18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plebiscyt gwarowy: Lubicie gwarę, tej? Posługujcie się nią w domu

SDR
Taką sznekę z glancem zjesz tylko w Wielkopolsce!
Taką sznekę z glancem zjesz tylko w Wielkopolsce! Marek Zakrzewski
Małgorzata nadesłała nam wspomnienia napisane gwara. Bardzo dziękujemy. Autorka pokazuje, ze gwara może być językiem domowy. Na co dzień - jak wynika z opowieści - członkowie tej rodziny mówią językiem literackim, ale w domu, dla zabawy i ku pamięci, pielęgnują poznańska gwarę. Przeczytaj wspomnienie gwary poznańskiej!

"Kiedy z bratem byliśmy dziećmi i przeszkadzaliśmy babci, to mówiła: Te, gzuby (maluchy), weździe kejtra (psa) i idźcie na spacyr. Jak byłam na coś już za duża, to byłam duza salacha (dziewczynka, panienka). Jak przekupka na rynku Łazarskim przekonywała babcię do niechcianego zakupu, to była rychtyk kunda, a nielubiana sąsiadka to rychtyk ema.

CZYTAJ I GŁOSUJ:
LUBICIE GWARĘ, TEJ? WYBIERZCIE NAJLEPSZE SŁOWA
PLEBISCYT GWAROWY: WASZE PROPOZYCJE NA NAJLEPSZE SŁOWA - SONDY

Latem z mamą chodziliśmy na fogelwize, czyli do wesołego miasteczka, ale tak samo nazywała prababcia tańce na świeżym powietrzu. W czasie deszczu byliśmy do cna mokrzy. Na podwórku szczuny (chłopacy) grali w piłkę, sztekla i klipę. Natomiast ja z koleżankami na sztendrze (trzepaku) robiłam koziołki. Babcia czasami szła do sąsiadek na klejdry (plotki).

Z bratem dostaliśmy po 2 zł na sznekę z glancem, ale jak szliśmy do Kamińskiego (cukiernia ) na ul. Łukaszewicza, bo nie wolno nam było przez skrzyżowanie przechodzić na szagę (po skosie).Jak szłam po zakupy do składu (sklep) po zakupy to bejmy (pieniądze) miałam trzymać w kiejdzie (w kieszeni) co bym nie zgubiła.

Do sklepu (piwnicy) chodziłam zimą po pyry (ziemniaki) i przetwory. Kiedy w domu było pranie, to na obiad był ańtopf ( zupa jarzynowa gotowana na mięsie), a latem zupa z szablu (zupa słodko-kwaśna z szerokiej fasolki).Babcia prała i kazała eknąć lub szpycnąć czy zupa nie kipi. Papióry i gazety zbieraliśmy do specjalnego wiadra na podpałkę. W piecu rozgarniało się palace węgle haczykiem (pogrzebacz).

Do szkoły mieliśmy szykowane skibki (kromki) najlepiej klapsztule (złożone). Z bratem biliśmy się o świeżą kromkę (czyli piętkę ) chleba. Na działce babcia i mama haczką (motyką) dziabała grządki, a nam kazały zrywać świętojanki (porzeczki) i zbierać spod drzewa glubki ( śliwki). Z glubek robiły kompoty lub piekły placek na drożdżach lub na natronie (proszek do pieczenia).

Zza winkla patrzeliśmy, czy mama nie wraca z pracy. Ciekawie robiło się, kiedy z Wildy przyszła eka i spotkała się z eką z Łazarza. Bez szkiełów (policja) wtedy się nie obywało. Niekórych z eki rodzice odbierali ze szkiełowni. Na rynku babcia pilnowała, żeby te emy zamiast kury, nie sprzedały jej kokota. Za to dziadek najchętniej lazł na zakupy po bombkę (mała butelka wódki) i ćmiki. W skrytce (specjalne pomieszczenie) dziadek chował waserwagę ( poziomica), śrubokręty, kombinerki, obcążki.

Fafoły (różne osady lub fusy od herbaty czy kawy) trzeba było wlewać do wymborka ( wiadra) ustawionego pod zlewem, aby nie zapchać odpływu w zlewie. O 7.30 rano babcia poganiała nas, abyśmy rychtowali się do szkoły, a prababcia szukała swoich dyrdunów (długa spódnica).Kiedy któreś z nas, dzieciaków potknęło się na drodze, to padało pytanie - jak lezieś religo? Patrz pod giry i uważaj na kamloty (kamienie ). Na niedzielę dziadek wszystkim glancował buty, a na różne święta swoje sztymle. Glancowana była też podłoga z desek po wypastowaniu.

Niedawno zadzwoniła do mnie roześmiana bratowa i pyta, czy wiem jak nazywa się kwirlejka, bo ona pytała o nią w Ikei i nie wiedzieli, o co chodzi. W końcu znalazła kwirlejkę, ale na kartce pisało mątewka. Po 56 latach poznała prawidłową nazwę. Dzięki Bogu moja, odziedziczona po babci, jest jeszcze dobra.

Co ciekawe, to to, że poza domem dziadkowie i pradziadkowie mówili i pisali poprawną polszczyzną (może z małymi wyjątkami). Dzisiaj w domu moim i brata także używamy gwary choć nie tak sprawnie, aby nasze dzieci i wnuki rozumiały choćby poszczególne słowa. W końcu jesteśmy poznańskimi pyrami !
(...)

Musiałam przerwać wspomnienia, bo famuła (rodzina) i kejter czekali na obiad. Na podwieczorek będą wieczniki (nazywane dzisiaj ptysiami z bitą śmietaną, a ówczesne ptysie to teraz gniazdka...oj pokręciło się nie wiedzieć czemu).

Na podwórzu porządku pilnowała stróżka (dozorczyni lub socjalistyczna pani domu). Zaraz interweniowała, jak tylko zobaczyła, że gzuby (gzubki) robią bajzel lub gemyle. Babcia mówiła też bajzelmama lub pufmama, ale znaczenie tych wyrazów poznaliśmy, gdy podrośliśmy.

Dziadek był wyzywany od eleganta z Mosiny, kiedy skakał ( hi hi czasem dosłownie ), że ancug lub kluft nie są doprasowane. Wszystkie dzieciaki omijały jednego z sąsiadów, gdyż mówiono nam, że to szplin (postrzeleniec) i może nas pobić. Jako dzieciakom zdarzało nam się utytłać w glajdzie (błoto).

Jako starsza, musiałam wysłuchiwać, że taka duża klympa, a nie upilnowałam gzuba i cały jest upyplany. Brat sam nie chciał przechodzić przez ciemny korytarz, bo miał fefry (bał się). Atrakcją była dla nas dzieciaków jazda dryndom czyli dorożką (pamiętam je za Starego Rynku ). Później tak mówiono także na taksówki. Brat był fifny, ale żle to się skończyło, kiedy mama odkryła, że do gry w noża (w knypa )wyniósł te srebrne i pogubił.

No cóż, czas kończyć, bo kejter chce na spacyr... "

Czekamy na Wasze propozycje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski