Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijany jak Polak? Wódka politycznym problemem Polski, Rosji i UE [SATYRA]

Sławomir Kmiecik
Polacy przekonują, że gorzałka powstała już w XVI wieku na naszych ziemiach, a międzynarodowa nazwa "vodka" pochodzi od swojskiego "wódka"
Polacy przekonują, że gorzałka powstała już w XVI wieku na naszych ziemiach, a międzynarodowa nazwa "vodka" pochodzi od swojskiego "wódka" Fot. Sławomir Seidler
Z Rosjanami toczymy różne spory, także w sprawie wódki. My przekonujemy, że ten trunek powstał w XVI wieku na naszych ziemiach, a międzynarodowa nazwa "vodka" pochodzi od swojskiego "wódka". Rosjanie twierdzą, że to oni są twórcami tego alkoholu. W tle jest jeszcze jeden spór - o to, kto potrafi wypić więcej wódki. Na temat naszych skłonności alkoholowych krążyło nawet sporo dowcipów... politycznych. Zebraliśmy najlepsze.

Nie brakuje opinii, że wprawdzie Polacy wypić lubią "od zawsze", ale prawdziwe pijaństwo zaczęło u nas w czasach komunistycznych. Co na to statystyka? Otóż w 1965 roku spożycie alkoholu w przeliczeniu na spirytus wynosiło w PRL około 3,8 litra na głowę, a w roku 1969 - już 5,5 litra. Alkoholizm stawał się wielką plagą społeczną, która w szczególności dotyczyła mężczyzn w sile wieku. Na ich skłonność do trunków (głównie wódki) wpływ miała jednak nie tylko dostępność alkoholu i jego przystępna cena, lecz także - kto wie czy nie w największym stopniu - frustracja i rozczarowanie warunkami życia w realnym socjalizmie.

- Dlaczego nie udało się nam dojść do komunizmu?
- Bo między kapitalizmem a socjalizmem pojawił się nowy stopień rozwoju: rozwinięty alkoholizm.

Konsumpcja napojów alkoholowych rosła w PRL szybciej niż realne dochody mieszkańców. O ile w latach 1971-1975 indywidualne spożycie mięsa wzrosło o 46 procent, to alkoholu aż o 71 procent. Przy tak patologicznej strukturze konsumpcji pijaństwo i alkoholizm stawały się coraz dramatyczniejszym problemem społecznym.

Wedle szacunkowych danych, codziennie upijało się od 1,5 do 2 mln osób, a chorobą alkoholową dotkniętych było co najmniej kilkaset tysięcy Polaków. W 1975 roku spożycie napojów alkoholowych w przeliczeniu na spirytus wynosiła już 8 litrów na głowę, czyli prawie dziewięciokrotnie więcej niż przed wojną. Później wskaźnik ten doszedł nawet do około 10 litrów. Państwo odnosiło z tego pozorną korzyść, gdyż znaczną część budżetu tworzyły wpływy z monopolu spirytusowego.

Zakłady Spirytusowe "Polmos" były potentatem przemysłowym PRL. W roku 1987 ujawniono na przykład, że - mimo niewypełnienia planu rocznego - ich zysk wyniósł 730 mld ówczesnych złotych. Strat ekonomicznych i społecznych spowodowanych nadużywaniem alkoholu nikt nie liczył. Walka z alkoholizmem ograniczała się zwykle do drukowania propagandowych ulotek i plakatów.
Brygadzista do murarzy na placu budowy:
- Towarzysze, tym razem stawiajcie ściany równo i solidnie, bo budujecie dla siebie.
- A co tu będzie?
- Izba wytrzeźwień.

W sklepach coraz częściej brakowało podstawowych artykułów żywnościowych, ale alkohol ciągle pozostawał towarem powszechnie dostępnym i relatywnie tanim. A kiedy państwo - chcąc ściągnąć z rynku "nawis inflacyjny" - podnosiło ceny wyrobów spirytusowych, spora część Polaków z tym większą ochotą uciekała się do pędzenia bimbru.

Proceder ten był wprawdzie zwalczany przez milicję, ale z kiepskim skutkiem. Szczególnie na wsi wytwarzanie samogonu było zajęciem popularnym, społecznie aprobowanym i trudnym do wykrycia. Procederu tego nie zatrzymało wprowadzenie reglamentacji cukru: ani w maju 1952 roku, ani - po dłuższej przerwie - w lipcu 1976 roku.

- Jak na społeczeństwie odbiła się podwyżka cen koniaku, whisky, brandy i innych markowych alkoholi?
* Robotnik: - Nijak, jak piliśmy wino "patykiem pisane", tak pijemy nadal.
* Rolnik: - Nijak, jak piliśmy domowy bimber, tak pijemy nadal.
* Sekretarz partii: - Nijak, jak za darmo popijaliśmy, tak nadal popijamy.

Kowalski do kolegi idącego szybkim krokiem:
- Gdzie pędzisz?
- Na strychu.

Sąsiad do sąsiada zbiegającego po schodach:
- Gdzie pędzisz?
- A skąd wiesz?

Tymczasem w PRL ugruntowywała się swoista "subkultura pijaństwa". Picie alkoholu było w dobrym tonie, natomiast podejrzliwość, zwłaszcza w środowiskach robotniczych, wywoływali abstynenci. Wódka stała się rodzajem środka płatniczego - za pół litra można było szybciej załatwić sprawę urzędową, opłacić usługę "złotej rączki", wkupić się w łaski kolegów z pracy lub nawet pozyskać przyjaciela.

Za rzecz naturalną uważano picie alkoholu w godzinach pracy. Do "normalnych" zwyczajów w fabrykach, czy na budowach należało organizowanie zbiórek na "wypitkę" i posyłanie po alkohol najmłodszych pracowników oraz "urywanie się" z pracy na piwo.

Kierownik tłumaczy brygadziście:
- Z nowymi pracownikami proszę zacząć od podstaw.
- Tak jest, panie kierowniku. Zaraz ich poślę po piwo.

- Jak pan zdołał wykonać plan z tymi pijakami? - pyta dyrektor kierownika budowy.
- Poprosiłem sprzedawczynię z kiosku z piwem, żeby moich pracowników obsługiwała poza kolejnością.

Dwóch robotników urwało się z pracy. Dyskutują przed sklepem monopolowym.
- Wezmę dwie.
- Weź jedną, tyle nie wypijemy...
- Wezmę dwie, damy radę.
- Będzie kłopot, zobaczysz.
- Poradzimy sobie. Biorę dwie...
Wchodzi do sklepu i mówi:
- Poproszę skrzynkę wódki i dwie lemoniady.

Robotnik zwraca się do brygadzisty:
- Panie majster, nie mogę przyjść jutro do roboty, bo mi się fucha trafiła. Niech mi pan ten dzień odpisze od urlopu.
Brygadzista zgodził się, ale niechętnie, bo zbliżał się koniec kwartału i trzeba było podgonić plan. Następnego dnia ze zdziwieniem stwierdził, że ów budowlaniec normalnie przyszedł do pracy.
- Co się stało? - pyta robotnika.
- A nic, panie majster. Przyjechał do mnie wczoraj szwagier i trochę wypiliśmy. Jak na takim kacu miałem iść na fuchę? To już wolałem do roboty przyjść...

Częstym widokiem na ulicach byli kompletnie, słaniający się na nogach lub leżący w rynsztokach, pijani mężczyźni. "Polak-pijak" albo "pijany jak Polak" - ten stereotyp umacniał się za granicą.

- Czym Polak różni się od kaktusa?
- Polak nie kaktus, musi się napić.

- Ile wynosi śmiertelna dawka alkoholu?
- Dwie półlitrówki na głowę. Nie dotyczy Polaków.

W Ghanie minister spraw zagranicznych kategorycznie zabronił zjadać Polaków, którzy pracują na kontraktach. Aby sprawdzić, czy zarządzenie jest przestrzegane, minister wybrał się w podróż po kraju. Zaraz za rogatkami stolicy ujrzał pod palmą objedzonego Murzyna.
- Zjadłeś Polaka?
- Nie zjadłem, przysięgam!
- Chuchnij!

W latach osiemdziesiątych władze PRL postanowiły jednak ograniczyć zjawisko pijaństwa. Na mocy ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi - uchwalonej w stanie wojennym, 26 października 1982 roku - Rada Ministrów ustalała roczny plan spożycia alkoholu. Istniała sieć wyodrębnionych placówek uprawnionych do sprzedaży napojów "wyskokowych".

Jednym z głównych przepisów "trzeźwościowej" ustawy był zakaz sprzedaży alkoholu między godziną 6 a 13. Teoretycznie w tym czasie nikt z obywateli PRL nie miał możliwości zakupu "procentów". W rzeczywistości przepis o godzinach sprzedaży nie był ściśle respektowany - zaufani klienci mogli nabyć alkohol o każdej porze. W sklepach przed godziną 13 częstym widokiem były kolejki po wino czy wódkę. Nie brakowało w nich osób, które "urwały się" z pracy.

Pod budką z piwem ruch, robotnicy w drelichach piją piwo. Rozlega się syrena fabryczna.
- Która to godzina - jeden z przechodniów odruchowo spogląda na zegarek.
- Trzynasta, bo już trąbią... - odpowiada ktoś z boku, patrząc wymownie na pijących piwo.

Rozmowa na budowie:
- Panie majster, która to już godzina?
- A wiesz, ja też bym się napił.

Według oficjalnych danych, w 1982 roku spożycie wódki na głowę mieszkańca spadło do 4,3 litra wódki. Prawdopodobnie spadek ten mógł mieć związek z prohibicyjnymi deklaracjami strajkujących robotników oraz reglamentacja alkoholu. Negatywnym zjawiskiem był natomiast pokątny handel alkoholem. Administracyjne ograniczenia na niebywałą skalę rozwinęły sieć melin, zwłaszcza w pobliżu dużych zakładów pracy.

"Godzina 13" tak naprawdę stwarzała tylko pozory walki z alkoholizmem. W roku 1984 dokonano zresztą istotnego wyłomu - zezwolono na sprzedaż przed godziną 13 napojów zawierających do 4,5 procent alkoholu oraz wszelkich alkoholi za waluty wymienialne w sklepach dewizowych. A pod koniec lat osiemdziesiątych przepis ten definitywnie zniesiono.

Tymczasem po roku 1989, już w wolnej Polsce, wcale nie przestaliśmy mieć problemu z alkoholem. Całkiem niedawno Polska przegrała spór z Komisją Europejską o to, czym jest wódka, a ściślej - z czego powinna być wytwarzana. Nasi przedstawiciele przekonywali, że prawdziwą wódkę można produkować jedynie ze zboża i ziemniaków, ewentualnie jeszcze z melasy buraczanej ( co byłoby - nawiasem mówiąc - bardzo korzystne dla polskiego, w tym wielkopolskiego rolnictwa). Unijni urzędnicy uznali jednak, że do fermentacji nadaje się właściwie wszystko, nawet skórki od bananów. I ich stanowisko zostało przyjęte za obowiązujące.

W sensie chemicznym racja jest - niestety - po stronie Brukseli. Alkohol etylowy, czyli odpowiedni związek węgla, wodoru i tlenu, przy dzisiejszych możliwościach technologicznych można otrzymać nawet ze śmieci. W grę wchodzi jednak jeszcze szlachetny smak oraz bogata tradycja, a to już polska domena.

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski