Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

PKP nie chce zapłacić córce odszkodowania za śmierć ojca

Rafał Cieśla
Na tym przejeździe w 2003 roku doszło do wypadku, w którym zginął 44-letni mężczyzna.
Na tym przejeździe w 2003 roku doszło do wypadku, w którym zginął 44-letni mężczyzna.
Ponad 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia domaga się od PKP córka ofiary wypadku, do którego doszło w 2003 roku na przejeździe kolejowym w Wielkopolsce. Mimo jednoznacznego wyroku sądu, który winą za tragedię obarczył wyłącznie pracowników spółek PKP, kolejarze do tej pory nie zapłacili żądanej kwoty. Dlaczego?

Czytaj także:
Poszkodowany w wypadku prof. Geremka wreszcie dostał odszkodowanie
Turzynów. Wjechał pod pociąg mimo opuszczonego szlabanu
Wypadek na przejeździe kolejowym. Dwie ofiary

Przekonują, że kierowca, mimo wyłączonej sygnalizacji świetlnej i podniesionych rogatek na przejeździe, mógł uniknąć zderzenia z nadjeżdżającym pociągiem. - Na przejeździe kolejowym zawsze należy się liczyć z sytuacją, że może nadjechać pociąg - podkreśla Mirosław Skubiszyński, zastępca dyrektora PKP PLK Zakład Linii Kolejowych w Zielonej Górze.

- Ta sprawa jest oczywista i powinna zostać już zakończona - mówi mecenas Krzysztof Filip z Wolsztyna, reprezentujący interesy dziecka ofiary. - Po zakończeniu sprawy karnej w 2009 roku liczyłem, że spółki PKP wypłacą odszkodowanie bez konieczności sądowego procesu. Myliłem się. Przez rok byliśmy zwodzeni, a później dowiedzieliśmy się, że córka ofiary nie dostanie pieniędzy. I że to jej ojciec, którego ona nigdy nie poznała, przyczynił się do wypadku. To jakiś absurd.

Kierowca bez szans

Do tragedii doszło w październiku 2003 roku na strzeżonym przejeździe kolejowym w Nowym Dworze (gm. Zbąszyń). Około godziny 4 jadący samochodem marki VW Golf Stanisław W. zderzył się z lokomotywą. W chwili, gdy doszło do tragedii, zapory były uniesione. O nadjeżdżającym pociągu nie informowała też sygnalizacja świetlna, która również nie działała. Kierowca zginął na miejscu. Jego samochód był doszczętnie zniszczony. Zbadano też jego krew. Był trzeźwy. Szybko okazało się, że w chwili zdarzenia nie działało urządzenie odpowiadające za pracę rogatek i sygnalizacji, bo dwóch mężczyzn zatrudnionych w spółce PKP Polskie Linie Kolejowe w czasie prac wyłączyło komputer sterujący urządzeniami na przejeździe. Nie ustawili jednak żadnych znaków informujących o tym, że rogatki są uszkodzone, a sygnalizacja świetlna nie działa.

- Kiedy pociąg przejeżdżał, to rogatki nie były opuszczone - przyznał jeden z pracowników PKP PLK. - Nie widziałem żadnego samochodu, a stałem 7 metrów od przejazdu. Jednak, kiedy pociąg mnie minął, to nagle zaczął hamować. Ale nie słyszałem żadnego uderzenia.

Podobnie zdarzenie relacjonował jego kolega. Z kolei maszynista stwierdził, że zaczął hamować, gdy tylko zobaczył, że rogatki są podniesione. Również nie widział samochodu.
Po tragedii prokuratura oskarżyła dwóch pracowników PKP PLK m.in. o to, że wiedząc, iż urządzenie sterujące nie działa, nie zabezpieczyli przejazdu (na przykład mogli postawić znak stop - rogatka uszkodzona). Oprócz nich na ławie oskarżonych zasiadł maszynista z PKP Cargo. Temu z kolei zarzucono m.in. to, że nie zmniejszył prędkości przy przejeździe. W lutym 2009 roku zapadł wyrok. Cała trójka usłyszała kary w zawieszeniu. I choć skazani odwołali się od tego werdyktu, to jednak sąd wyższej instancji odrzucił ich apelację jako "oczywiście bezzasadną".

Komisja PKP dopatrzyła się winy ofiary wypadku

Tuż po tragedii okazało się, że partnerka kierowcy jest w ciąży. - W wyniku wypadku córka nie miała szans poznać swojego ojca - mówi mecenas Krzysztof Filip. - Ale z podjęciem starań o zadośćuczynienie dla dziecka czekaliśmy do zakończenia sprawy karnej. Później zwróciłem się do spółek PKP, których pracownicy zostali skazani. Liczyłem na polubowne załatwienie sprawy. W końcu wystąpiliśmy na drogę sądową. Wysokość zadośćuczynienia określiłem m.in. na podstawie podobnej historii rozpatrywanej przez Sąd Okręgowy w Poznaniu - dodaje adwokat.

PKP Cargo wniosło do Sądu Okręgowego w Poznaniu o oddalenie powództwa. Podobnie do sprawy podchodzą przedstawiciele PKP PLK. W piśmie złożonym w sądzie poinformowali o wynikach dochodzenia wewnętrznego. "Głos Wielkopolski" dotarł do tego dokumentu. Według komisji PKP najważniejszą przyczyną wypadku było... niezachowanie szczególnej ostrożności przez kierującego autem. - Dlatego ewentualne odszkodowanie powinno uwzględniać stopień winy kierowcy - czytamy w dokumencie.

Członkowie komisji dopatrzyli się także winy wśród zatrudnionych z PKP. Uznali, że pracownicy odpowiedzialni za tragedię ciężko naruszyli obowiązki pracownicze. Nie stracili oni jednak pracy.
Jeszcze dalej w swoich rozważaniach poszli przedstawiciele PKP Cargo. W piśmie przesłanym do sądu stwierdzili, że to kierowca najechał na lokomotywę. Uznali też za niezrozumiałe stanowisko prokuratury i sądu karnego mówiące o tym, że Stanisław W. jechał prawidłowo...

Biegły odpowiada na pytania

Ostatecznie pozwani wnieśli o powołanie biegłego, który miał, ich zdaniem, określić stopień winy kierowcy. Ekspertyzę przygotował Ryszard Rybicki z Poznania, sądowy specjalista w kwestii rekonstrukcji wypadków drogowych, który nie chce jednak sprawy komentować poza salą sądową.
Udało nam się dotrzeć do opinii w tej sprawie. - Przy utrudnionej widoczności, po przekroczeniu otwartych zapór Stanisław W. miał prawo być zaskoczony pojawieniem się pociągu ekspresowego. (…) jego działania mogły być opóźnione.
Ekspert stwierdził także m.in., że w praktyce kierowcy nie zatrzymują samochodów przed strzeżonym przejazdem. Dla nich najważniejsze są opuszczone zapory i włączona sygnalizacja świetlna. - Analiza materiału pozwala stwierdzić, że bezpośrednią i zasadniczą przyczyną tragedii były nieracjonalne działania pracowników kolei - czytamy w opinii.

Matka również ojcem

Następna rozprawa odbędzie się pod koniec stycznia. Wówczas zeznania ma złożyć biegły. Wiadomo już, że wiele zastrzeżeń do jego twierdzeń mają prawnicy spółek PKP. Wnieśli oni nawet o to, aby sąd pominął przygotowaną ekspertyzę. - Kierowca nie miał żadnej winy, o czym również był przekonany sąd, który w procesie karnym skazał pracowników kolei - zaznacza mecenas Filip. - Mam nadzieję, że przedstawiciele PKP jeszcze raz przemyślą swoje działanie. To ich pracownicy są odpowiedzialni za tragedię, za którą należy się zadośćuczynienie.

Na ostatniej rozprawie sąd przesłuchał jeszcze matkę dziewczynki. Przyznała, że musiała porzucić pracę, aby opiekować się córką i swoją schorowaną matką. - Czasami córka przychodzi rozżalona, jak na przykład w szkole jest Dzień Ojca. Wtedy muszę jej zastępować i matkę i ojca - mówi z żalem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski