Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogrzeb w czasie pandemii koronawirusa. Ostatnie pożegnanie jeszcze trudniejsze niż zwykle

Katarzyna Piojda
Katarzyna Piojda
Pogrzeb w czasie pandemii koronawirusa to bardzo trudne ostatnie pożegnanie.
Pogrzeb w czasie pandemii koronawirusa to bardzo trudne ostatnie pożegnanie. Adam Wojnar / zdjęcie ilustracyjne
W szpitalu umiera starszy pan. Traci świadomość, ale kilka razy dziennie pyta pielęgniarki, kiedy jego dzieci przyjdą się z nim pożegnać. Nie przyjdą, bo jest zakaz odwiedzin.

Pogrzeb w czasach koronawirusa

Nie jest tak, że chcemy, aby koronawirus trwał, a my się dorobimy. Jak ktoś się cieszy ze śmierci, sam z człowieka nic nie ma - mówi właściciel zakładu pogrzebowego w Kujawsko-Pomorskiem.

Gdy jednak inne firmy ledwie wiążą koniec z końcem albo ten koniec w ich wydaniu już nastąpił, właśnie przez pandemię, to firmy z branży pogrzebowej nie mają na co narzekać. Ruch w interesie jest większy.

Przedsiębiorca od lat prowadzi działalność w dużym mieście. Zakład to on plus 6 pracowników. Branża funeralna jest specyficzna. Smutek i łzy są na porządku dziennym. Przez koronawirusa zrobiło się jeszcze bardziej przykro.

Czytaj także: Sześć osób na kwarantannie. Wszystko przez chorą, która wyszła do sklepu

Limit osób na pogrzebie

Na początku epidemii w pogrzebie mogło uczestniczyć tylko 5 krewnych, ponadto ksiądz, w przypadku katolickiego pochówku, albo mistrz ceremonii, jeśli to świecki pogrzeb, no i pracownicy zakładu.

- Przykro było patrzeć, jak pozostali członkowie rodziny oraz przyjaciele zmarłego stają przy pomnikach w pobliżu albo nawet nie wchodzą na cmentarz, tylko przez ogrodzenie obserwują ostatnie pożegnanie - wzdycha przedsiębiorca. - Gdyby podeszli, złamaliby zakaz gromadzenia się. Na to policja tylko czekała. Raczej nieprzypadkowo, właśnie, gdy odbywał się pogrzeb, funkcjonariusze, nie w mundurach, ale po cywilnemu, też się zjawiali i krążyli. Gotowi byli mandat wypisać.

Mandaty w czasie pandemii

A propos mandatów. Właściciel firmy opowiada: - Przed Wielkanocą wprowadzono również zakaz wchodzenia na cmentarz. Małżeństwo z córką o zakazie nie wiedziało. Weszli we trójkę, szli w kierunku nagrobka babci. Nie zdążyli dojść, a policja wyrosła, jak spod ziemi. Niewiedza kosztowała rodzinę 900 złotych. Po 300 zł dostała każda osoba.

Dziwnie jest tuż po pożegnaniu. - Bliskich nie wolno zaprosić na stypę do restauracji czy kawiarni, bo te lokale zostały zamknięte przez koronawirusa. Po uroczystości na cmentarzu, krewni rozchodzą się do swoich domów. Rzadko która najbliższa rodzina zmarłego zamawia catering i zaprasza gości do siebie.

Polska Izba Branży Pogrzebowej zwróciła się do Głównego Inspektora Sanitarnego o pilne opracowanie i przesłanie wytycznych dla zakładów pogrzebowych i zarządców cmentarzy w związku z pandemią. To było na początku marca. - Do teraz nie dostaliśmy wskazówek - podkreśla nasz rozmówca. - Pracujemy w maseczkach ochronnych i rękawiczkach. Jeżeli otrzymujemy ciało, zakładamy też przyłbice oraz uniformy, przypominające stroje lekarzy przy operacjach.

Pracowity okres

Na brak zleceń nie narzeka. - Przeciętnie w miesiącu przygotowujemy 22 pogrzeby. W marcu zorganizowaliśmy wyjątkowo mało, bo 9, ale już w kwietniu było ich 35, sami seniorzy. Maj zapowiada się nam równie pracowity - dodaje przedsiębiorca pogrzebowy. - Statystyki zgonów, podawane codziennie przez Ministerstwo Zdrowia, raczej nie odzwierciedlają rzeczywistości. W tzw. choroby współistniejące, często przypisywane zmarłym na koronawirusa, też jakoś nie wierzę.

Mężczyzna kontynuuje: - W branży widać wzrost umieralności. Zajęte miejsca w chłodniach są tego przykładem. Jeżeli człowiek umiera w szpitalu, jego ciało jest przechowywane w szpitalnej chłodni. Gdy zgon następuje w domu, to zakład odbiera ciało i przewozi je do swojej chłodni. Nasz posiada akurat chłodnię na 4 miejsca. To znaczy: jednocześnie ciała czterech nieboszczyków można w nich przechowywać.

Zlecenie odrzucone

U tego przedsiębiorcy od kwietnia wszystkie miejsca w chłodni są prawie ciągle zajęte. - Dramat panuje na Mazowszu, gdzie pandemia daje się we znaki najbardziej: prawie 300 zakażonych ludzi zmarło. Kolega tam prowadzi zakład. Ma chłodnię na 50 ciał. Wszystkie ciągle pozajmowane. Ostatnio musi odmawiać kolejnym rodzinom organizacji pogrzebu. Nie wyrabia się.
Nasz rozmówca nie obsługuje pogrzebów osób, które zmarły w wyniku koronawirusa, choć mógł, bo go o to pytano. Urząd wojewódzki w pierwszej połowie marca wysłał maile do każdego zakładu pogrzebowego.

Umowa na odbiór zwłok

Mężczyzna pokazuje pismo. „W imieniu Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy proszę o informację, czy są Państwo zainteresowani zawarciem umowy na odbiór zwłok, zgodnie z procedurą Sanepidu odbioru i pochówku osób zmarłych w wyniku zachorowania na chorobę zakaźną (zakażonej koronawirusem SARS-CoV-2/chorej na COVID-19 w przypadku zgonu w domu/w miejscu pobytu). Proszę o pilne udzielenie odpowiedzi”.

- Odpowiedziałem, że nie. Nie dlatego, że mam uprzedzenia czy boję się podjęcia takiego zlecenia. To dlatego, że już teraz musimy spełniać mnóstwo wymogów. Jesteśmy pod obstrzałem m.in. Sanepidu, a ZUS i inspekcja pracy też się nam przyglądają. Kto decyduje się na przygotowanie pogrzebów zmarłych na koronawirusa, na tego nakłada się szereg dodatkowych nakazów i zakazów.

Znak zapytania

Właściciel zakładu wspomina o absurdzie. - Gdy rozmawiam z innymi szefami firm z branży funeralnej w naszym mieście, oni przyznają, że też nie obsługują tych pochówków. W każdym mieście czy gminie przynajmniej jedna taka firma musi się znaleźć. Pojawia się pytanie: która z naszych tymi pogrzebami się zajmuje. Nie udało się nam namierzyć tej firmy w swoim gronie.
Przedsiębiorca pytał w urzędzie wojewódzkim (ten urząd w każdym województwie koordynuje na swoim terenie akcję walki z pandemią). - Nie odpowiedzieli - kwituje mężczyzna. - Podpytywałem też w stacji sanitarno-epidemiologicznej. Nie dość, że informacji nie dostałem, to jeszcze wyłapałem, jak pracownica Sanepidu wprowadza w błąd. Twierdziła, że każdy szpital ma podpisaną umowę z danym zakładem pogrzebowym na odbiór zwłok i załatwienie pogrzebu. Tak przecież nie jest. Rodzina wybiera firmę pogrzebową, która zajmie się formalnościami. Do dziś nie mam pojęcia, który zakład na naszym terenie zajmuje się pochówkami zmarłych z powodu zarazy.

Właściciel zakładu zaznacza: - Rzecz nie w tym, żeby zaspokoić ciekawość, lecz w tym, żeby pokierować klientów. Odbieramy telefony od rodzin osób zmarłych na wirusa. My odmawiamy wykonania usługi. Dociekają więc, kto.

Daleko od rodziny

Przedsiębiorca nawet po tym, jak minie pandemia, zapamięta pewien obrazek. - Umierał starszy pan. Tracił świadomość. Kilka razy dziennie pytał jednak personel, kiedy jego dzieci przyjdą się z nim pożegnać. Słyszał, że nie przyjdą. Obowiązuje zakaz odwiedzin w czasie koronawirusa. Pielęgniarki rozumiały, ale gdyby pozwoliły na odwiedziny krewnych, mogłyby stracić pracę. Pacjent zmarł.

Smaki Kujaw i Pomorza SEZON 2 ODC 10

MASKI KN95 Z FILTREM, ŚRODKI DO DEZYNFEKCJI, OKULARY I INNE PRODUKTY PROFILAKTYCZNE PRZECIWKO WIRUSOM I BAKTERIOM >> Sprawdź w naszym sklepie <<

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pogrzeb w czasie pandemii koronawirusa. Ostatnie pożegnanie jeszcze trudniejsze niż zwykle - Gazeta Pomorska

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski