Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierś kontra butelka

Maria Wieczorek, młoda mama
– Karmi pani piersią? – Masz mleko? – Zuzia nie ma problemu ze ssaniem? – nie zliczę, ile razy w ciągu ostatnich trzech miesięcy usłyszałam takie pytania od rodziny, znajomych, lekarzy. – Karmię, karmię /mam/ nie, na szczęście żadnego – odpowiadam w zależności od postawionego pytania. Na tym zazwyczaj temat się kończy – jakby moja odpowiedź była oczywistością. A przecież nie zawsze tak jest.

Po początkowych trudnościach (związanych z brakiem pokarmu) jeszcze w szpitalu (gdzie dostałam tabletkę na „ruszenie z produkcją”), mleka jest aż za dużo. Zuzia wcina, ile może (dzięki czemu rośnie jak na drożdżach, choć przecież to nie drożdże), ale najwidoczniej organizm jeszcze nie przyzwyczaił się do tego, aby wytwarzać w sam raz, tak, by nie zmarnowała się ani kropelka.

To zresztą jest nieprawdopodobne – jak to możliwe, że tyle rzeczy na świecie potrafimy skopiować i trudno odróżnić oryginał od fałszywki, a kobiecego mleka się nie da? Że ono zmienia swój skład w zależności od choćby pory dnia (wieczorem staje się bardziej treściwe, aby dziecko w nocy dłużej trawiło), że składa się tak naprawdę z trzech różnych warstw – najpierw z mleka początkowego, rzadkiego, „zupy” – tak, by niemowlę zaspokoiło pragnienie. Potem (po około 5-8 minutach karmienia) z mleka środkowego – przypominające to o zawartości 3,2% tłuszczu – cennego dla rozwoju kości i mózgu maluszka. Na samym końcu (zaczyna się wydzielać po około 15 minutach karmienia) z gęstego, o konsystencji śmietany – to „deser”, dzięki któremu najbardziej niemowlę przybiera na wadze. To fenomen natury – i chyba to sprawia, że ostatnio (po okresie zachwycenia się sztucznymi odżywkami) panuje moda na karmienie piersią.

Ale nie każdy ma taką możliwość albo chęci. I chociaż nabieranie naturalnej odporności i zmienny skład to nie jedyne plusy naturalnego pokarmu (pisałam już o tym, jaka to wygoda mieć jedzenie zawsze „na wyciągnięcie ręki”, bez znajdowania gniazdek, gotowania, proszenia o wrzątek czy czekania na schłodzenie butelki), że nie wspomnę już o tym, że przez pół roku mamy jedzenie dla dziecka ZA DARMO, to część mam krępuje się karmić w miejscach publicznych (a takie sytuacje też się przecież zdarzają). Dla innych piersi są tylko ich i nie wyobrażają sobie, że ktokolwiek mógłby za nie „ciągnąć”.

Część boi się tego, jak ich biust będzie wyglądał po okresie karmienia – że nie wspomnę już o tych, które chciałyby, lecz karmić z różnych przyczyn nie mogą. Wtedy zostaje butelka (która z kolei ma tę przewagę, że w środku nocy wstać i nakarmić może choćby tata, poza tym zawsze wiadomo, ile dzieciątko zjadło). Niezależnie od tego, jak karmimy, najważniejsze jest to, by dobrze się czuć – i my, i nasze dzieci. A wybór sposobu karmienia powinien należeć tylko do nas – mam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski