Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Podolczak, wierny kibic Lecha, wspomina wszystkie zwycięskie finały Pucharu Polski!

Radosław Patroniak
Piotr Podolczak przy pamiątkowych proporczykach z występów Lecha w pamiętnym sezonie 2010/2011 w grupowej fazie Ligi Europy
Piotr Podolczak przy pamiątkowych proporczykach z występów Lecha w pamiętnym sezonie 2010/2011 w grupowej fazie Ligi Europy Fot. Grzegorz Dembiński
Wierny kibic Lecha, Piotr Podolczak, widział pięć zwycięskich finałów Pucharu Polski i liczy na szósty. Poznaniak zaprasza do zwiedzania pierwszego domowego muzeum niebiesko-białych w Polsce.

Na pierwszym meczu Lecha (w III lidze ze Stalą Stalowa Wola) był w 1969 r. jako 13-latek. Od tego czasu bardzo rzadko opuszcza mecze Kolejorza na własnym stadionie. W sumie widział ich już ponad 1300, w tym pięć zwycięskich finałów Pucharu Polski. Od kilku miesięcy chlubi się pierwszym w Polsce domowym muzeum niebiesko-białych. Dla Piotra Podolczaka życie kręci się więc wokół Lecha. Na Stadion Narodowy jedzie po to, by zobaczyć wygraną swojego ukochanego klubu, najlepiej w stosunku 5:0...

- Oczywiście jest to nawiązanie do przegranego finału PP z Legią 0:5 w 1980 r. w Częstochowie. Nie byłem pod Jasną Górą, choć dzieliło mnie od niej zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. W tym czasie odbywałem służbę wojskową w Mierzęcicach koło lotniska Katowice-Pyrzowice. Nie miałem szans na zwolnienie z jednostki. O wyniku i zamieszkach na ulicach dowiedziałem się z dziennika telewizyjnego. Czarę goryczy przepełniło to, że jedną z bramek zdobył dla wojskowych Mirosław Okoński - wspominał Podolczak.

Dwa lata później ten sam piłkarz zapewnił poznańskiej jedenastce pierwszy PP w historii, strzelając jedynego gola w spotkaniu z Pogonią, rozegranym na stadionie Śląska Wrocław. - Z tamtego finału pamiętam przemarsz naszych kibiców ulicą Grabiszyńską, przed i po meczu. Do końca życia nie zapomnę też radości po końcowym gwizdku i wspólnego picia szampana z „Okoniem” - podkreślił 59-letni fan Kolejorza. W 1984 r. Podolczak był też na stadionie Legii, kiedy Kolejorz zdobył jedyny w swojej historii dublet (mistrzostwo i puchar), wygrywając z Wisłą Kraków 3:0. – To też była niesamowita sprawa, bo przecież puchar zdobyliśmy na stadionie odwiecznego wroga, w dodatku w obecności jego kibiców - dodał właściciel jednej z największej kolekcji pamiątek piłkarskich w Polsce.

Cztery lata później był on świadkiem dramatycznego finału na stadionie Widzewa (Lech wygrał z Legią po rzutach karnych 3:2). – Decydującego karnego nie strzelił Dariusz Dziekanowski. Na trybunie honorowej zasiadł wtedy Kazimierz Górski, a na stadionie i wokół niego było wyjątkowo spokojnie. Kolega zostawił samochód przy nim i nic się nie stało, a przecież kibice Widzewa też nigdy nie byli aniołkami - zauważył nasz bohater.

Uczestniczył on również w drodze po puchar w 2004 r., kiedy Lech, pod wodzą Czesława Michniewicza, obronił zaliczkę z pierwszego meczu u siebie i znów świętował zdobycie trofeum na Łazienkowskiej. - Nie podobała mi się taka formuła, bo finał powinien być jeden i zawsze powinien być rozgrywany w stolicy, tak samo jak to jest w Niemczech czy we Francji. Najbardziej utkwiło mi w pamięci „dzikie” zachowanie miejscowych pseudokibiców, którzy nie mogli się pogodzić z porażką swojej drużyny. Latające kamienie, przepychanki i zerwane z szyi piłkarzy medale. To był podobno rewanż za odebrane Legii mistrzostwo przy zielonym stoliku w 1993 r. Rozgoryczenie decyzją PZPN mogę zrozumieć, ale tak skandalicznego i bandyckiego zachowania nie rozumiem do dzisiaj – mówił Podolczak. Był on też na meczu, który dał lechitom ostatni triumf w PP, czyli w 2009 r. na Stadionie Śląskim w Chorzowie.

Tym razem w stolicy spodziewa się on emocjonującego meczu, w którym nie wyklucza rzutów karnych, więc liczy, że trener Maciej Skorża nie zapomni ich przećwiczyć na treningach. – Do Warszawy jadę teraz na widowisko, a nie na bijatykę, choć jak Lech wygra, to miejscowi mogą szukać zaczepki. Poza tym nie byłem jeszcze nigdy na meczu piłkarskim na Stadionie Narodowym. Byłem natomiast już tam na koncercie Madonny, bo muzyka to moja druga miłość - wyznał uczestnik programu „Jaka to melodia”.

Przy okazji dyskusji o historii pucharowych spotkań nie mogło zabraknąć pytania o nie słabnącą niechęć do stołecznego klubu w stolicy Wielkopolski. – Kiedyś te animozje tworzyły się wokół przymusowych transferów do Legii. Pobory się jednak skończyły, a mimo to nienawiść wciąż jest duża, a sprzyjają jej warszawskie media, które wciąż forują stołeczny klub. Tak samo zresztą jak PZPN, który notorycznie ma problemy z obiektywizmem przy wyznaczaniu obsady sędziowskiej. na ligowe spotkania Nie uważam, że Lech musi mieć zawsze najlepszą drużynę w Polsce. Wolałbym jednak, żeby tytuł powędrował gdzie indziej niż na Łazienkowską – dodał Podolczak.

Jego marzeniem jest wywalczenie w tym roku przez Lecha dubletu i awansu do Ligi Mistrzów. – Chciałbym też, żeby władze klubu nie przesadzały z transferami, tylko szkoliły zawodników na miarę Okońskiego i Henryka Miłoszewicza. Tych obu piłkarzy najbardziej ceniłem w dawnym Kolejorzu. Podobnie jak trenera Wojciecha Łazarka. Wiem dobrze, że za mojego życia nikt już ich nie przebije – zakończył jeden z tych, którzy 2 maja na Narodowym będą całym sercem tylko za jedną drużyną...

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski