Liczne obostrzenia, kwarantanny, izolacje, zamknięcie obiektów i zamrożenie niektórych branż czy praca zdalna, które pojawiły się z powodu pandemii koronawirusa, z pewnością utrudniły codzienność.
Choć koronawirus pokrzyżował nam wiele planów i częściowo odebrał radość, to zdaniem lekarzy przyniósł wiele dobrego dla samej medycyny, jak również pokazał nowe możliwości i zwrócił uwagę na kwestie, które jeszcze wymagają poprawy.
2020 - najtrudniejszy rok?
O koronawirusie głośno było już w grudniu 2019 roku, jednak wtedy mówiło się o zakażeniach w Chinach. W Polsce po raz pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem potwierdzono odkładnie 5 marca 2020 roku w Zielonej Górze.
W Poznaniu pierwsze zakażenie zdiagnozowano pięć dni później. Była to pacjentka w średnim wieku, która wcześniej zgłosiła się do szpitala w Puszczykowie, skąd została przewieziona do szpitala miejskiego im. Strusia w Poznaniu. Stan kobiety był bardzo ciężki. 57-latka zmarła 12 marca. Był to pierwszy zgon w całym kraju, który spowodowany był wirusem COVID -19.
11 marca Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła pandemię nowego koronawirusa na całym świecie. W Polsce stan zagrożenia epidemicznego zaczął obowiązywać 14 marca.
W ciągu całego roku co jakiś czas rząd, w zależności od statystyk dotyczących zakażeń, wprowadzał nowe obostrzenia. Z kolei 13 marca ogłoszono, że część szpitali na terenie Polski zostanie przekształconych w szpitale zajmujące się wyłącznie walką z koronawirusem. W Poznaniu oddelegowany do tego został Wielospecjalistyczny Szpital Miejski im. J. Strusia. Dzięki temu już 1 kwietnia mogliśmy mówić o pierwszych ozdrowieńcach w Poznaniu.
Obowiązek zakrywania nosa i ust po raz pierwszy wprowadzono 16 kwietnia. W kolejnych miesiącach ten zapis wielokrotnie ulegał zmianom.
Wciąż rosnąca liczba zakażeń i coraz więcej osób hospitalizowanych w ciężkim stanie sprawiło, że medycy szukali nowych rozwiązań w postaci terapii. Dzięki temu już w kwietniu do Polski trafił Remdesivir, lek stosowany w najcięższych przypadkach zakażeń koronawirusem. Z początku, w ramach testów, otrzymały go cztery szpitale w Polsce, w tym poznański Wielospecjalistyczny Szpital Miejski im. J. Strusia. Jak przyznawali lekarze, terapia ta uratowała wiele ciężkich przypadków.
Od czerwca można było mówić o stopniowym powrocie do normalności. Jednak na początku sierpnia rząd przyjął metodę wprowadzania dodatkowych restrykcji w poszczególnych powiatach, w zależności od liczby zakażeń, oznaczając każdy z powiatów kolorem żółtym i czerwonym. W tej drugiej strefie Poznań i powiat poznański po raz pierwszy znalazły się 17 października. Zaledwie tydzień później decyzją rządu czerwoną strefą została objęta cała Polska.
Dokładnie 29 października Wielkopolska znalazła się na niechlubnym pierwszym miejscu w „rankingu” województw z największą liczbą zakażeń w Polsce. Wtedy była to liczba 2633 przypadków.
Nadzieja na lepsze i powrót do przed pandemicznej normalności pojawiła się 9 listopada, kiedy prezes firmy Pfizer Albert Bourla ogłosił, że wyprodukowano szczepionkę na koronawirusa. Jej skuteczność według badań wynosiła ponad 90 proc. W kolejnych miesiącach pojawiały się szczepionki innych firm. Do Polski zaczęły one trafiać w grudniu.
Od października w Poznaniu mówiło się o uruchomieniu szpitala tymczasowego na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Choć początkowo jego otwarcie zaplanowane było na 30 listopada, to finalnie do końca 2020 roku nie rozpoczął on swojej działalności.
W poniedziałek, 28 grudnia w Polsce rozpoczęły się szczepienia przeciwko koronawirusowi. Pierwszą grupą, która przyjęła szczepionki, byli medycy i pracownicy placówek medycznych.
Pandemia koronawirusa zwróciła uwagę na wcześniej niezauważane problemy
Pandemia koronawirusa nie tylko wprowadziła wiele zmian w naszym życiu codziennym, ale również w samej medycynie. Jak zauważa prof. Iwona Mozer-Lisewska, ordynator oddziału zakaźnego w Wielospecjalistycznym Szpitalu Miejskim im. J. Strusia w Poznaniu, metamorfozy dotyczyły również samego szpitala, jak i leczenia pacjentów.
- Bardzo ważnym aspektem dla nas było powołanie pracowni badań molekularnych w naszym szpitalu, co nie tylko skracało czas oczekiwania na wyniki RNA wirusa, ale także zaoszczędziło środki finansowe związane z wysłaniem materiału biologicznego początkowo do Warszawy, a później także do innych, odległych miejsc. Z czasem przybywało także aparatury, w tym coraz więcej respiratorów, dzięki wsparciu władz miasta, ale też naszym darczyńcom
- mówi prof. Iwona Mozer-Lisewska.
I dodaje: - Najtrudniej przychodziło nam samo leczenie, bo przecież poruszaliśmy się bardzo intuicyjnie, bazując tylko i wyłącznie na literaturze zagranicznej. Dzisiaj, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że wszystkie dostępne opcje terapeutyczne były i są nadal wdrażane w naszym szpitalu. W tym względzie nie odbiegamy od schematów leczenia, które stosowane są na całym świecie.
Zakażenia koronawirusem zwróciły także uwagę na problemy szpitala, które dotychczas nie były zauważane. - Największą bolączką na początku pandemii była mała liczba personelu. Bo przecież nas - zakaźników, wykwalifikowanych w zakresie chorób zakaźnych jest niewielu. Na początku pomagali nam studenci - wolontariusze szóstego roku wydziału lekarskiego, ale oni z czasem stopniowo się wykruszali. Dlatego też teraz i w przyszłości, patrząc wstecz, będziemy musieli zadbać o to, żeby tych zakaźników było więcej, żeby zachęcić adeptów, którzy kończą studia medyczne do zainteresowania się chorobami zakaźnymi - podkreśla ordynator oddziału zakaźnego.
I dodaje: - Pandemia pokazała także, jak niezbędne będzie powiększenie bazy łóżkowej szpitala zakaźnego. Albo poprzez rozbudowanie naszego szpitala, albo stworzenie nowego. Do niedawna funkcjonowało kilka takich obiektów w naszym regionie, ale były one sukcesywnie zamykane. Wychodzono z założenia, że pandemie pojawiały się tylko w przeszłości. Nie było w tym myśleniu niczego bardziej mylnego. Wiemy przecież, że pandemie nawiedzały i będą wciąż nawiedzać ludzkość, bo sytuacja epidemiologiczna zmienia się, jak w kalejdoskopie.
Koronawirus wiele zmienił, ale nie wszystko na gorsze
Zmiany z powodu pandemii zaszły jednak nie tylko w samych szpitalach. Również przychodnie lekarzy rodzinnych musiały wdrożyć się w stosowanie nowych narzędzi i systemów, które, jak twierdzą eksperci, mogą zostać z nami także w przyszłości
- Wprowadzenie e-recept zbiegło się z pandemią i stworzyło możliwość wystawiania recept bez konieczności osobistego spotkania chorego z lekarzem, co bardzo pomogło prze-de wszystkim w przypadku leczenia pacjentów z chorobami przewlekłymi. E-recepta zagwarantowała ciągłość prowadzonej terapii i ograniczenie ekspozycji na zakażenie
- tłumaczy Artur de Rosier, prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej.
I dodaje: - Podobnie należy traktować teleporadę z zaznaczeniem, że nigdy nie zastąpi ona osobistej porady w gabinecie, a może być ograniczona jedynie do tych sytuacji, kiedy wystarczająca jest konsultacja ustna i wstępna ocena lekarza dotycząca dalszego postępowania, w tym oceny czy w konkretnym przypadku konieczne jest badanie osobiste.
Oprócz e-recept dużą rolę odegrały także e-skierowania, które w pełni wprowadzone zostały dopiero niedawno. Jak podkreśla prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej, ich początki nie były łatwe, nawet dla samych lekarzy.
- E-skierowania dopiero co weszły, można powiedzieć, że są w fazie testowej, ale są kolejnym etapem nowości technologicznych po wprowadzeniu e-ZLA (elektroniczne zwolnienia lekarskie - przyp. red.), czy e-recept. Fakt, że to jest kolejny element powoduje, że adaptujemy się łatwiej. Najtrudniej było na początku - także lekarzom - dostosować się do nowych wymogów rzeczywistości - twierdzi Artur de Rosier.
- Człowiek ze swej natury buntuje się przeciwko nagłym zmianom, na szczęście potem jest w stanie docenić plusy takiej sytuacji. Zostało nam jeszcze Internetowe Konto Pacjenta - jak dotąd mało rozpowszechnione wśród pacjentów. Wiele osób ma jeszcze trudność z założeniem takiego konta i z pewnością należałoby im to ułatwić - zaznacza.
Prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskie zwraca uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt, którego znaczenie wzrosło w czasie pandemii:
- Plusem jest to, że bardziej dbamy o higienę, że zasłaniamy usta przy kaszlu i kichaniu, że częściej myjemy ręce. Pozytywne efekty takiego zachowania widać w zmniejszonej ilości zachorowań na infekcje dróg oddechowych, innych niż COVID-19
- mówi Artur de Rosier
I dodaje: - Chciałbym, żeby tak pozostało. Życzyłbym sobie, żeby maseczka na twarzy nie była symbolem kojarzonym z krajami dalekiego wschodu i miastami pełnymi smogu, żeby była wyrazem świadomości pacjentów z infekcją, że ograniczają w ten sposób możliwość zarażania innych.
Z kolei prof. Iwona Mozer-Lisewska podkreśla, że nie można zapomnieć również o tak ważnym aspekcie, jak wprowadzenie szczepionek. Jednak zwraca uwagę, że wirus jest bardzo nieprzewidywalny.
- Przełomem w pandemii było wyprodukowanie przez renomowane koncerny farmaceutyczne szczepionek anty-covidowych. Bardzo cieszy mnie fakt, że coraz więcej osób entuzjastycznie podchodzi do tych szczepień - mówi.
Jest jednak daleka od euforii.
- Ten entuzjazm jest nieco zmącony przez pojawienie się nowych wariantów wirusa i prawdopodobnie ten zmutowany wirus będzie oporny na działanie szczepionek. Dlatego trudno powiedzieć dokąd zmierza pandemia i ile jeszcze pracy przed nami
- przyznaje prof. Iwona Mozer-Lisewska.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?