły wyginą, to zniknie trzy czwarte roślinności, bo tyle roślin w naszym klimacie wymaga zapylaczy. A głównym zapylaczem są właśnie te owady.

Jedna rodzina pszczela to średnio od 60 do 80 tysięcy owadów. Każda rodzina składa się zwykle z jednej matki, różnej liczby pszczół robotnic oraz trutni. W każdej rodzinie istnieje bardzo ścisły podział pracy i wzajemna zależność między poszczególnymi osobnikami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski