Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Philm zagrał w Blue Note. Spektakularny koncert w kameralnych warunkach [ZDJĘCIA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Philm zagrał w Blue Note. Spektakularny koncert w kameralnych warunkach
Philm zagrał w Blue Note. Spektakularny koncert w kameralnych warunkach Waldemar Wylegalski
Na koncert Dave'a Lombardo ze Slayerem trzeba by wynająć poznański stadion. Na jego występ z Philm wystarczył Blue Note, który w piątek wieczorem drżał od muzyki przez wielkie M.

Na koncertach muzyka powinna ożywać, choć niestety zdarza się jej to coraz rzadziej. Większość występów – nawet wykonawców, których lubimy – sprowadza się dziś do poprawnego i niemal automatycznego odegrania kompozycji. Na scenie brakuje szaleństwa, wspólnego przeżywania muzyki, a występujący nieraz sprawiają wrażenie, jakby grali za karę. Na szczęście są od tej reguły wyjątki. Jednym z nich był piątkowy koncert Amerykanów z Philm. Założycielem i spiritus movens zespołu jest Dave Lombardo, były perkusista Slayera.

Kariera założonej 20 lat temu formacji ruszyła z impetem dopiero po rozstaniu Lombardo z ikoną thrash metalu przed dwoma laty. Na polskich koncertach Philm promował swój drugi album „Fire from the Evening Sun” wydany w zeszłym roku. Od początku jasne było, że swoją ekstrawagancką i eksperymentalną muzyką Amerykanie wielkich scen nie zawojują. Wcale nie przeszkadza im to jednak dokonywać na ciasnych klubowych scenach rzeczy wielkich.

Od pierwszych taktów otwierającego set utworu tytułowego z ostatniej płyty Philm, uwagę publiki zawłaszczył Lombardo. Choć przyszło mu grać na zestawie dużo skromniejszym od tego, który pamiętamy z czasów, gdy grał w Slayerze, perkusista wyciskał z niego ostatnie soki. Mieszał, łamał rytm gęstymi przejściami i przyspieszał swoim firmowym d-beatem. W stałym wzrokowym kontakcie z Davem był wylewający siódme poty basista Pancho Tomaselli. Nieco z boku trzymał się śpiewający gitarzysta Gerry Nestler.

Cała trójka konsekwentnie budowała napięcie, przeplatając funk stonerowymi walcami, a tak wybuchowe numery jak „Train” kontrując wspaniale transowym i monumentalnym „Lion's Pit”. Amerykanom niestraszne były nawet przejściowe problemy techniczne. Kiedy Nestlerowi w pewnym momencie zepsuł się wzmacniacz, Lombardo i Tomaselli zainicjowali kilkuminutową improwizację, którą w odróżnieniu od większości podobnych atrakcji na innych koncertach oglądało się z zapartym tchem i rozdziawionymi ustami. Była w tym pasja, pełne zaangażowanie i radość z tworzenia muzyki w czasie rzeczywistym, nie zaś opatrzone instrumentalne sztuczki grane od niechcenia przez znudzonych starych wygów.

Świetnie ogląda się na niewielkiej scenie człowieka, który grą na płytach takich jak „Reign in Blood” czy „South of Heaven” Slayera złotymi zgłoskami zapisał się w historii ciężkiej muzyki. Dziś mógłby, wzorem wielu kolegów z branży, założyć cover band i pod własnym nazwiskiem odgrzewać największe hity swego dawnego zespołu. Mógłby też nie robić nic, bo przy takim dorobku, Dave Lombardo ma zapewniony status ikony i jednego z najbardziej wpływowych metalowych perkusistów. Zamiast tego, 50-letni muzyk wciąż czuje głód tworzenia i grania. I robi to bez cienia zmanierowania, nawet gdy pod sceną stoi dziś zaledwie 100, a nie – jak dawniej – 100 tysięcy osób.

PS Wieczór rozpoczął występ poznańskiej formacji Tarpan. Grupa byłych muzyków Faust Again, Blues Beatdown i Word is Mine należycie rozgrzała publikę swoją kombinacją sludge i stoner metalu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski