Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pij mleko, będziesz wielki! Ale końskie mleko...

Monika Dziuma, Joanna Pacan
Pij mleko, będziesz wielki! Ale końskie mleko...Końskie mleko po całej obróbce trafia do 250 mln buteleczek, w których jest sprzedawane
Pij mleko, będziesz wielki! Ale końskie mleko...Końskie mleko po całej obróbce trafia do 250 mln buteleczek, w których jest sprzedawane Joanna Pacan
Mleko klaczy znacznie różni się od krowiego mleka. Jest dużo bardziej słodkie, pachnie sianem i ma biało-przezroczysty kolor. Ma bardzo szerokie zastosowanie, m.in. przy: alergiach pokarmowych, atopowym zapaleniu skóry, łuszczycy i przewlekłych wysypkach oraz chorobach układu oddechowego. Wyróżnia się dużą zawartością lizozymu, czyli białka, który stanowi jeden z najważniejszych komponentów nieswoistej odpowiedzi immunologicznej. Ma go dużo więcej niż... mleko kobiece.

Maleńka miejscowość, piątka dzieci i... pomysł na biznes. Andrzej Serwatka z Kłodzina w rolnictwie stawia na produkcję mleka od klaczy. Jest  jedynym producentem takiego mleka w całej Polsce.

Andrzej Serwatka z Kłodzina (gm. Mieścisko, pow. wągrowiecki) prowadzi gospodarstwo rolne zajmujące się wytwarzaniem i dystrybucją kobylego mleka. Jest to jedyny producent takiego mleka w kraju. Skąd wziął się pomysł na tego typu działalność? - Konie w naszym gospodarstwie od zawsze zajmowały ważną rolę. Najpierw, kilkadziesiąt lat temu, były wykorzystywane jako siła pociągowa, a później pełniły funkcję reprezentatywną

podczas wielu uroczystości w gminie, np. podczas dnia dziecka czy ślubów zaprzęgane były do bryczki. Pomysł z pozyskiwaniem mleka kobylego pojawił się całkiem przypadkowo, kiedy to kilka lat temu zgłosiła się do nas zupełnie obca osoba, chora na stwardnienie rozsiane, z prośbą o udojenie dla niej mleka od klaczy - opowiada właściciel gospodarstwa. Jego biznes rozpoczął się w 2009 roku.

Choć na początku rodzina Serwatków była bardzo zdziwiona ową prośbą, jej członkowie postanowili ją zrealizować. Słyszeli już o cudownych właściwościach klaczego mleka. Po nawiązaniu współpracy z Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu, a dokładniej z działającą przy nim Katedrą Technologii Mleczarstwa, rozpoczęły się prace nad badaniem mleka z ich gospodarstwa. - Na początku „dojenie” klaczy szło bardzo opornie. Konie to zwierzęta bardzo płochliwe, ponieważ człowiek jest dla nich drapieżnikiem. Proces przyzwyczajania klaczy do codziennego udoju wymaga wielu zabiegów, cierpliwości, pokory i szacunku dla zwierząt. Klacz musi każde działanie człowieka zaakceptować, niczego nie można zrobić na siłę. Aby „przekonać” klacz do dojenia, należy zawiązać z nim swoistą więź. Jeśli klacz nie będzie jej czuła, nie puści mleka - opowiada pan Andrzej.

Dziś w swoim gospodarstwie Serwatka hoduje kilkanaście klaczy ze źrebakami oraz jednego, czuwającego nad całą hodowlą, ważącego ponad tonę ogiera zimnokrwistego o imieniu Bret.

- Klacze ze źrebiętami każdego dnia wyprowadzane są na padok. Karmimy je wyłącznie paszami, które sami wyprodukowaliśmy - dodaje rolnik.

Pan Andrzej każdego dnia wstaje o 6 rano. Po szybkim wypiciu kawy jego głównym zadaniem jest odstawienie źrebiąt od matek, z którymi były przez całą noc. A trzeba wiedzieć, że źrebię można zacząć odstawiać od klaczy dopiero po jakichś dwóch miesiącach od urodzenia. Musi ono nauczyć się jedzenia paszy.  Dalsze godziny pracy w gospodarstwie to codzienne obowiązki. Od godziny 7 mężczyzna obrządza konie, a około 11 rozpoczyna dojenie. - Klacz doi się tylko raz dziennie. Zazwyczaj proces dojenia trwa około 2-3 minuty, na które zwierzę jest podłączane do specjalnej dojarki. Konie nie dają tyle mleka co krowy. Dziennie od jednej klaczy uzyskujemy maksymalnie 2 litry mleka, ale zazwyczaj jest to półtora litra - wyjaśnia gospodarz. Oczywiście klacze nie doją się przez cały rok. Produkują mleko tylko w okresie laktacji. Wysyp wyźrebień w gospodarstwie Serwatki następuje głównie na wiosnę. Klacze doi się właśnie od wiosny do późnego lata. Okres jesienno-zimowy to czas przestoju. Zamrożone mleko jest jednak wysyłane do klientów przez cały rok.

 Kolejne godziny w gospodarstwie to przede wszystkim obróbka mleka. Należy je przefiltrować i rozlać do 250 ml buteleczek, w których jest ono sprzedawane. Następnie zamknięte butelki poddaje się zamrażaniu i w tej właśnie formie trafiają one do klientów.

- Choć mam wielu stałych klientów, którzy przyjeżdżają do mnie po mleko, głównie prowadzę sprzedaż wysyłkową. Paczki z zamrożonym mlekiem umieszczonym w odpowiednim pudle termicznym w ciągu 24 godzin dotrą do odbiorców na terenie całej Polski. Cena za 250 ml buteleczkę to 7 zł. Nie potrafię określić ile buteleczek sprzedaję miesięcznie. Czasami wysyłam dwadzieścia paczek po osiem sztuk w każdej, czasami więcej - tłumaczy właściciel gospodarstwa. Głównymi odbiorcami kobylego mleka są matki, których dzieci potrzebują więcej witamin. Zawiera ono w sobie bowiem nie tylko witaminę C, ale również A, D, E i K.

Dalsze codzienne prace gospodarza to wyprowadzenie koni na padok, usuwanie obornika czy praca z końmi, w tym również ich ujeżdżanie.

Dużo spraw pan Andrzej i jego rodzina załatwiają we własnym zakresie. Pan Andrzej jest wyjątkowo gospodarnym człowiekiem. Jeśli w gospodarstwie coś się zepsuje, w większości naprawia to samemu. Pęknięta rura czy zerwany przewód nie jest dla niego problemem. To do niego należy oswajanie koni i ich ujeżdżanie.  Jedynie weterynarz jest stałym gościem w gospodarstwie. Należy przez cały czas sprawdzać, czy klacze są zdrowe i czy mleko jest gotowe do spożycia.

Gospodarstwo Serwatki liczy sobie 30 hektarów. Na całości gospodarz uprawia zboże, które w części przeznacza na paszę dla koni, a w części sprzedaje. Nie hoduje żadnych innych zwierząt poza końmi. Wszystkie budynki, które znajdziemy na terenie jego gospodarstwa, to stajnie, spichlerze, dojarnia czy chłodnia, w której odbywa się proces obróbki mleka.

Andrzej Serwatka sam prowadzi  też księgowość. W rozwój gospodarstwa angażuje się cała jego rodzina. Najstarsza córka, 14-letnia Alicja, prowadzi kartoteki wyźrebień i pilnuje terminów przyjścia na świat młodych koni. W przyszłości chciałaby zostać weterynarzem. Przy obowiązkach w stajni pomaga również ojciec pana Andrzeja, Henryk. To on zaraził syna miłością do koni.

W Kłodzinie każdy pana Andrzeja zna. Chętnie służy pomocą sąsiadom oraz udostępnia swoje konie i bryczkę przy rodzinnych uroczystościach swoich znajomych. Choć miejscowość nie jest duża, gospodarstwo Serwatków rzuca się w oczy. Usytuowane jest tuż na wjeździe do wsi. Po lewej stronie drogi znajduje się dom, po prawej zaś duże podwórko, budynki gospodarcze, a tuż za nimi ogromny padok dla koni.

Pan Andrzej ponad wszystko kocha swoją rodzinę. Zawsze podkreśla, że gospodarstwo, które prowadzi, jest gospodarstwem rodzinnym. Jak mówi, największym szczęściem jest dla niego żona Wioletta i jego piątka dzieci. Alicja, Dominik, Julka, Michał i trzymiesięczna Ania są oczkiem w jego głowie. - To cudowne uczucie, że wszystkie moje pociechy kochają konie. Można powiedzieć, że wszystkie wychowały się na kobylim mleku. Kiedy Alicja wraca ze szkoły, często pierwsze kroki po wyjściu z autobusu kieruje właśnie do stajni. Kiedy zobaczy, co się dzieje z końmi, dopiero przychodzi do domu. Oczywiście naturalnym jest, że chciałbym, by moje dzieci poprowadziły gospodarstwo dalej. Pogodzenie obowiązków w gospodarstwie i bycie ojcem piątki pociech to nie lada wyzwanie. Kocham jednak zarówno jedno, jak i drugie. Życie, które teraz prowadzę, jest spełnieniem moich marzeń - wyjaśnia mężczyzna.

Mężczyzna jest pasjonatem sportu. Choć nie ma za dużo wolnego czasu, lubi pograć z dziećmi w „piłkarzyki”, które stoją w jego salonie. Poza tym pomaga żonie w wychowaniu dzieci. - Kiedy tylko mam chwilę wolnego, staram się ją odciążyć od domowych obowiązków. Nie jest dla mnie problemem wizyta na wywiadówce w szkole czy zabawa z maluchami. Mojej żonie też należy się odpoczynek - mówi z uśmiechem Serwatka.

Jak każdy rolnik, pan Andrzej nie może sobie pozwolić na dłuższe wakacje. Okres letni to przecież czas prac polowych. A klacze są w tym czasie w okresie laktacyjnym. - W minionym roku udało mi się wyjechać z rodziną na jeden dzień nad polskie morze. Oczywiście mogę sobie pozwolić na to, by nie doić klaczy. W danym dniu nie odstawiam po prostu źrebiąt od matek i to one wypiją ich mleko. Pracami przy koniach zajmie się wtedy mój tata, któremu mogę w stu procentach zaufać. Dlatego kilka wolnych dni nie jest dla mnie żadną zbrodnią. Choć teraz, kiedy najmłodsza córeczka jest malutka, na pewno nigdzie nie wyjedziemy - podsumowuje głowa rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski