Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Stefan Majewski o różnicach pokoleniowych w świecie futbolu

Radosław Patroniak, Marek Buklarewicz
Stefan Majewski uważa, że kiedyś młodzi ludzie tak często nie narzekali
Stefan Majewski uważa, że kiedyś młodzi ludzie tak często nie narzekali Fot. Archiwum Marka Buklarewicza
Rozmowa ze Stefanem Majewskim, byłym reprezentantem, byłym trenerem Amiki Wronki i kadry oraz Dyrektorem Sportowym i Szkoły Trenerów w PZPN.

Zabrzmi banalnie, ale... łatwiej było zostać piłkarzem w pana czasach czy obecnie?
Musimy się przede wszystkim zastanowić, w jaki sposób można było zaistnieć. Często decydowało o tym to, gdzie kto mieszkał. Ja w dużym mieście, w Bydgoszczy, na przedmieściu. Obok miałem duży plac, internat, technikum i wreszcie – boisko. Jeżeli ktoś się pokazał w szkole, to naprawdę się o nim mówiło. Jeżeli trafiał się ktoś dobry, nauczyciel wychowania fizycznego polecał go trenerowi. Ewentualnie zostawały jeszcze turnieje dzikich drużyn. Formowały się ekipy złożone z zawodników bez przynależności klubowej. Najlepsi później byli zauważeni, ale trudniej było się wybić. Trzeba było dominować w grupie, w której się obracano.

Da się zatem jakkolwiek rozstrzygnąć debatę, kiedy było łatwiej zostać piłkarzem?
W moich czasach zawodników było zdecydowanie więcej, bo... co innego było do roboty? Grało się cały czas. Na przerwach, po szkole, po przyjściu do domu umawiało się kolejne spotkania. Człowiek trenował dziennie 3-4 godziny i nikomu nie przyszło do głowy, żeby narzekać. Lekcje? Wiadomo, że jak ktoś był zdolny robił je na kolanie, bo sport był dominującą aktywnością. Sprawność ogólna też zupełnie inna, lepsza. Chłopak potrafił wejść na każde drzewo, zrobić przewrót, pływać i bez zastanowienia przeskoczyć bramę, czy to, żeby wejść na boisko czy podczas ucieczki, bo i takie sytuacje były. Dzisiaj dziecko trzy razy się zawaha zanim będzie skakać przez taką przeszkodę. Ale też teraz mamy sale gimnastyczne, siłownie, całą zagospodarowaną przestrzeń do fitnessu. W czasach, kiedy byłem trampkarzem, mieliśmy z kolei... jedną lub dwie piłki. Jedyny wspólny mianownik to mecze. Były tak samo zażarte, nikt nie chciał zejść z murawy pokonany. Organizacja i sprzęt to inna bajka.

Jak wtedy wyglądał skauting? Choć to słowo może być nadużyciem.
Skauting nie istniał. Decydowała kwestia pierwszego wrażenia. Po pierwszym meczu trenerzy musieli decydować: „Damy mu szansę czy nie”? Znów ocieramy się o płaszczyznę, której nie idzie porównać do teraźniejszości, bo jednego chłopca ogląda obecnie kilku ludzi.

A świat bez agentów piłkarskich byłby lepszy? Dużo mówi się o tym, że ci szukają dziś interesu już wśród najmłodszych, próbują z nimi podpisywać nieoficjalne umowy, wiązać się w celu zarobku.
Teraz jest lepiej, ale wszystko zależy od człowieka. Jestem przeciwny środkom i sposobom, dzięki którym dążą do celu. To jest po prostu często handel ludźmi. Ale trzeba dostrzec też plusy i możliwość pokazania się. Cześć branży to porządni ludzie, którzy dbają o swoich zawodników. Część naturalnie widzi w tym głównie pieniądze. Cieszę się, że są jednak ludzie, którzy pomagają i robią to jak należy.


Co było największą przeszkodą, żeby zrobić spektakularną karierę w latach 70-tych?

Charakter. To on jest zawsze najważniejszy. Trzeba było być bardzo silnym. Dominatorem. Człowiek dążył do tego, co sobie założył. Dzisiaj tak samo trzeba układać sobie w głowie, to nic nowego. Jest tylko więcej pokus. Dzisiejsze możliwości innych rozrywek osłabiają charakter, ale to koniec końców zawsze sprowadza się do tego, kto jest jakim człowiekiem. Zawziętość była kluczowa. Nie chcę mówić, że komputery to zło, bo oczywiście tak nie jest, ale to jest jeden z przykładów rzeczy odciągających uwagę od futbolu.


Za pana czasów byliśmy czołową drużyną w Europie i znów chcielibyśmy dołączyć do tego ścisłego grona. Czy jest to możliwe – w dłuższej perspektywie – dzięki takim rozgrywkom jak turniej PZPN i Tymbarku?

W moich czasach większość drużyny była na bardzo wyrównanym poziomie. Trzeba było mieć ogromne szczęście, ale jednocześnie walczyć o swoje miejsce, bo tak jak wspominałem – graczy było więcej. Dzięki turniejowi „Z podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” coraz więcej dzieci uprawia sport, a masowość to podstawa piramidy szkolenia.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski