Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co nam postanowienia noworoczne - rozmowa z socjologiem

Anna Solak
Doktor Tomasz Kozłowski jest wykładowcą w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu
Doktor Tomasz Kozłowski jest wykładowcą w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu
Dr Tomasz Kozłowski, socjolog kultury zajmujący się też problematyką społecznego warunkowania poczucia szczęścia, o postanowieniach noworocznych.

Czy stawianie sobie postanowień to już tradycja?
Tomasz Kozłowski: - Nie tyle tradycja, ile fundamentalna potrzeba psychiczna, którą ludzie prędzej czy później muszą realizować. To, czy pojawia się akurat przy okazji Nowego Roku, czy innych świąt, nie ma większego znaczenia. Lubimy kontrolować nasze życie. Istnieją trzy najważniejsze czynniki, które powodują, że ludzie czują się dobrze sami ze sobą: zdrowie, dobre kontakty z otoczeniem i właśnie poczucie kontroli. Jeśli choć jedno z nich jest niespełnione, nie czujemy się do końca szczęśliwi w życiu. Jeśli zaś je zaspokoimy, istnieje szansa, że będzie nam ze sobą samym dobrze.

Czemu służą noworoczne postanowienia?
Tomasz Kozłowski: - Właśnie uczuciu panowania nad tym, co się dzieje dookoła, służą wszelkie postanowienia, jakie sobie narzucamy. A to, czy udaje się je realizować, czy nie, to już zupełnie inna sprawa.

W takim razie co najczęściej ląduje na tej liście?
Tomasz Kozłowski: - Myślę, że w dzisiejszych czasach obiecujemy sobie to, w realizowaniu czego społeczeństwo konsumpcyjne ciągle nam przeszkadza. A czym charakteryzują się dzisiejsze czasy? Tym, że jesteśmy przede wszystkim skupieni na pracy, żyjemy w ciągłym pośpiechu, nie mamy czasu dla rodziny ani na aktywny tryb życia. Noworoczne postanowienia są pewnego rodzaju rekompensatą tego, czego nam brakuje, czyli np. czasu dla siebie i bliskich. Problem w tym, że te postanowienia są mało "medialne". Większość z nas mimo wszystko lubi zabłysnąć przed znajomymi. Na zasadzie - patrzcie, jak coś teraz będzie mi wychodzić przez najbliższe dwanaście miesięcy. Wydaje mi się, że w większości przypadków to zwykła manifestacja i chęć wypadnięcia dobrze w oczach innych.

Co trzeba postanowić, żeby zabłysnąć?
Tomasz Kozłowski: - Na ogół ludzie starają się prześcigać w takich rzeczach, których inni mogliby im pozazdrościć. Jeśli powiem, że od nowego roku kupię nowe spodnie czy marynarkę, to niespecjalnie zrobię na kimś wrażenie. Ale jeśli zapiszę się na kurs lepienia garnków z gliny, sprawa będzie wyglądała już zupełnie inaczej. Bo żeby to zrobić, znajdę wolny czas i dodatkowe środki, poukładam życie poza pracą, spełnię swoje marzenie i tak dalej. To niesamowicie sexy komunikat dla otoczenia.

Im bardziej oryginalnie, tym lepiej?
Tomasz Kozłowski: - Tak. Ostentacyjne próżnowanie zawsze było w cenie. Zwykle chodzi o to, by kreatywnie się rozwijać lub znaleźć coś, na co nikt przed nami jeszcze nie wpadł.

Mówienie innym o swoich postanowieniach pomaga w dotrzymaniu słowa?
Tomasz Kozłowski: - To zależy kto je wypowiada, przed kim i po co. Nazywam to taktyką palenia mostów. Jeśli powiem głośno o tym, co zamierzam zrobić jak największej liczbie osób, sam na siebie ukręcę przysłowiowego bata. Rzeczywiście, pewne rzeczy łatwiej udaje mi się wtedy doprowadzić do końca. Wyświetla mi się w głowie sytuacja, w której ludzie spotykają się po sylwestrze przy kawie i zaczynają mówić, czego to oni w tym roku nie zrobią. Najczęściej jest to niezobowiązująca rozmowa, przy której mamy świadomość, że niekoniecznie ktokolwiek będzie nas z tego rozliczał. Moim zdaniem najważniejsze jest to, przy kim wypowiadamy nasze tego rodzaju twierdzenia. Jeśli przy swojej rodzinie, to jest większa szansa, że je zrealizujemy. Ze znajomymi z pracy nie jesteśmy tak silnie związani, więc odnosi to mniejszy skutek.

Tu mnie Pan zaskoczył. Według mnie rodzina jest zwykle bardziej wyrozumiała niż otoczenie, przed którym wstydzimy się naszych słabości...
Tomasz Kozłowski: - Zgadza się, ale wstyd pojawia się wtedy, kiedy przywiązujemy wagę do czyjegoś zdania. W tej chwili żyjemy w mocno narcystycznych czasach, więc często jest tak, że opinie innych niewiele dla nas znaczą. Nie lubimy się do niczego zmuszać ani przyznawać się do błędów. Jeśli zdarza się taka sytuacja, wolimy wmawiać sobie, że czyjaś opinia jest po prostu nieważna. Ze znajomymi z pracy to łatwe. A rodzina, w przeciwieństwie do znajomych, potrafi znacznie skuteczniej ciosać przysłowiowe kołki na głowie.

A inne sposoby? Zapisać postanowienie na kartce, przykleić na lodówce, poprosić przyjaciół o upominanie?
Tomasz Kozłowski: - Nie znam lepszego sposobu niż po prostu przełamanie się i zrobienie tego czegoś. Złotą receptą jest też typowa terapia behawioralna, czyli przyzwyczajenie ciała i umysłu, by nagle zaczęły traktować nową rzecz jako rutynę. Najlepiej sprawdzają się działania, które przynoszą nam ogromną satysfakcję i w które jesteśmy maksymalnie zaangażowani. Nie mogą być ani za proste, ani za trudne i zawsze muszą przynosić jakąś informację zwrotną. Nawet jeśli brzmi ona "nie wyszło ci". Ok, nie wyszło na tym etapie. Ale spróbuj jeszcze raz, może kolejnym razem się uda. I nagle okazuje się, że radość z robienia czegoś jest tak wielka, że wpadamy w to po uszy. Psychologowie nazywają ten przyjemny stan przepływem. Dla jednych może to być szycie, dla innych bieganie, gotowanie, jazda samochodem albo klejenie modeli. Dlatego z psychologicznego punktu widzenia nie znam lepszej metody, niż po prostu zacząć coś robić.

Przerobił to Pan na własnej skórze?
Tomasz Kozłowski: - Oczywiście, że tak. Kiedyś nie cierpiałem biegać i zawsze myślałem, że jestem stworzeniem zupełnie nie zaprojektowanym do ruchu. Ale postanowiłem się przemóc i rzeczywiście - po pierwszych razach byłem totalnie zziajany, ale potem spodobało mi się. Okazało się, że to okazja, żeby wyjść, odreagować, zrelaksować się.

Wynika z tego, że jedyna bariera by czegoś nie robić, to brak nawyku?
Tomasz Kozłowski: - Tak. Jeszcze po naszych bardzo odległych przodkach - gadach, odziedziczyliśmy system nagrody i kary. Jeśli robimy pewne rzeczy i sprawiają nam one przyjemność, czy będzie to jedzenie, czy seks, czy oglądanie fajnego filmu albo czytanie wciągającej książki, w naszym mózgu wydzielają się neuroprzekaźniki, które powodują, że chcemy te czynności wciąż powtarzać na nowo.

Kto jest bardziej zmotywowany - kobiety czy mężczyźni?
Tomasz Kozłowski: - Trudno to wskazać, bo obie płcie potrafią dotrzymywać danych sobie obietnic, choć każda na zupełnie innych obszarach. Łączy nas jedno - dążenie do reprodukcji, a w konsekwencji inwestowanie w siebie, by stać się bardziej atrakcyjnym dla potencjalnego partnera. Popyt na seks nigdy nie spada i pewne rzeczy robimy w życiu tylko po to, by oszołomić płeć przeciwną. Panowie chcą zgubić brzuszek albo postawić dom, panie mieć więcej czasu dla bliskich i zainwestować w atrakcyjność, bo akurat to postanowienie jest nieśmiertelne od lat.

Dlaczego zawsze odchudzamy się od poniedziałku, a palenie rzucamy od nowego roku? Czy data graniczna jest nam aż tak potrzebna?
Tomasz Kozłowski: - To element porządkujący życie. Lubimy wszystko podsumowywać. W ciągu roku mamy najczęściej zaledwie kilka momentów przełomowych, np. skończyłem studia - znalazłem pracę - kupiłem telewizor. Sylwester jest wyrazisty dla wszystkich, więc to kolejna okazja do zrobienia rachunku sumienia. To niekoniecznie musi być przełom roku, podobnie zadziała np. ślub koleżanki. Element porównywania się z innymi to, w zależności jak to porównanie wypada, źródło wielkiego stresu lub wielkiej satysfakcji.

Czy to prawda, że człowiek który rzuca palenie przed odstawieniem papierosów spali ich znacznie więcej, tak jakby chciał to zrobić "na zapas"?
Tomasz Kozłowski: - Nie znam żadnych badań na ten temat, ale wiem, że sam tak robię. Kiedy z czegoś rezygnuję i zbliża się data, po której nastąpi całkowita pokuta i abstynencja, to myślę sobie "co mi szkodzi". Myślę, że z czysto psychologicznej perspektywy świadomość, że coś zaraz zostanie nam zabrane działa pobudzająco. To działa i w drugą stronę. Jeśli jest nam dobrze, nie martwimy się o nic. Bardzo fajnie opisał to mój ulubiony pisarz, Kurt Vonnegut. Pisał, że człowiek jest taką istotą, która nie przejmuje się niczym i której niczego nie brakuje, w sytuacji gdy ma pełen brzuch. Nawet jeśli za chwilę spadnie bomba atomowa, myśli sobie: jestem najedzony, jest fajnie, będzie dobrze.

Czyli tak jak we wszystkim, w deklarowaniu zmian najlepszy jest złoty środek?
Tomasz Kozłowski: - Owszem. Brak równowagi nikomu nigdy na dobre nie wyszedł. Można być dobrym w kilku rzeczach, ale nie we wszystkim. Widać to najlepiej na przykładzie geniuszy. Potrafili być kreatywni i tworzyć nieprawdopodobne rzeczy, ale życie społeczne najczęściej mieli w gruzach. Nawet jeśli ktoś fenomenalnie gotując, rzeźbiąc czy pisząc ma ogromną satysfakcję, nie zawsze jest pozytywnie odbierany przez otoczenie. To jest podstawowe pytanie - czy zaspokajamy swoje własne potrzeby, czy potrzeby innych względem siebie? Można tak bardzo skupić się na własnych postanowieniach, by za chwilę nie mieć się do kogo odezwać. Wszystko można odpracować, ale po co w ogóle dopuszczać do tego rodzaju sytuacji.

W takim razie jakie są Pana noworoczne decyzje?
Tomasz Kozłowski: - Ojej, musiałbym się zastanowić. Obawiam się, że bardzo nie-sexy: więcej publikować, przeczytać kilka książek… Sama pani widzi, że moje postanowienia są nudne, nie medialne i na nikim nie zrobią wrażenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski