Trasa Poznań-Puławy. Jakieś 500 kilometrów i ponad pięć godzin w pociągu. Na samą myśl o podroży z 6-tygodniowym Ludzikiem i jego Małoletnią Siostrą, skóra cierpnie na plecach a człowiek poci się nie tylko przez upał.
Zobacz także:
- Nowy wózek Janka
- Wszystkie prawa dziecka …i obowiązki matki
- Noszenie w chuście i inne przyjemności
Dzień wcześniej zapakowałam wszystko, co tylko możliwe i jeszcze trochę – „na wszelki wypadek”.
Lista wyglądała mniej-więcej tak:
- ciuszki (dwie pary bodziaków z krótkim rękawem na każdy dzień plus jedne w torbie podręcznej, pajac z długim rękawem, kaftanik z długim rękawem, skarpetki i czapeczka)
- spanie: rożek, kocyk, lekkie przykrycie
- jedzenie: podgrzewacz do butelek, butelki, mleko modyfikowane, herbatka z kopru włoskiego, gorąca woda w termosie i zimna w butelce, laktator, nakładki silikonowe (z tego wszystkiego najbardziej przydatny okazał się… cyc)
- książeczka zdrowia i akt urodzenia
- torba podręczna z przewijakiem, pieluszkami, chusteczkami nawilżanymi, kremem z wysokim filtrem, mydłem antybakteryjnym bez mydła, pieluszką tetrową i sama już nie wiem czym jeszcze…
I dobrze, że wszystko przygotowaliśmy wcześniej, bo w dzień wyjazdu spało nam się tak słodko, że o mało nie spóźniliśmy się na pociąg o 6:18.
Za kwadrans szósta. Taksówka czeka już pod blokiem. Mój Przyjaciel Zorganizowany pakuje Młodego w samochodowy fotelik i zgarnia plecak z wodą i kanapkami. Ja zarzucam torbę na ramię i łapię za rączkę walizki. Małoletnia zabiera swoje rzeczy, co i tak jest sporym wyzwaniem.
Wpadamy na peron. Przy lokomotywie kierownik pociągu woła: „Tutaj! Tutaj!” Niewiele myśląc, pędzimy. Miły pan wskazuje przedział dla matki z dzieckiem. Dawna pierwsza klasa: sześć siedzeń, ciut szerszy korytarz, cały przedział dla nas!
Siedzimy. Jedziemy. Młody śpi w foteliku, Małoletnia na kolanach Ojca, a ja w końcu mogę odsapnąć i celebrować myśl, że udało się nam przetransportować, ale też zaraz napędzić sobie nowego stracha pod tytułem „co będzie, jak Ludzik się obudzi?!”
Jednak i to okazało się nie takie straszne. Trzy mokre pieluszki, jedna z kupą – oto bilans działań toaletowych Naszego Syna na trasie Poznań-Puławy. Płacz – ze dwa razy, gdy zachciało się jeść. Za to kiedy nasz Mały Przyjaciel nie spał, uśmiechał się i gadał z nami, używając swoich ulubionych zwrotów: g-uuu! i arrr!
Zobacz także:
- Nasz baby blues
- Karmienie piersią - po mojemu
- Blog Młodej Mamy: Już po porodzie!
Od Stolycy Centralnej mieliśmy towarzystwo Matki Obytej. Ta wsunęła się do przedziału, swemu małoletniemu synowi wyznaczyła miejsce po jednej stronie, a sama odpięła z nosidełka drugiego syna i usiadła naprzeciw. Trzymiesięczny Stanisław był typowym przykładem nie-pierwszego dziecka, wokół którego wszystko jest rutynowe. Matka Obyta, po tym, jak na kolanie przebrała i przewinęła Stanisława, przyłożyła go torbą podróżną – żeby nie spadł – i wyszła z przedziału. Ot, taka to różnica podróżowania.
JAK TO BYŁO PRZED PORODEM? - CZYTAJ TUTAJ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?