Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po siedmiu latach od zaginięcia odnalazł rodzinę

Szymon Pewiński
Kazimierz Eberle w otoczeniu przyjaciół z Posadówka
Kazimierz Eberle w otoczeniu przyjaciół z Posadówka Szymon Pewiński
Mężczyzna przebywający w ośrodku dla bezdomnych w Posadówku koło Lwówka, który jeszcze przedwczoraj nie znał swojego nazwiska ani miejsca zamieszkania, prawdopodobnie już dziś spotka się z rodziną.

Od wczoraj wiadomo, że nazywa się Kazimierz Eberle i pochodzi z Czajkowa Południowego w gminie Staszów w województwie świętokrzyskim. W 2005 roku wyjechał do pracy do Belgii i po kilku miesiącach słuch o nim zaginął.

CZYTAJ TEŻ:
Kampania przeciw narkotykom
Happening MONAR-u przeciw narkotykom

Pan Kazimierz nie pamięta, co się z nim działo przez ostatnie siedem lat. Twierdził, że studiował w Krakowie i jako turysta wyjechał rowerem do Francji. Tam został pobity i okradziony. Podcięto mu nawet żyły.

W listopadzie ubiegłego roku Fundacja Barka otrzymała telefon z konsulatu w Holandii, że w jednym z tamtejszych szpitali psychiatrycznych przebywa mężczyzna, który prawdopodobnie jest Polakiem. Kazimierz Eberle trafił najpierw do ośrodka Monaru w Różowicach koło Rogoźna, a w styczniu do domu prowadzonego przez Stowarzyszenie Integracji Społeczności Lokalnej "Wielkopomoc" w Posadówku. Dopiero po kilku dniach udało się nawiązać z nim kontakt.

Rodzina pana Kazimierza zobaczyła go w telewizji w reportażu, który w poniedziałek wyemitowała stacja TVN24. Skontaktowała się z prowadzącym dom w Posadówku Józefem Koniorem.

- Bardzo czekamy na jego powrót - nie kryje radości Joanna Saramak, kuzynka Kazimierza Eberle. - Nie mieliśmy od niego znaku życia od kilku lat. Po wyjeździe do Belgii kontaktował się z nami, mówił, że znalazł dobrą pracę w branży teleinformatycznej. Potem telefony się urwały. Powiadomiliśmy tamtejszą policję, ale ta twierdziła, że nie miała żadnych informacji, żeby coś złego mu się stało. Byliśmy więc przekonani, że po prostu ułożył sobie życie. Niestety, w telewizji zobaczyliśmy zupełnie innego człowieka. Ale cieszymy się, że wreszcie do nas wraca. Teraz przed nami długie rozmowy - dodaje.

Choć mówienie przychodzi mu z trudem, również pan Kazimierz nie kryje radości:
- Brakuje mi słów i naprawdę nie mogę usiedzieć na miejscu ze szczęścia - powtarza ze wzruszeniem. - Dopiero teraz zaczynam sobie przypominać coraz więcej rzeczy. Moją siostrzenicę, z którą rozmawiałem wczoraj przez telefon, pamiętam jako małą dziewczynkę. W Posadówku mam naprawdę dobrą opiekę. Ludzie, z którymi mieszkałem przez ten miesiąc, dali mi dużo ciepła, jestem im wszystkim bardzo wdzięczny. Ale cały czas chciałem wrócić do domu. Teraz moje marzenie wreszcie się spełni. Cuda się jednak zdarzają - mówi Kazimierz Eberle.

Szczęście pana Kazimierza dzielą współmieszkańcy domu w Posadówku. W sumie przebywa w nim 17 osób.
- Gdy wczoraj około 11.30 odebrałem telefon od siostrzenicy Kazia, byłem w wielkim szoku - opowiada prowadzący dom Józef Konior. - Pierwsze, o co od razu zapytałem Kazia, to czy mówi mu coś nazwisko Eberle. Zaraz przypomniał sobie, że tak się nazywa. Od wczoraj wszyscy tutaj świętujemy. Mamy nadzieję, że wszystko ułoży się dla niego jak najlepiej, że dojdzie do siebie, a w przyszłości jeszcze nas odwiedzi - mówi z nadzieją.

Po powrocie do Czajkowa Południowego pana Kazimierza czeka prawdopodobnie rehabilitacja, gdyż ma też kłopoty z chodzeniem. Już mówił wczoraj, że gdy tylko dojdzie do pełni zdrowia, zjawi się w Posadówku. Choćby na rowerze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski