Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomagają zwierzętom, których zawiedli ludzie

Monika Kaczyńska
Weronika Balcerzak-Zyguła prowadzi z mężem sklep zoologiczny. Bardzo nietypowy sklep
Weronika Balcerzak-Zyguła prowadzi z mężem sklep zoologiczny. Bardzo nietypowy sklep Waldemar Wylegalski
Nie liczą na to, że zbawią świat. Ale chcą z niego ująć trochę cierpienia. O tych, którzy pomagają zwierzętom, które zawiodły się na ludziach, pisze Monika Kaczyńska

Gdy robi się szaro Wiśka wychodzi z domu. Modny płaszcz, fryzura, sportowa elegancja z artystycznym zacięciem. Wsiada do samochodu. Gdy dojeżdża na miejsce, wpatruje się w nią zawsze kilkanaście par oczu.

CZYTAJ TEŻ:
Magazyn Rodzinny w Głosie Wielkopolskim

- Nie wiem, jak one to robią. Nawet kiedy zmienia się czas, są o właściwej porze - śmieje się i wkłada do pojemników suchą karmę, pokrojone w kostkę parówki i skrawki wędlin. Stadko wolno żyjących kotów znów miało porządną kolację.

- Nie, nie jestem związana z żadną organizacją - mówi. - Po prostu staram się pomagać.
Wszyscy znajomi wiedzą, że jak nikt znajduje domy kociakom, którym grozi eutanazja, chore wozi do weterynarza i bez zmrużenia oka płaci całkiem słone rachunki. Nie, nie powie, kim jest i nie da się sfotografować nawet po to, by pochwalić się świetną kondycją domowych znajdek.

- Po co? - pyta. - Robię to dla siebie.

Inne kociarki, zwłaszcza emerytki, zwyczajnie się boją. Nie o siebie. Raczej o kolonie, które mają pod opieką.

- Ludzie są złośliwi - mówią. - Wyrzucają miski, przeganiają. Czasem koty giną w tajemniczych okolicznościach. Po co rzucać się w oczy? - pytają.

Weronika Balcerzak-Zyguła rzuca się w oczy. A raczej sklep zoologiczny, który prowadzi wraz z mężem. Na poznańskiej Murawie, w budynkach, gdzie mieszkania są drogie, a ludziom rzadko brakuje do pierwszego, to niemal instytucja.

Oczywiście że można tu kupić wszystko, co właściciel rozpieszczający czworonożnego pupila może sobie wymarzyć. Oczywiście że są do kupienia rybki, chomiki, ptaki, karmy, zabawki, legowiska. Ale jest też punkt adopcji zwierząt, które ludzie zawiedli.

Ogłoszenia o kotach i psach, którym potrzeba domu, można znaleźć na stronie internetowej sklepu i na Facebooku. Ale można przygarnąć też królika, świnkę morską czy… papugę. W Nikoli, bo tak nazywa się sklep, czekał na dom nawet żółw stepowy znaleziony w październiku na poznańskiej Cytadeli.

- Nie mógł uciec - mówi z przekonaniem Weronika Balcerzak- Zyguła. - One zawsze poruszają się wolno, a gdy jest zimno - szczególnie. Ale ludzie potrafią wszystko wyrzucić.

Szczególnie, gdy zbliżają się wakacje lub przed Wielkanocą, kiedy gwiazdkowe żywe prezenty stracą już urok nowości, a wciąż wymagają opieki i troski. Żeby tego uniknąć, w Nikoli na pytanie, czy po roku przyjmą z powrotem kupionego rok wcześniej królika lub świnkę morską, zawsze odpowiadają twierdząco. Z tego samego powodu punkt o możliwości zwrotu zwierzaka jest umieszczony w umowie adopcyjnej.

Każde zwierzę, a były ich już pewnie setki, to osobna opowieść. Wiele z nich z happy endem.

- Mieliśmy kiedyś kotka, który trafił jako zupełny maluch i nie umiał korzystać z kuwety, więc załatwiał się gdzie popadnie - opowiada Weronika. - Przylgnęło do niego imię Srajek. Z jakiegoś powodu, co znaleźliśmy dla niego dom, coś się działo. A to dostał biegunki, a to podbił sobie oko, a to gdzieś się skaleczył. I tak kolejne szanse na adopcje odpływały w niebyt. Aż trafił się człowiek, którego sobie wybrał. Jak wcześniej nie lubił być brany na ręce, tak tego pana nie odstępował na krok. Postawiony na podłogę, znowu wdrapywał się na kolana. Tuż przed umówionym terminem odebrania kota chodziłam za nim krok w krok i zastanawiałam się, co tym razem się wydarzy. I… nic. Choć gdy nowy właściciel dotarł, a kot był cały i zdrowy, odetchnęłam z ulgą. Widać byli dla siebie stworzeni.

Dość długo na dom czekała Stasia - mnicha nizinna - ptak z rodziny papugowatych. Wyjątkowa uroda nie równoważyła jej nad wyraz głośnego zachowania.

- To ptaki, które dobrze znoszą niskie temperatury, mogą być trzymane w wolierach na zewnątrz - mówi właścicielka Nikoli. - Ostrzegają przed intruzami lepiej niż pies. A Stasia darła się wniebogłosy. Gdy chętny zbliżał się do klatki, podnosiła alarm. To ludzi skutecznie zniechęcało. W końcu trafiła do hodowcy, który w zamian dał nam innego ptaka.

Stasia, jak wiele innych zwierząt do adopcji, swoje imię zawdzięcza dzieciom z pobliskich szkół, które w Nikoli spędzają czas wolny. Wyprowadzają na spacer suczki właścicieli - też znajdki, pomagają rozkładać towar, karmią zwierzęta, metkują produkty z nowych dostaw.

Kilku- czy kilkunastoletni goście są zawsze mile widziani. I sami nie szczędzą właścicielom sklepu dowodów sympatii. Jeden z nich ma metr wysokości, pomarańczowy dziób i zielone, zrobione z papieru pióra. To podobizna Gucia - skrzydlatego ulubieńca właścicielki, który wspólnie z dziadkiem zrobiła jedna z bywalczyń sklepu. Oryginał ma osiem miesięcy, mierzy może z 15 centymetrów i mówi prawie dzień dobry.

Właściciele Nikoli jak Noe przyjmują na swoją arkę czworonożnych i skrzydlatych życiowych rozbitków. Leczą, szczepią, odrobaczają.

- Byłoby nam łatwiej, gdyby ci, którzy przynoszą do nas zwierzęta, dołożyli się chociaż do podstawowych zabiegów weterynaryjnych - wzdychają. - Płacimy za te zabiegi i leki, które są potrzebne i nie oszczędzamy na tym, podobnie jak na karmie. Ale razem można zrobić więcej.

I podają przykłady tych, którzy także pomagają. Ktoś zbudował budkę dla wolno żyjących kotów i wystawia karmę, kto inny wyłapuje je i sterylizuje.

Bokser Adi znalazł dom u poznanianki Gabrieli Ludek za sprawą fundacji Boksery w Potrzebie. Do Poznania przyjechał aż z Gliwic. Tam, odłowiony z ulicy, trafił do schroniska, później do kliniki dla zwierząt. Mimo że wyleczony i pod dobrą opieką, przypominał raczej szkielet. Nie jadł i marniał w oczach.

- Nie jestem formalnie związana z fundacją, kiedy mogę, staram się pomóc - opowiada Gabriela. - Boksery to wspaniała rasa. Kiedy poprzedni odszedł, zaczęliśmy myśleć o następcy. Wspólnie z rodziną zdecydowaliśmy, że będzie to dorosły pies. Szczeniaki znajdują domy bardzo szybko. Im pies starszy, tym trudniej. A Adi nie chciał żyć. Gdyby nie znalazł domu, nie przetrwałby zimy w schronisku.

Przy okazji wyprawy po Adiego Gabriela zawiozła do Łodzi suczkę - także bokserkę, która tam pod opieką wolontariuszy fundacji w komfortowych warunkach będzie czekała na swojego właściciela. Adi zaś po przyjeździe do Poznania z chudego psiego nieszczęścia z dnia na dzień zaczął zmieniać się w szczęśliwego psa.

- Na początku sprawiał wrażenie, że nie wierzy, że ma dom - opowiada Gabriela. - Później z dnia na dzień jego stan się poprawiał. W ciągu miesiąca przytył siedem kilogramów.

Jakby na dowód tego pies robi stępa rundkę dookoła trawnika i podskakując z czterech łap, zachęca do zabawy, zostawiając przy tym mokry ślad na rajstopach właścicielki. Ta wybucha śmiechem.

- Boksery takie są - ciągle oślinione i osmarkane. Ale na tym także polega ich urok. Nie da się zbawić całego świata. Ale warto w tym celu zrobić, ile można - mówi. - Od zwierząt w zamian dostaje się nieprawdopodobną wdzięczność.

A kiedy patrzy się w ich oczy, nie ma już wątpliwości, że kto ratuje jedno życie, choćby psie czy królicze, ratuje cały świat.

Najnowsze informacje z Wielkopolski wprost na Twoją skrzynkę - zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski