Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Libicki: Grafit to nie wymysł szalonego plastyka [ROZMOWA]

Karolina Koziolek
- W magistracie nie było przekonania do takiego zawadiackiego podejścia do ulicy Wrocławskiej - mówi Piotr Libicki
- W magistracie nie było przekonania do takiego zawadiackiego podejścia do ulicy Wrocławskiej - mówi Piotr Libicki Paweł Miecznik
Z Piotrem Libickim, plastykiem miejskim w Poznaniu, o tym jak chce zadbać o spokój mieszkańców, dlaczego Wrocławska powinna być czerwona, a także o tym, co udało mu się zmienić przez rok urzędowania, rozmawia Karolina Koziolek.

Plastyk miejski działa w Poznaniu już rok. Nigdy nie przeszło Panu przez myśl „ale beton urzędniczy”, nie miał Pan ochoty rzucić pracy jak Grzegorz Piątek w Warszawie?
Nie, nigdy w życiu. Wyobrażałem sobie, że spotkam się przynajmniej w jakiejś mierze ze zrozumieniem, że będą ludzie, którzy zechcą współpracować przy realizacji różnych zadań i pomysłów. Jestem pod wrażeniem wielu osób w urzędzie, ich gotowości do współpracy i często energii. Nie otarłem się o sytuację, by ktoś był otwartym przeciwnikiem, któregoś z rozwiązań proponowanych przeze mnie. Oczywiście głosy krytyczne się pojawiały i to jest naturalne, ale zawsze dyskutowaliśmy.

Kiedy tak było?
W przypadku rozmów o infrastrukturze i wytycznych, między innymi dotyczących kolorów. Nie wszystkich przekonywał grafitowy. Otwartość była jednak zawsze. Czułem, jeszcze za dawnej administracji, pełne wsparcie prezydenta w tej sprawie. A właściwi czuliśmy, bo wytyczne opracowaliśmy razem z Biurem Promocji Miasta. Udzielił nam go w przypadku pracy przy systemie informacji w okolicy nowego dworca oraz w przypadku nowych biletomatów, które ostatecznie, tak jak postulowaliśmy, są grafitowe.

Z nową władzą będzie lepiej, jest szansa na dużo dalej idące zmiany w walce o „ładniejszy Poznań”?
Przypomnę, że moje stanowisko pojawiło się z związku z postulatami komisji rewitalizacji, na której czele stał obecny wiceprezydent Mariusz Wiśniewski. Powołanie mojego stanowiska postulowały również środowiska społeczne, a dziś to one w dużej mierze tworzą nową administrację. Czekam na spotkanie z wiceprezydentem Maciejem Wudarskim, któremu teraz podlegam, wtedy będę mógł powiedzieć więcej.

Na co Pan liczy?
Nie ukrywam, że na wsparcie osobowe. W tej chwili dużo czasu poświęcam pracy biurowej. Odpowiadaniu na każde najmniejsze pismo, na każdy wniosek. To trudne.

Jak liczne powinno być biuro plastyka?
Na tym etapie na pewno nie większe niż trzyosobowe. Nie jestem zwolennikiem mnożenia etatów, ale przesunięć personalnych w ramach urzędu.

Po roku Pana pracy pojawiają się zarzuty, że efektów nie widać. Reklamy nadal szpecą miasto, pstrokacizna na ulicach, na Starym Rynku nic lepiej. Gdzie Pan widzi swoje sukcesy?
Sukcesu nie mierzę jednym konkretnym przedsięwzięciem i nie tylko kwestiami reklamowymi. Ale niech będzie. Przy wsparciu i zaangażowaniu wielu osób i przede wszystkim samych zarządców znikły reklamy ze stadionu miejskiego, z Arsenału, z Ogródka Jordanowskiego przy ul. Solnej, ze szkoły przy ul. Różanej, z przedszkola przy ul. Kazimierza Wielkiego i to nie jest pełna lista. Za wielką wartością uważam rozwijającą się akcję „Wilda na Glanc”.

Mimo, że żaden szyld na wildeckich trzech ulicach nie został zmieniony?
Zostały zmienione dwa. Trzeba sobie zadać pytanie co ma być owocem tej akcji. Owszem docelowo chodzi o zmianę wyglądu fasad budynków. Ale oddziaływanie tej akcji nie jest tylko bezpośrednie. Sukces jest także wtedy, gdy o tej akcji słyszą mieszkańcy i zmieniają swoje myślenie, stają się bardziej czuli na kwestie estetyczne. W tym sensie jej oddziaływanie jest dużo szersze niż tylko na Wildzie.

Póki co przedsiębiorcy, z którymi rozmawiałam są sceptycznie nastawieni. Przekonywali, że szyldy powinny zostać kolorowe, bo akurat na Wildzie mieszkańcu lubią takie. Szarości nikt tam nie doceni, a sklep z takim szyldem przeoczy. A w ogóle to należy zacząć od chodników. Co Pan im odpowie?
Nie mam nic przeciwko kolorowemu akcentowi na szyldzie, który przyciągnie uwagę. Jednak kolor powinien być używany nie jako wypełnienie całej przestrzeni, ale jako akcent w przestrzeni. Słyszę czasem, że w mieście muszą być kolorowe kubły na śmieci, żeby je było widać, kolorowe słupki żeby je było widać, kolorowe barierki, słupy trakcyjne, kolorowe przystanki żeby je było widać, to samo biletomaty. Pytam, czy jeśli wszystko będzie kolorowe, to cokolwiek będzie widoczne, czy będziemy jeszcze bardziej się gubić? Podaję przykład pętli na os. Sobieskiego, choć akurat słupy są tam szare (śmiech). Jest tam mnóstwo elementów kolorystycznych: kolorowe domy, chodniki, barierki... Dla mnie to oznacza, że wcale nie jest łatwiej się odnaleźć. Przez zredukowanie koloru ludzie będą się czuć uspokojeni.

Plastyk miejski chce zadbać o spokój poznaniaków?
Nie dosłownie. Mówię tylko, że nadmierna ilość koloru, może prowadzić do nadpobudliwości. Infrastruktura ma być dyskretnie obecna w miejskiej przestrzeni. Na nowej Kaponierze stanęły zielone słupy. Stworzyliśmy wizualizację, gdzie są one grafitowe. Wygląda to lepiej i żałuję, że jest już za późno na zmianę. Ale w przyszłości jak stara farba zejdzie to pomalujemy je na grafitowo.

Skąd ta inspiracja? Dlaczego chce Pan miasto przemalować na szaro?
Zaznaczam wyraźnie, nie na szaro, ale na grafitowo. Broń Boże to nie jest „widzimisię” szalonego plastyka. To rozwiązanie stosowane we Wrocławiu, Warszawie czy Szczecinie. Jest powszechnie stosowane również za granicą m. in. w Paryżu, Frankfurcie nad Menem, w Berlinie. To rozwiązanie systemowe, swoisty infrastrukturalny dogmat.

Poznaniaków oburzają miliony, które będą potrzebne na Pana, jak mówią, kolorystyczne kaprysy. Można ich jakoś uspokoić?
Gdyby tak miało być, byłbym pierwszym przeciwnikiem. Wprowadzenie tego pomysłu ma się odbywać dwutorowo. Po pierwsze nowy kolor ma się pojawiać przy okazji nowych inwestycji. Po drugie nowa kolorystyka ma być stosowana przy okazji remontów.

Grafit został już gdzieś zastosowany?
Tak. Mamy grafitowe biletomaty, grafitowe barierki na ul. Strzeleckiej, słupki na ul. Czajczej, malowane elementy mebli miejskich na placyku przy ul. Strzeleckiej i na nowym placyku przy ul. Kościuszki i Taczaka, oraz na nowych skwerach przy ul. Głogowskiej.

To oznacza, że kolor jest absolutnie niedozwolony?
Jest dozwolony, ale tak jak wspominałem, wyłącznie jako akcent. Pojawił się w ramach nowego systemu informacji w przejściu pod ul. Matyi przy nowym dworcu. Ten sam system zostanie zastosowany na Kaponierze. Jego założeniem jest asceza informacyjna i hierarchia komunikatów. Ograniczamy informacje do absolutnie niezbędnych. Na Kaponierze nie kierujemy do zoo, na Winogrady, do Zamku, Teatru Wielkiego, czy na Górczyn i kto wiem gdzie jeszcze, ale wyłącznie do punktów i obszarów strategicznych: do centrum, na MTP, na dworzec kolejowy czy na Jeżyce. Komunikaty będą też po angielsku i niemiecku.

Gdzie jeszcze?
Na mapie tras tramwajów w mieście. Jej świetny projekt stworzyli pracownicy ZTM. Bardzo mi się podoba, przypomina tradycyjną mapę metra czy w ogóle systemów komunikacji jakie znamy z wielkich europejskich miast. W końcu doczeka się jej także stolica Wielkopolski. Każda linia ma swój przypisany kolor. Nie wiem jeszcze kiedy mapa pojawi się oficjalnie. Dopracowujemy szczegóły.

Jednym z punktów Pana programu było zajęcie się ulicą Wrocławską. Mówił Pan, że deptak stał się kanałem ściekowy Starego Rynku. Prezydent jest równie dosadny i nazywa Stary Rynek dzielnicą portową. Czy czuje się Pan nadal odpowiedzialny za te miejsca i co Pan zrobił żeby było lepiej?
Dziś nie wyraziłbym się już w tak mocny sposób. Nauczyłem się, że tego typu mocne sformułowania mogą się odwrócić przeciwko określanym tak miejscom, choć z pewnością pokazują problem. Zostają na tyle mocno powiązane z kawałkiem przestrzeni, że trudno to przeskoczyć. Zniewalają rzeczywistość i mogą pociągnąć jeszcze bardziej w dół.

Wróćmy do koloru. Chciał Pan, by nawierzchnia na Wrocławskiej była czerwona wzorem placu czerwonego w Kopenhadze. Coś z tych planów zostało?
Dziś już wiem, że ten pomysł nie przejdzie. W magistracie nie było przekonania do takiego zawadiackiego, ekstrawaganckiego podejścia do tej ulicy. W tej chwili jesteśmy na dobrej drodze, by nawierzchnia zmieniła się w formie szerzej akceptowanej. Będzie to zapewne nawierzchnia z kostki granitowej na jezdni w typie tzw. krakowskim. Ale ustalenia wciąż trwają. Także co do chodników. Będzie w każdym razie równo i funkcjonalnie i to jest najważniejsze.

Dlaczego Pana zdaniem czerwony kolor był zasadny w tym miejscu?
Sadziłem, że wprowadzając tam elementy ekstrawagancji takie, jak kolor zacznie ona przyciągać ludzi z powodu samej swojej oryginalności. Poszerzy przekrój użytkowników tej przestrzeni. Ale niezależnie od tego sytuacja na Wrocławskiej drgnęła w dobrym kierunku. Skwer, który był miejscem przesiadywania pijaczków, już ich nie przyciąga. Zaczepiali przechodniów, wyciągali pieniądze i zniechęcali do spędzania tam czasu. To się zmieniło. Udało nam się wyznaczyć na Wrocławskiej miejsce pod mobilny punkt gastronomiczny. To pokazało, że to miejsce może funkcjonować jako placyk, gdzie się zatrzymujemy, możemy przysiąść z kawą. Bike Cafe, który tam stanął, pokazał, że to być miejsce pobytu, a nie tylko tranzytu. To by się oczywiście nie stało bez wsparcia policji, która wyznaczyła tam posterunek i pomocy straży miejskiej. Te zmiany zainicjowały kolejne. Niedługo potem pod drugiej stronie, na tarasie Kupca Poznańskiego pojawił się pawilon z hamburgerami. Okazało się, że może to być przestrzeń atrakcyjna. Miałem szereg wniosków o zorganizowanie tam różnych wydarzeń, co pokazuje też zmianę w dobrym kierunku.

Po pół roku Pana urzędowania radni postulowali, by więcej było słychać o Pana działalności, zwłaszcza w internecie. To, oprócz funkcji informacyjnej mogłoby zwyczajnie skupiać ludzi wokół ciekawych inicjatyw, być platformą do wymiany poglądów, jak to z powodzeniem robi Ulepsz Poznań. Dlaczego nie ma profilu na facebooku „Plastyk Miejski w Poznaniu”?
To nie mój typ działania. Zdecydowanie lepiej czuje się w przestrzeni rzeczywistej niż wirtualnej, gdzie jestem jednak obecny, śledzę tendencje, ale nie wdaję się w dyskusje. Na pewno nie będę jak inne osoby, które swoją całą działalność zaczynają i kończą na działalności internetowej. Wolę iść do baru wieczorem niż siedzieć na forum. To się raczej nie zmieni. To nie znaczy, że nie uznaję internetu za ważne narzędzie zmian w rzeczywistości. To będzie zadanie dla mojego współpracownika. Nic nam nie zastąpi prawdziwej przestrzeni i bezpośredniego spotkania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski