Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oszustwo pożyczkowe w Wielkopolsce? Stracili nieruchomość wartą 170 tysięcy złotych, bo nie spłacili dwóch rat pożyczki. Ofiar jest więcej

M.S.
Jerzy Teczław nie umie pisać i czytać. Na akcie notarialnym podpisał się powoli. Notariuszka nie zareagowała.
Jerzy Teczław nie umie pisać i czytać. Na akcie notarialnym podpisał się powoli. Notariuszka nie zareagowała. pixabay.com.pl/zdj. ilustracyjne
Marcin W. oferował pożyczkę pieniędzy. Zgłaszali się do niego ludzie w trudnej sytuacji materialnej. W akcie notarialnym sporządzonym przy Katarzynie W. była jednak wpisana zupełnie inna kwota i wysokość rat do spłaty. Małżeństwo Tecławowie pożyczyli 30 tys. zł., a stracili nieruchomość wartą ok. 170 tys. zł. Teraz mieszkają w wynajmowanym, małym pokoju, za który płacą 850 zł miesięcznie. To nie jedyne ofiary nieuczciwych pożyczkodawców.

Nie umie czytać i pisać. Notariuszka pozwoliła mu zawrzeć umowę

O sprawie pisze Gazeta Wyborcza. Mieszkańcy Wielkopolski stracili dom, ponieważ podpisali umowę, której nie rozumieli. Ofiarami jest 67-letnia Krystyna Tecław i jej mąż, 71-letni Jerzy Tecław. 80-metrowy dom z działką (0,13 hektara) po rodzicach Krystyny, 30 km od Poznania, wyceniono na 145 tys. zł, ale ze względu na niespłacone kredyty nie mogli wziąć pożyczki pod zastaw domu w banku. Ich łączny dochód nie przekraczał 1,5 tys. zł. Ogłoszenie o pożyczce znaleźli w gazecie.

Marcin W. zamieścił informację o prywatnych pożyczkach w lokalnej gazecie. Małżeństwo potrzebowało pieniędzy, żeby spłacić długi i wyremontować dom. W tym celu chcieli pożyczyć 30 tys. zł, żeby przez kolejne 5-6 lat spłacać po 500 zł miesięcznie. Marcin W. zgodził się i przekazał numer do notariuszki, Katarzyny W. z Trzcianki.

Czytaj też:

Za sugestią mężczyzny Krystyna Tecław powiedziała notariuszce, żeby ta wpisała zamiast 30 tys. zł. pożyczki, kwotę 55 tys. zł. Podpisali akt notarialny, mimo że Jerzy Tecław, nieumiejący pisać, robił to literka po literce. Z pożyczki spłacili długi i zaczęli remont.

Raty miały wynosić 500 zł, jednak okazało się, że do spłaty co miesiąc mieli... 2,5 tys. zł. Małżeństwo przestało płacić, ponieważ nie miało pieniędzy. Początkowo Marcin W. przysyłał pisma, następnie groził. Przestał też odbierać telefony, a na koniec wysyłał nieznajomego mężczyznę, który przedstawił się Tecławom jako nowy właściciel ich domu. Zapłacił kaucję za wynajęcie mieszkania i zawiózł ich do gminy, gdzie małżeństwo wymeldowało się z domu. Dwa lata później ich nieruchomość została sprzedana kolejnemu nabywcy za 150 tys. zł.

Dom został im odebrany, ponieważ podpisali akt notarialny, w którym zgodzili się na „przewłaszczenie na zabezpieczenie”, czyli przeniesienie praw własności na pożyczającego pieniądze. Taką nieruchomość można odzyskać dopiero po spłacie długu. W przypadku Tecławów bezpowrotna utrata domu nastąpiła już po dwumiesięcznej zaległości.

Zobacz też:

Krystyna Tecław skończyła wyłącznie osiem klas szkoły podstawowej, a jej mąż Jerzy cztery klasy podstawówki. Pracował na budowach i w gospodarstwie rolnym. W akcie notarialnym zgodzili się, aby to Marcin W. ich reprezentował w sądzie i wykreślił z księgi wieczystej ich roszczenie do domu.

– Skończyłam tylko osiem klas szkoły podstawowej. Nauka nie szła mi najlepiej, do innej szkoły nie poszłam, bo musiałam pomagać w gospodarstwie. Potem zostałam sprzątaczką. Wpadliśmy w długi, bo nie radziłam sobie z życiem i obowiązkami. Człowiek brał pożyczkę, nie dał rady spłacić, więc brał następną. Od dziecka nie zawsze rozumiałam, co się do mnie mówi, ale wstydziłam się do tego przyznać. Wierzyłam we wszystko, co mówił pan Marcin i pani notariusz

– mówi Krystyna w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

Wiedzę Krystyny Tecław sprawdziła później prokuratorka Justyna Kraśniewska. Kobieta nie wiedziała, kim jest notariusz, akt notarialny, oprocentowanie, zastaw, przeniesienie praw własności. Małżeństwo zbadali psychologowie i psychiatrzy, opiniowali, że mężczyzna jest niepoczytalny, a jego żona ma częściowo ograniczoną niepoczytalność. Prokuratura jest zdania, że Marcin W. wykorzystał nieporadność Tecławów, aby przejąć ich dom.

Czytaj też:

Oszustwo pożyczkowe w Wielkopolsce? Ofiar jest więcej

Podobna sytuacja spotkała Dorotę i Roberta, którzy są rodzicami 11-latki. Ich mieszkanie znajduje się 100 km od Poznania. Potrzebowali pieniędzy na dokończenie remontu i życie. W gazecie znaleźli ogłoszenie Marcina W. Mieli pożyczyć 10 tys. zł i płacić po 500 zł. Umowę podpisali w kancelarii Katarzyny W., ale kwota pożyczki wzrosła do 23 tys. zł., a miesięczna rata do tysiąca. Otrzymali jednak tylko 10 tys. zł. Spłacili trzy raty, a następnie również w wyniku przeniesienia własności stracili mieszkanie warte 66 tys. zł. Marcin W. sprzedał je za 26 tys. zł. Oszukano też Magdalenę, która na ogłoszenie trafiła w internecie. Potrzebowała pieniędzy, żeby uporać się z długami. Na północ Wielkopolski do Katarzyny W. przyjechała aż z Gdyni. Chciała pożyczyć 20 tys. - w akcie notarialnym wpisano 41 tys. Spotkało ją to samo, co innych pożyczkobiorców Marcina W.: spłata kilku rat, a następnie utrata mieszkania.

Prokuratura uważa, że Marcin W. oszukuje swoich klientów, a pomaga mu notariuszka Katarzyna W. Tecławowie pożyczając 30 tys. zł stracili ziemię i dom o wartości ok. 170 tys. zł., Dorota i Robert pożyczyli 10 tys. zł, a utracili mieszkanie warte 66 tys. zł, a Magdalena wzięła pożyczkę na 20 tys. zł., przy czym straciła mieszkanie warte 205 tys. zł.

Marcin W. powinien różnicę między wartością sprzedanych mieszkań a niespłaconą kwotą pożyczki zwrócić. Częściowo rozliczył się wyłącznie z Magdaleną (dał jej 44 tys.). Z pozostałymi nie. Gdy pokrzywdzeni zwracali uwagę na różnicę pożyczki i wysokości rat w akcie notarialnym informował ich, że to konieczne ze względów np. podatkowych.

Zobacz też:

Prokuratura jest zdania, że umowy tak redagowano, aby były jak najmniej korzystne dla pokrzywdzonych, czego dowodem jest zapis, że wystarczy zwłoka przy spłacie dwóch rat, by stracić nieruchomość. Procesy Marcina W. i notariuszki toczą się w sądzie w Poznaniu. Katarzyna W. nie czuje się winna. Adwokat kobiety informuje, że jego klientka nie była znajomą Marcina W.

Krystyna i Jerzy Tecławowie przeprowadzali się już cztery razy. Dziś mieszkają niedaleko Poznania w wynajętym, małym pokoiku. W tym samym domu mieszka jeszcze kilkunastu Ukraińców. Miesięczny koszt dla małżeństwa za wynajem to 850 zł.

Portal Otodom przygotował ranking zielonych dzielnic. W Poznaniu do najbardziej zielonych należą: Antoninek-Zieliniec-Kobylepole,  Kiekrz i Ławica. Najmniej zielone są z kolei: Jeżyce, Łazarz i Stare Miasto. W ocenie wzięto pod uwagę takie kryteria jak: pokrycie koronami drzew, wskaźnik roślinności a także dostępność terenów zieleni. Ostatnie kryterium najbardziej przyciągnęło naszą uwagę. Sprawdzano w nim odległość pieszą między miejscami zamieszkania a terenami zieleni oraz powierzchnię terenu zieleni. Zobacz w naszej galerii, które dzielnice z Poznania wypadają najgorzej, a które najlepiej pod kątem dostępności terenów zieleni.Przejdź dalej -->

Te dzielnice Poznania są najbardziej zielone. Kto ma najwięk...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski