Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patologia biegłych sądowych. Nierzetelne opinie rzutują na wyroki

Justyna Piasecka
Justyna Piasecka
Blanka Aleksowska
Blanka Aleksowska
Opinie biegłych są często oceniane przez sędziów jako rzetelne i nie budzące wątpliwości, co wpływa na rozstrzygnięcie procesu.
Opinie biegłych są często oceniane przez sędziów jako rzetelne i nie budzące wątpliwości, co wpływa na rozstrzygnięcie procesu. Karolina Misztal
Nierzetelne i wadliwe ekspertyzy, brak potrzebnych kompetencji, słaba opłacalność pracy - instytucja biegłego sądowego nie działa nawet w połowie tak efektywnie, jak powinna. Problem biegłych obrazuje skalę patologii i zaniedbań w polskim wymiarze sprawiedliwości. A to od ich opinii zależą bardzo często wyroki sądów i działania prokuratur. I świadczy o tym nie tylko sprawa śmierci dziennikarki Anny Karbowniczak.

Instytucja biegłego sądowego jest niezwykle istotna w wymiarze sprawiedliwości. Ekspertyza biegłego wyjaśnia kwestie, które wymagają fachowej wiedzy z danej dziedziny. Mając do dyspozycji taką opinię, prokurator czy sąd ma możliwość dokonania właściwej oceny całej sprawy. Od lat jednak nie działa to w praktyce tak, jak powinno - biegli są poza jakąkolwiek kontrolą, nie weryfikuje się ich kompetencji ani rzetelności ich opinii, na których opiera się sąd. To z kolei przekłada się na wydane orzeczenia, które - jak się okazuje - nie zawsze są właściwe.

Opinia biegłego podważona

Przykładem tego jest choćby sprawa wypadku dziennikarki „Głosu Wielkopolskiego” Anny Karbowniczak. W toku śledztwa poznańska prokuratura skorzystała z usług biegłego Adama Pachołka z Poznania, eksperta z dziedziny techniki samochodowej, rekonstrukcji wypadków drogowych i ruchu drogowego. Dziennikarka zginęła w wypadku, do którego doszło 3 września 2020 roku w Brzekińcu (pow. chodzieski). Jadąc rowerem została śmiertelnie potrącona przez busa, prowadzonego przez Macieja N. Kierowca i jego pasażerowie uciekli z miejsca wypadku.

Biegły Pachołek wykazał w swojej opinii, że winę za wypadek ponosi wyłącznie Anna Karbowniczak, która wyjeżdżając z drogi podporządkowanej na główną, wymusiła pierwszeństwo i wjechała wprost pod koła busa. Wyliczył również, że do wypadku doszło na środku drogi. Kierując się ustaleniami biegłego, prokuratura przyjęła wersję, że za wypadek odpowiada dziennikarka. W konsekwencji śledczy wycofali większość zarzutów postawionych w tej sprawie i skierowali do sądu akt oskarżenia przeciwko kierowcy i jego pasażerom, zarzucając im jedynie nieudzielenie pomocy dziennikarce. Wątek nieumyślnego spowodowania wypadku przez kierowcę busa - który śledczy początkowo podnieśli - został umorzony.

Na tym sprawa wypadku Anny Karbowniczak zostałaby zakończona, gdyby nie dziennikarze „Głosu Wielkopolskiego”, którzy wspólnie z onet.pl postanowili jeszcze raz przeanalizować sprawę. Na naszą prośbę wieloletni biegły sądowy Jerzy Hyżorek sporządził własną opinię. Jego ustalenia całkowicie podważyły wersję przyjętą przez prokuraturę.

Czytaj też:

Biegły Hyżorek wykazał, że do wypadku doszło na pasie, którym prawidłowo jechała Anna Karbowniczak. Co więcej, według jego obliczeń, kierowca tuż przed wypadkiem zjechał ze swojego pasa ruchu na lewy i uderzył w jadącą rowerem dziennikarkę.
Nasze ustalenia i liczne publikacje spowodowały, że Prokuratura Krajowa nakazała wznowić śledztwo i powołać nowy zespół biegłych, który sporządzi nową opinię.

Jak już informowaliśmy, nowa ekspertyza sporządzona przez biegłych z Krakowa częściowo pokrywa się z ustaleniami biegłego Pachołka, jednak diametralnie różni się w najważniejszych kwestiach. Krakowscy biegli ustalili, że do wypadku doszło na pasie drogi, którym jechała Anna Karbowniczak. Wskazali przy tym, że kierowca przed zdarzeniem zjechał na przeciwległy pas i uderzył w dziennikarkę.

Tym samym potwierdziły się nasze ustalenia oparte na opinii biegłego Hyżorka. Specjaliści z Krakowa wskazali, że kierowca przyczynił się do spowodowania wypadku. Ich zdaniem za wypadek współodpowiedzialna jest także Anna Karbowniczak, która miała wymusić pierwszeństwo. Jednocześnie biegli wskazali, że do wypadku by nie doszło, gdyby kierowca zamiast zjechać na lewy pas, hamował jadąc swoim prawym pasem. Śledztwo wciąż trwa. Prokuratura przesłuchała biegłego z Krakowa, teraz planuje skonfrontować go z biegłym Pachołkiem. Ustalenia, którego z biegłych uzna za wiarygodne i rzetelne, dopiero się okaże.
Opinia biegłego Pachołka w sprawie wypadku Anny Karbowniczak jest w dużym stopniu oparta na domysłach, o czym wielokrotnie pisaliśmy. W tym miejscu należy przypomnieć, że nie jest to pierwsza opinia tego biegłego, która pozostawia wiele wątpliwości.

Sprawdź też:

Ekspertyza przesądziła o wyroku

Biegły Adam Pachołek wydał też opinię w sprawie kolizji drogowej, do której doszło w listopadzie 2019 roku. Jak wynikało z aktu oskarżenia, policjant jadąc nieoznakowanym radiowozem nie zachował należytej ostrożności na drodze i uderzył w lewe naroże innego samochodu. Jak twierdzi policjant, to kierująca audi uderzyła w jego samochód, z kolei kobieta twierdzi, że to funkcjonariusz doprowadził do kolizji. Sąd pierwszej instancji uznał winę policjanta i wymierzył mu 300 zł grzywny.

Wydając wyrok, sąd oparł się na opinii sporządzonej przez biegłego Pachołka, uznając ją za „pełnowartościowy materiał przydatny dla rozstrzygnięcia”. Biegły wskazał w swojej ekspertyzie, że „główną przyczyną zaistniałego zdarzenia drogowego było niezachowanie ostrożności i bezpiecznego odstępu przy uwzględnieniu natężenia ruchu prze kierującego samochodem renault trafic [którym jechał policjant - red.]”. Dodał, że funkcjonariusz „miał możliwość uniknięcia zaistniałej kolizji drogowej, gdyby widząc wjeżdżający na jego tor jazdy marki samochód audi zaniechał kontynuowania jazdy, dostosowując prędkość do panującego natężenia ruchu”.

Reprezentująca policjanta Kancelaria Adwokacka Wiza&Paplaczyk poprosiła innego biegłego z poznańskiego Stowarzyszenia Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego o sporządzenie prywatnej opinii w tej sprawie. Jego ustalenia podważyły wersję biegłego Pachołka.

Biegły w prywatnej opinii wykazał, że najbardziej prawdopodobny przebieg kolizji był związany ze zmianą pasa ruchu przez kierującą audi, która z prawego pasa ruchu wjechała na lewy, bezpośrednio przed jadący tym pasem samochód renault.

- Sposób jazdy kierującej samochodem audi związany był z brakiem zachowania szczególnej ostrożności podczas zmiany pasa ruchu i nieustąpieniem pierwszeństwa kierowcy samochodu renault jadącemu po pasie ruchu, na który zamierzała wjechać. Zachowanie kierującej samochodem audi było jedyną i źródłową przyczyną zaistnienia kolizji

- napisał biegły.

Sprawa na skutek apelacji, trafiła do sądu drugiej instancji. Sąd Okręgowy w Poznaniu uchylił pierwszy wyrok i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania przez sąd rejonowym.

W uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Poznaniu czytamy m.in., że „wydając werdykt sąd pierwszej instancji oparł się głównie na opinii biegłego z dziedziny rekonstrukcji wypadków drogowych. Tymczasem opinia ta nie jest w pełni jasna”. Kiedy sąd rejonowy ponownie zajął się sprawą, powołał biegłego Bolesława Parulskiego, który sporządził nową opinię. Ekspert wskazał, że z analizy materiału dowodowego wynika, iż wersja policjanta co do przebiegu zdarzenia ma większe odzwierciedlenie w materiale dowodowym niż wersja przedstawiona przez kobietę kierującą audi.

- W tym kontekście należałoby wnioskować, że przyczyną zaistnienia zdarzenia było naruszenie zasady szczególnej ostrożności podczas zmiany pasa ruchu kierującej samochodem audi. Prawo o ruchu drogowym nakłada na kierującego pojazdem, który zamierza zmienić pas ruchu, ustąpienie pierwszeństwa przejazdu jadącemu po pasie ruchu, na który zamierza wjechać

- ustalił biegły.

Ostatecznie policjant został uniewinniony.

Trzy opinie w jednej sprawie

Problem z nierzetelnymi opiniami nie zdarza się rzadko. Tu warto przywołać sprawę 21-letniego Adama Czerniejewskiego z Konina, który w listopadzie 2019 roku podczas interwencji, został zastrzelony przez policjanta. W tej sprawie prokuratura zleciła wykonanie aż trzech opinii, bowiem dwie pierwsze wzajemnie się wykluczały. Chodziło o ustalenie, czy policjant strzelił w klatkę piersiową chłopaka, czy w plecy.

Według pierwszej ekspertyzy biegłych lekarzy sądowych z Łodzi, pocisk wystrzelony z broni policjanta miał przelecieć przez rękaw kurtki, trafić w klatkę piersiową i wylecieć tyłem przez plecy. Opinię tę podważyli biegli z dziedziny chemii i balistyki z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Uznali, że do strzału doszło w plecy z przyłożenia. Mając dwie sprzeczne opinie prokurator postanowił sięgnąć po trzecią ekspertyzę. Wykonali ją biegli medycy sądowi z UJ w Krakowie, według których policjant strzelił przodem, w klatkę piersiową chłopaka. Ostatecznie, po dwóch latach od zdarzenia, policjant usłyszał zarzuty i został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci.

Czytaj też:

Odpowiedzialność biegłego za fałszywą opinię

Zasady powoływania i pracy biegłych sądowych nie są uporządkowane. Obecnie kwestię tę reguluje Rozporządzenie Ministra Sprawiedliwości z 24 stycznia 2005 r. Wynika z niej, że biegli sądowi ustanawiani są przez prezesów sądów okręgowych. Kto może być biegłym? Prawie każdy. Wymaganiem jest wiek powyżej 25 roku życia i wiedza z danej dziedziny. Problem jest z weryfikacją kompetencji biegłych. Prezes sądu, który ustanawia biegłych, nie posiada wiedzy w danej dziedzinie, więc nie jest w stanie ocenić, czy dana osoba ma wystarczające kompetencje, by zostać biegłym. A to przekłada się na rzetelność opinii i ostateczne rozstrzygnięcie sprawy.

Podkreślenia wymaga, że za nierzetelną opinię odpowiedzialność ponosi biegły. Art. 233 § 4 kodeksu karnego głosi: „Kto, jako biegły, rzeczoznawca lub tłumacz, przedstawia fałszywą opinię, ekspertyzę lub tłumaczenie mające służyć za dowód w postępowaniu określonym w § 1, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”. Z kolei Art. 271 § 1 głosi: „Funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.

Jednak, aby biegły mógł zostać pociągnięty do odpowiedzialności zgodnie z tym paragrafem, należy wykazać, że świadomie przedstawił on nieprawdę w swojej opinii, czyli, że działał umyślnie. Tylko jak udowodnić, że biegły kłamał świadomie?

Czytaj też: Wypadek pod Wolsztynem: Biegły zna biznesmena, na którego korzyść wydał opinię? W sprawie tragicznej śmierci Anety jest wiele wątpliwości

Pokrzywdzonym przez opinie biegłych drogę otworzył wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach, który uznał, że „biegły odpowiada za wadliwie sporządzoną opinię, niezależnie od tego czy działanie sądu podjęte w postępowaniu, dla potrzeb którego sporządzono opinię, było prawidłowe czy nie”.

Mężczyzna pozwał biegłą z zakresu budownictwa, która wydała opinię w jego sprawie sądowej. Z czasem okazało się, że ustalenia biegłej były nierzetelne. Mężczyzna postanowił wytoczyć proces cywilny biegłej, domagając się zapłaty za wyrządzone szkody. Sądy pierwszej i drugiej instancji oddaliły powództwo, jednak na skutek skargi kasacyjnej Sąd Najwyższy uchylił wyrok sądu apelacyjnego i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Sąd Okręgowy ponownie rozpatrując sprawę powołał biegłego, który wykazał, że opinia pozwanej biegłej była nierzetelna i sprzeczna z rzeczywistym stanem rzeczy. Sąd uznał, że nie można przypisać winy pozwanej i ponownie oddalił powództwo. Odmienne stanowisko zajął Sąd Apelacyjny w Katowicach, który uznał, że biegła sporządzając błędną opinię, dopuściła się fałszerstwa, o którym mówi Art. 233 § 4 KK i zasądził od biegłej na rzecz mężczyzny zapłatę 80 tys. zł odszkodowania.

Warto podkreślić, że Sąd Najwyższy, rozpatrując skargę kasacyjną, odparł zarzut biegłej, że za działania biegłego odpowiada organ procesowy, który zlecił mu sporządzenie ekspertyzy. SN odwołał się do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 12.06.2008 r., sygn. K 50/05, który wskazał, że „Biegły odpowiada osobiście za wykonywane przez siebie czynności, niezależnie od tego, czy do określonego działania zobowiązał go sąd, czy też inny organ”.

Prymat biegłego

Problem biegłych sądowych i sporządzanych przez nich opinii, na których najczęściej całkowicie polega sąd czy prokuratura, jest bardzo złożony. Sprawa wypadku Ani Karbowniczak to tylko jedna z bardzo wielu, w których ekspertyza biegłego w zupełności zadecydowała o całym dalszym działaniu śledczych: wycofaniu zarzutów wobec kierowcy i pasażerów auta, uznaniu dziennikarki za winną wypadku i umorzeniu śledztwa.

Jak podkreśla prof. Maciej Gutowski, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu, takie postępowanie to, niestety, częsta praktyka wymiaru sprawiedliwości, który nie tylko w całości opiera całe postępowanie na jednej opinii, ale także nadużywa w ogóle instytucji biegłego.

- Sądy często powołują biegłych z ostrożności lub dla wygody, nie chcąc ryzykować ewentualnego uchylenia wyroku. Zbyt duża liczba spraw w sądach powoduje zbyt duże absorbowanie i słabe opłacanie biegłych

- wskazuje prawnik.

Dodaje, że w efekcie cierpią na tym sprawy, w których naprawdę potrzebna jest opinia dobrego fachowca. Ale tacy nie chcą być biegłymi. Zwyczajnie im się to nie opłaca.

- Biegli sądowi są za swoją pracę za słabo opłacani, co wiąże się też ze środkami na wymiar sprawiedliwości. Trudno jest pozyskać dobrych fachowców, bo oni zarabiają na rynku. Nie są zainteresowani pracą biegłego, bo to niewielkie pieniądze za dosyć trudną i czasochłonną pracę

- mówi nam prof. Gutowski.

Kontaktujemy się ze znajomym ekspertem medycyny sądowej, który wielokrotnie wydawał opinie dla sądów i prokuratur. Prosi o anonimowość.

- Przestałem to robić. Nie dość, że dostaję za to przedpotopowe, słabe wynagrodzenie, to jeszcze przychodzi z absurdalnie dużym opóźnieniem. Nie raz nawet kilka lat po zleceniu. Często otrzymuje zapłatę spóźnioną o kilka lat, nawet nie wiedząc, której opinii ona dotyczy

- mówi nam ekspert.

Dodaje, że gdy odmawia wydania opinii, dochodzi do sytuacji, w której konieczną sekcję zwłok i opinię musi wydać np. zakład medycyny sądowej w innym mieście. A to wszystko kosztuje wymiar sprawiedliwości więcej, niż kosztowałaby jego szybka opinia zrobiona bliżej.

- To absurd, ale nie będę przyjmować zlecenia, jeździć do innego miasta, by je wykonać, a potem czekać miesiące czy lata na otrzymanie wynagrodzenia lub wytaczać sprawy w sądzie, by je otrzymać

- wyjaśnia nasz rozmówca.

Czytaj też: Polacy przeciwko karze śmierci. "Nie odstrasza i nie zniechęca do popełnienia zbrodni"

Finanse i zbyt częste angażowanie biegłych w stosunkowo proste sprawy to jednak dopiero wierzchołek góry lodowej - bo problem jest wielopłaszczyznowy, złożony i systemowy.

O niewydolności i nieefektywności funkcjonowania instytucji biegłych sądowych alarmują od lat kolejne raporty i kontrole Najwyższej Izby Kontroli. Potwierdzają one diagnozy ekspertów i prawników - biegłym sądowym może zostać tak naprawdę każdy, nic nie gwarantuje rzetelności i wartości merytorycznej ich opinii, a na tych opiniach sądy i prokuratury opierają się często całkowicie i bezkrytycznie. I dlatego wydają wadliwe, niesprawiedliwe czy błędne postanowienia oraz wyroki.

Na podobny proceder, który opisywała NIK i na który wskazuje nam prof. Gutowski, zwracał uwagę wielokrotnie także Rzecznik Praw Obywatelskich.

- Czasami sądy, zamiast opierać się na własnej wiedzy i doświadczeniu, bezrefleksyjnie zdają się na opinię biegłych, nawet gdy jest ona niepełna. Zdarza się, że sędziowie pytają biegłych nie tylko o fakty, ale też o rozstrzygnięcia prawne. Bywa, że przerzucają na biegłych prowadzenie postępowania dowodowego. Prowadzi to do sytuacji, gdy błędy biegłych wpływają na ocenę materiału dowodowego, na którym później sąd opiera się, orzekając o winie i karze

- ostrzegał RPO.

Podkreślał, że dowód czy ekspertyza dostarczona przez biegłego - pozostającego poza jakąkolwiek kontrolą - często jest oceniany przez sędziów jako „rzetelny i niebudzący wątpliwości” oraz “przesądza o rozstrzygnięciu procesu”.

Węzeł gordyjski

Patologii i niedopuszczalnych sytuacji jest jednak mnóstwo. Jak ujawniła kilka lat temu NIK, zdarzało się, iż do wydawania opinii w roli biegłych ad hoc powoływano osoby skreślone wcześniej z listy biegłych z powodu nienależytego wykonywania obowiązków. Możliwe, że nie było innego wyjścia - bo jak już wspomnieliśmy wyżej, biegłych jest po prostu za mało.

Jako podstawową przyczynę braku biegłych i związanego z tym wydłużania się czasu oczekiwania na opinie, wymieniano niskie stawki wynagrodzenia dla biegłych sądowych, w porównaniu do stawek osiąganych przez tych samych specjalistów na rynku

- zaznacza Izba.

NIK alarmuje, że brakuje skutecznej procedury weryfikowania kompetencji kandydatów na biegłych sądowych, a w niektórych specjalnościach brak także samych kandydatów. A to z kolei wpływa na przewlekłość postępowań i zagraża prawu obywateli do rzetelnego procesu w rozsądnym terminie.

Z raportów i analiz zarówno NIK, Rzecznika Praw Obywatelskich, jak i organizacji pozarządowych wyłania się zatem ponury obraz: od opinii biegłych zależeć może wszystko, a opinia ta może być wadliwa. Biegły nie podlega kontroli, weryfikacji kompetencji, a sądy zawierzają mu całe dalsze postępowanie. Dobrych biegłych brakuje, bo za taką opinię dostaną wynagrodzenie wielokrotnie mniejsze niż to, jakie mogą dostawać za zlecenia np. w prywatnej firmie, instytucie, bądź na uczelni.

- Bardzo często biegli wydający opinie to biegli emerytowani, którzy skłonni są wydać taką ekspertyzę, jakiej oczekuje prokuratura. Traktują możliwość wydania takiej opinii jako okazję zarobienia dodatkowych pieniędzy, a tymczasem ich wiedza mogła się już dawno zdezaktualizować. Ich opinie są jednak dla śledczych tanie, szybko się je pozyskuje. A sądy i prokuraturę obowiązują terminy i limity finansowe

- mówił nam prof. Zbigniew Ćwiąkalski, którego rok temu pytaliśmy o ten problem przy okazji pierwszych tekstów o sprawie Ani Karbowniczak.

Były minister sprawiedliwości i prokurator generalny podkreślał, że powinna powstać specjalna ustawa o biegłych sądowych, w której zapisane zostałyby procedury weryfikacji kompetencji czy sposobu działania biegłych w relacji z sądem i prokuraturą.

Co z ustawą o biegłych?

O tę ustawę w resorcie sprawiedliwości wielokrotnie upominali się także Rzecznik Praw Obywatelskich i kontrolerzy NIK. W swoich analizach krytykują ministerstwo, że takich regulacji wciąż nie ma - mimo, że były zapowiadane i obiecywane. Na pytania o ustawę MS od 8 lat odpowiada, że prace nad nią „są w toku”.

Czy ustawa o biegłych w końcu powstanie? Pytamy o to wiceministra sprawiedliwości, Marcina Warchoła. Jego słowa raczej na to nie wskazują - jak odpowiada, ustawa nie jest potrzebna, bo niczego nie załatwi.

- Co mamy napisać w tej ustawie? Że biegły ma być pracowity, kompetentny, wydawać rzetelne opinie? Przecież to oczywiste. Stopień doktorski czy profesorski nie gwarantuje mądrości i rzetelności. Ustawa nie rozwiąże problemów

- stwierdza wiceminister Warchoł.

Jak jednak przekonuje, resort sprawiedliwości walczy z tymi problemami.

- Powołaliśmy w Łodzi Instytut Ekspertyz Medycznych i Instytut Ekspertyz Ekonomicznych i Finansowych. Oba działają pod kierunkiem Ministerstwa Sprawiedliwości i wydają opinie w wielu ważnych sprawach. Stworzyliśmy też cyfrową listę biegłych, gdzie sądy i prokuratury będą mogły znaleźć biegłego z potrzebnej dziedziny. Będzie tam widać, czy dany biegły jest obłożony pracą. Dzisiaj listy są nieprzejrzyste, sędzia szuka biegłych po omacku. Można trafić na biegłego, który jest bardzo zajęty i na jego opinię będzie trzeba długo czekać. Ten cyfrowy system jest praktycznie już stworzony, czeka na uruchomienie

- podkreśla polityk.

Dodaje, że Ministerstwo wprowadziło do kodeksu postępowania karnego możliwość rozliczania biegłego z jego opinii. Za nierzetelną ekspertyzę może nie otrzymać wynagrodzenia, a nawet usłyszeć zarzuty. Właśnie na tej podstawie pociągnięto do odpowiedzialności, wspomnianą przez nas wyżej, biegłą.

Czy to wystarczy, by problemy z biegłymi zaczęły znikać? By ukarać biegłego za jego opinię trzeba przecież udowodnić, że jest ona wadliwa i nierzetelna. A to - znów - trwa i blokuje wokandę.

Instytut Ekspertyz Ekonomicznych i Finansowych, powołany przez MS, również został kilka dni temu skontrolowany przez NIK. Izba nie zostawia na tym organie suchej nitki.

W niewielkim stopniu zrealizował on założenia, którymi uzasadniono jego utworzenie, tj. zmniejszenie przewlekłości postępowań przygotowawczych i sądowych, uzyskanie oszczędności wydatków budżetu państwa i zwiększenie dostępności do biegłych posiadających wystarczająco pogłębioną wiedzę w dziedzinie ekonomii i finansów. (...) IEEF tylko w niewielkiej liczbie sporządzał dla prokuratur czy sądów rozległe i pracochłonne opinie, a przygotowywanie niektórych trwało niemal trzy lata

- informuje NIK.

Problem jest wciąż ten sam - pracownicy Instytutu są obłożeni innymi obowiązkami. I wydanie opinii zajmuje im dużo czasu.

Sceptyczny wobec ustawy o biegłych jest jednak także prof. Gutowski. Podobnie jak wiceminister sprawiedliwości, adwokat ocenia, że to w niczym nie pomoże, bo papier przyjmie wszystko.

- Od uchwalenia ustawy nie pojawi się więcej biegłych, nie staną się oni lepsi, nie zmieni się praktyka korzystania z instytucji biegłego, ani nie podniosą się ich wynagrodzenia. Wymiar sprawiedliwości od wielu lat nie został dobrze, kompleksowo zreformowany. Od lat pomija się kwestie systemowe, a wadliwa praktyka delegowania sędziów do Ministerstwa Sprawiedliwości powoduje, że zmiany procedur są przeważnie w interesie tej grupy zawodowej. Albo zreformujemy to jakoś całościowo i spróbujemy do tego podejść naprawdę poważnie, albo będziemy wpadać na jakieś doraźne pomysły, jak uchwalenie ustawy o biegłych z nadzieją, że to zaczaruje rzeczywistość. A nie zaczaruje, bo to są lata zaniedbań i chaosu

- mówi dziekan poznańskiej ORA.

Prof. Gutowski przyznaje, że rozwiązanie tego problemu jest bardzo trudne i wymaga złożonych działań. Po pierwsze - zmiany praktyki samych sądów.

- Trzeba zmniejszyć liczbę spraw sądowych, zwłaszcza tych, w których korzysta się z biegłych. Czasami te sprawy się nakładają na siebie, jak w przypadku spraw frankowych, co jeszcze bardziej blokuje system. Praktyka powinna zmieniać się w kierunku sięgania do biegłych wtedy, kiedy jest to rzeczywiście konieczne. Tacy biegli dostawaliby też wtedy sprawy, które rzeczywiście uważaliby za godne uwagi. Warto też rozwijać koncept i poszerzać znaczenie opinii pozyskanych przez strony

- podkreśla nasz rozmówca.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

od 16 lat
Więzienie w Rawiczu owiane jest złą sławą. Przez większość swojego funkcjonowania - m.in. podczas zaborów, okupacji niemieckiej i w czasach PRL - uchodziło za jedno z najcięższych w Polsce. Przebywali tu skazani w procesach politycznych. Nie brakuje znanych nazwisk, których właściciele byli niewygodni dla panującej w danym czasie władzy. Wśród nich znajdowali się idealiści, przedstawiciele inteligencji, duchowni oraz wojskowi, m.in. Bartoszewski, Skalski czy Gomułka.Zobacz, kto trafił do tego więzienia --->Czytaj też: Tak kiedyś wyglądało więzienie we Wronkach. Na przestrzeni lat obrosło wieloma legendami

Wielkopolskie więzienie owiane złą sławą. Tu odsiadywali wyr...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski