Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Pawlicki: Nie pchałem się, by zostać kapitanem

Tomasz Biliński
Mariusz Kapała
Rozmowa z Piotrem Pawlickim, żużlowcem leszczyńskiej Fogo Unii, szóstym zawodnikiem świata oraz kapitanem reprezentacji Polski, która sięgnęła po DPŚ.

Co jest w Panu takiego wyjątkowego, że mimo młodego wieku jest Pan kapitanem reprezentacji Polski, a niedawno został także w Fogo Unii Leszno?
Nie mam pojęcia, naprawdę! Słyszałem z opowieści, bo nie czytałem jeszcze książki Marka Cieślaka, że napisał o mnie, że gdybym nie został żużlowcem, to byłbym szefem grupy zorganizowanej. Nie wiem skąd przyszło mu to do głowy! (śmiech) Tak już całkiem serio, to zawsze jak jest dobry wynik, albo go nawet nie ma, to staramy się sobie pomagać. Ja to robię od zawsze. Może ktoś kiedyś we mnie to dostrzegł i przez to ludzie powierzają mi ważne role. Tak czy inaczej bardzo się z tego cieszę. Jestem dumny, tym bardziej że w drużynowych mistrzostwach świata zdobyliśmy złote medale. Zostałem też kapitanem Fogo Unii Leszno, czyli klubu z miasta, w którym się urodziłem i jeżdżę od początku kariery. To powód do radości i mobilizujący kop, żeby jeszcze lepiej przygotować się do kolejnego sezonu. Tak, by wyniki były dużo lepsze.

Rola kapitana to dodatkowy ciężar?
Nie, żaden ciężar. Jak komuś taka rola ciąży i się nad nią zastanawia, to się chyba do niej nie nadaje. Ja nie pchałem się, by nim zostać, po prostu zostałem doceniony, w klubie zobaczyli we mnie odpowiednie predyspozycje i muszę wywiązać się z powierzonych zadań. Jestem gotów, by je spełnić. Tym bardziej że w Lesznie jest dużo dobrych zawodników. Widzę po nich, że każdy z nich mógłby być kapitanem, bo oddają serce dla tego klubu. Z drugiej strony to fajnie, że ja nim jednak zostałem. Mieszkam całe życie w Lesznie, więc fajnie reprezentować Unię jako kapitan.

Wspomniał Pan o przygotowaniach do nowego sezonu, by wyniki były lepsze. A ten poprzedni jak Pan ocenia?
Nie był zły, ale za to trudny. Przeplatany lepszymi i gorszymi wynikami. Początek w ogóle był do bani. Po pierwsze ze względu na motocykl, na którym źle się czułem. Po drugie - tor w Lesznie późno został przygotowany. Reszta drużyn była po sparingach, a my ich w ogóle nie mieliśmy. Późno więc zaczęliśmy się ścigać na takim poziomie, jakim byśmy chcieli. A co za tym poszło - Unia gorzej wypadła w PGE Ekstralidze, gdzie na koniec sezonu zajęliśmy siódme miejsce. Wiadomo, zawsze może być lepiej, ale generalnie nie ma co być wybrednym i sezon zaliczam do udanych. Co ważne, rok kończę cały i zdrowy, a to jest dla mnie co roku najważniejsze. W końcu zdrowie jest najważniejsze. Tylko obym w przyszłości miał jeszcze mniej wypadków.

Pana najbliższe przygotowania będą się jakoś różnić od poprzednich?
Mam już plan i dokonam pewnych zmian. Jakich? Tego na razie zdradzać nie będę. Jeszcze nie czas. Poza tym żużel jest specyficzny. Tu jesteśmy w reprezentacji, za chwilę jeździmy w parach, a w następnym tygodniu rywalizujemy ze sobą w klubach albo indywidualnie. Każdy musi się więc skupić przede wszystkim na sobie.

A propos reprezentacji Polski i kolejnego cyklu Speedway Grand Prix, wasz skład, czyli Pan, Bartosz Zmarzlik, Maciej Janowski i Patryk Dudek, jest najmłodszy w historii.
To jest nasz atut i wszyscy powinni nas się bać. Nasza średnia wieku to 23,8. A spójrz, jak pojechaliśmy podczas drużynowych mistrzostw świata. W Manchesterze była bajka, byliśmy jak torpedy. Nie lubię się przechwalać, ale patrząc na to wszystko, wygląda to rewelacyjnie. Przecież jeszcze niedawno zdobywaliśmy licencje. Zawody z cyklu SEC były dla nas świętem, Grand Prix oglądaliśmy w telewizji. Dziś kadra, ze mną jako kapitanem, jest mistrzem świata, która dominowała. Oby tak było co roku, bo im więcej złotych medali dla Polski, tym lepiej.

Trzeci raz w historii jedna z rund cyklu Grand Prix odbędzie się na PGE Narodowym w Warszawie, który może pomieścić 55 tys. kibiców.
To supersprawa, bardzo przyjemna, ale na to aż tak się nie patrzy, ścigając się. Owszem, trochę przytyka, ale jak się wsiada na motocykl, to zapominasz o wszystkim. Pewnie tak samo jest w piłce nożnej. Czasem zastanawiam się, jak przy takiej publiczności zawodnik może wykorzystać karnego w 90. minucie. To da się wyuczyć i trzeba dążyć, żeby jak najlepiej radzić sobie z takimi sytuacjami i presją. No i przede wszystkim, jeśli mówimy o widowni w Polsce, to chciałbym ją uszczęśliwić. Najlepiej wygrywając zawody Grand Prix w Warszawie. O, widzisz, to jeden z moim celów na zbliżający się 2017 rok.

Rozmawiał Tomasz BILIŃSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski