Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni dzień VI Spotkań Teatralnych "Bliscy Nieznajomi": każdy aktor chce zaistnieć. Ale, czy warto?

Stefan Drajewski
Scena z przedstawienia "Królowa ciast" z Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie
Scena z przedstawienia "Królowa ciast" z Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie Fot. Arkadiusz Stankiewicz
We wtorek ostatni dzień VI Spotkań Teatralnych "Bliscy Nieznajomi". Oglądam je w kratkę. Szkoda, ze nie obejrzę dziś "Pana Tadeusza". Żałuję, że zmarnowałem czas na spektaklu Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej".

W tym roku Spotkania "Bliscy Nieznajomi" oglądam w kratkę. Nie widziałem "Hansa Schleifa" z Berlina, nie widziałem "Trylogii" z Krakowa i nie zobaczę "Pana Tadeusza" - również z Krakowa.

"Trylogię" widziałem w 2010 roku i pisałem wtedy: "Klata zrobił z "Trylogii" kabaretowy komiks. Sprawdził się on w "Ogniem i mieczem". W "Potopie" trochę się zużył i zaczęło się robić bardziej nudno niż śmieszno. Sytuację uratowała procesja z Madonną. W "Panu Wołodyjowskim" koncept kabaretowo-komiksowy uleciał i zrobiło się ciężko, poważnie, nazbyt serio". Nie wiem, jak zabrzmiała "Trylogia" w Poznaniu, trzy lata później. Nie wiem, jak wpisała się w festiwalowy kontekst "ojcostwa"

Widziałem za to świetną sztukę węgierską "Królowa ciast". Béla Pintér należy do kultowych dramaturgów węgierskich. Założył własny teatr, dla którego pisze swoje dramaty… Tekst jest bardzo mocny, wbija w teatralne krzesło, chociaż chciałby się powiedzieć, że takich stuk, o ojcach - sadystach było w teatrze wiele.

Ale węgierscy dramaturdzy są wyjątkowi. Znajdują wokół siebie na pozór banalną historię, którą przetwarzają w wielka metaforę. Wysokiej rangi policjant utrzymuje żonę, córkę, brata, jego żonę i jego dwóch synów. Brat chciał być artystą, ale zwariował, jego żona przypomina nimfetkę. Żona policjanta pije i grozi jej wyrzucenie z pracy. I jeszcze siedmioletnia córka, która załatwia swoje potrzeby w majtki. Béla Pintér wie od początku, co się kryje za tym rodzinnym obrazkiem: przemoc. Skąd przemoc? Policjant wyżywa się na wszystkich. Jeśli ktoś się nie podporządkuje, jest bity. W tej rodzinie jest jeszcze dziadek. Życie spędza w fotelu… Ale, jak jego synowie byli niegrzeczni, bił ich. Bicie przechodzi w tej rodzinie z pokolenia na pokolenie.

Jeśli skojarzymy czas akcji - 1984, z tytułem powieści Orwella "1984" i sytuacją na Węgrzech, rodzinna perspektywa przemocy poszerza się. Béla Pintér, podobnie jak inni węgierscy dramatopisarze ma jeszcze jedną umiejętność: potrafi znaleźć kontrapunkt, którym jest romantyczna ballada ludowa i muzyka ludowa, które nie osłabiają dramatu, ale go jeszcze bardziej wyostrzają. Humor ballady podkreśla cynizm sytuacji.

"Królową ciast" przetłumaczyła Jolanta Jarmołowicz. Nie pierwszy to współczesny dramat przez nią przetłumaczony, który trafił na deski sceniczne. Słuchając jej przekładów, odnoszę wrażenie, że poznańska tłumaczka oddycha tym samym powietrzem co twórcy dramatów, które tłumaczy. To dość trudna sztuka, aby w języku pochodzącym z zupełnie innej grupy językowej, znaleźć odpowiednie ekwiwalenty słowne, zachowując ich charakter. Bo język w dużej mierze jest jednym z bohaterów współczesnych dramatów węgierskich.

Spektakl wyreżyserowała Katarzyna Kalwat (w Teatrze Polskim w Poznaniu wyreżyserowała "Zażynki").

Z obowiązku obejrzałem przedstawienie "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. W zasadzie szkoda strzępić języka. Spektakl jest tak samo zakłamany i obłudny, jak mainstream, z którego się natrząsają autorzy. Duet postanowił polemizować z gustem i smakiem. Zaatakował autorytety, opluł wszystko i wszystkich… Również krytyków, którzy lansowali Duet w Wałbrzychu. Kiedy w trakcie przedstawienia wyświetlali cytaty z recenzji, pomyślałem sobie o kolegach recenzentach: dobrze wam, odpłacili się.

Nigdy nie należałem do admiratorów ich twórczości, zwłaszcza tej wałbrzyskiej. Nie lubię scenicznego bełkotu, bylejakości i niechlujstwa. Jeszcze bardziej nie lubię aktorstwa, które tym się różni od amatorstwa, że ktoś paniom i panom dał dyplomy szkół aktorskich. Na swój domowy użytek ukułem nawet termin "aktorstwo wałbrzyskie", czyli miałkie, tandetne, ze złą dykcją, zaściankowe. Ilekroć oglądałem wałbrzyskie spektakle Klaty czy Strzępki, miałem wrażenie, że aktorzy są powolnymi kukiełkami, które zrobią na scenie każdą bzdurę, jak przyjdzie do głowy reżyserom. Ci zaś kochają takich aktorów, którzy się nie postawią, nie zadadzą kłopotliwego pytania "dlaczego?". Rozumiem, że każdy aktor chce zaistnieć. Ale, czy warto? Klata już w Wałbrzychu nie reżyseruje i chyba nie pociągnął za sobą aktorów…

Wracając do duetu Demirski - Strzępka. Bardzo lubię ich warszawskie przedstawienie "W imię Jakuba S." (Teatr Dramatyczny w Warszawie). Cenię ich za "Firmę" zrealizowaną w Teatrze Nowym, ale chyba już na żaden ich wałbrzyski spektakl nie pójdę.

W ostatni dzień VI Spotkań Teatralnych "Bliscy Nieznajomi" o godz. 19 można obejrzeć w Teatrze Polskim w Poznaniu "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza w inscenizacji Mikołaja Grabowskiego. Z kronikarskiego obowiązku dodam, że Mikołaj Grabowski przez jeden sezon 1981/82 był dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Polskiego w Poznaniu.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski