Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pomoc sąsiedzka, czyli... jak dobrze mieć sąsiada!

Elżbieta Podolska
Niedzielne śniadanie u Sąsiadek
Niedzielne śniadanie u Sąsiadek archiwum rodzinne
Jak nasze babcie czy mamy chciały sobie porozmawiać z sąsiadką, szły pożyczać szklankę cukru czy odrobinę soli, bo właśnie zapomniały kupić. I tak nawiązywały się dobre stosunki sąsiedzkie, które nieraz trwały całe życie i współlokatorzy stawali się sobie bliscy, niczym rodzina. W dobie dobrze zaopatrzonych sklepów całodobowych coś straciliśmy - niemal już nikt niczego od nikogo nie pożycza i tak naprawdę większość z nas nie zna sąsiadów i z nimi nie rozmawia. Trzy kobiety postanowiły to zmienić i stworzyły niezwykłe miejsce na Jeżycach w Poznaniu. W mieszkaniu na Zaciszu stworzyły miejsce dla wszystkich sąsiadek i sąsiadów z całego Poznania. Tych dużych i tych małych. Tych, którzy chcą wziąć udział w zajęciach, ale i także tych, którzy chcą po prostu porozmawiać, urządzić tam imieniny czy spotkać się w sprawach biznesowych. Pomoc sąsiedzka, czyli jak dobrze mieć sąsiada...

Sąsiadki, czyli Anna Kapczyńska, Joanna Błaszczak i Marta Szafrańska. Przez wiele lat mieszkały obok siebie na Winogradach.

- Poznałyśmy się prawie trzydzieści lat temu na przyblokowym placu zabaw, który wówczas nie był ogrodzony i poza piaskownicą i zdemolowanymi ławkami, niczego na nim nie było - wspomina Anna Kapczyńska. - To były zupełnie inne czasy. Nie miałyśmy tylu zabawek, ile mają teraz dzieci. Tak samo jak nasi rówieśnicy, same musiałyśmy wszystko tworzyć i potrafiłyśmy wymyślać zabawę od tak po prostu z niczego.

Kiedy urodziły się ich dzieci, znowu zaczęły spotykać się na placu zabaw. Czasem nawet zastanawiały się, co zrobić, żeby nie spędzać czasu tak bezproduktywnie, kiedy dzieci się bawią. Zaczęły wymyślać różne spotkania.

- Ludzie dziś zgodnie twierdzą, że nie mają czasu dla siebie, a to nie zawsze tak jest. Mnóstwo czasu marnujemy na bezproduktywnym przeglądaniu inter-netu, czy przerzucaniu licznych kanałów telewizora. Dwa lata temu wymyśliłam, żeby z przyjaciółmi zorganizować niedzielne śniadania na trawie w parku Sołackim - opowiada Anna Kapczyńska. - Ja przynosiłam świeży, chrupiący chleb z czynnej w niedzielę piekarni na Jeżycach, a kolega został, z racji pewnej historii, wyznaczony do przynoszenia masła. Reszta przynosiła coś do jedzenia, najlepiej, żeby to było domowej roboty. Zabieraliśmy kocyki i biesiadowaliśmy do obiadu. Dzieci znakomicie bawiły się na placu zabaw obok. W tym roku, już w ramach Sąsiadek, zorganizowałyśmy na Soła-czu pikniki otwarte i dzięki temu mamy nowych, sympatycznych znajomych.

- Najlepszy w takim śniadaniu jest element niespodzianki, bo nigdy nie wiadomo, co będzie na stole, czy raczej na kocu, a do tego, w jakim wspaniałym towarzystwie będziemy jedli - opowiada Sąsiadka Anna. - Nagle okazało się, że zaczęli pojawić się także inni np. dawno nie- widziany kuzyn z rodziną, z którym dotychczas widywaliśmy się przy tzw. "okazji", które ludzie coraz mniej chętnie celebrują, a szkoda. Bo spotkać się można też bez okazji, jak i bez wielkich wydatków. Niedziela przedpołudniem to dziwny czas, kiedy nie bardzo wiemy, co mamy robić. A my chcemy spędzać go w interesujący sposób.

Pomysł na założenie klubu spotkań powstał tak naprawdę 14 lutego. Była to tylko idea, która nagle przyszła paniom do głowy, bliscy patrzyli na przygotowania sceptycznie. One jednak się zaparły i już miesiąc później podpisywały umowę wynajmu mieszkania na starych Jeżycach, w kamienicy z duszą, niedaleko Zaułka Krystyny Feldman. A 4 maja nastąpiło huczne otwarcie Sąsiadek.

Kiedy już okazało się, że te plany się urzeczywistniają i nadszedł czas bardzo konkretnych działań, dziewczynom bardzo pomogli ich mężczyźni. Po prostu chwycili narzędzia i rozpoczął się remont. Malowali, przyklejali wykańczali.

"Każda z nas jest zupełnie inna, w różny sposób spędzamy czas wolny, każdą coś innego kręci, i każda jest w czymś innym dobra, ale łączą nas: radość ze wspólnego spędzania czasu, nieodparta chęć zajmowania się tym, co się lubi, wielka chęć przekonania ludzi do zwolnienia tempa życia i zachęcenia do większej otwartości. Niedawno zdecydowałyśmy, że stworzymy magiczne miejsce dla siebie, naszych przyjaciół, krewnych, przyszłych i obecnych znajomych" - napisały na swojej stronie i takie miejsce tworzą.

- Nie chcemy, żeby był to zwykły klub, gdzie odbywają się tylko warsztaty dla dzieci - dodają. - Chcemy, by ludzie u nas ze sobą spędzali czas, a przede wszystkim rozmawiali i spotykali się. Stąd też pomysł na to, aby można tu było urządzać kameralne imieniny czy urodziny, tak jak to było przed laty w naszych domach. Chcemy przywrócić tradycję wspólnego biesiadowania, opowieści, wspominek i plotek, a także łączenia pokoleń, kiedy to wnuki z zapartym tchem słuchali historii dziadka.

Sąsiadki organizują też wspólne śniadania.

- Ze śniadaniami to przypadek - śmieje się pani Anna. - Kupiłam zwykły chleb w piekarni, która za mną przywędrowała z Winograd, tak świeży i pachnący, że postanowiłam podzielić się nim z innymi i zorganizować u Sąsiadek takie śniadania na wzór sołackich. Teraz jest moda na odchudzanie, ludzie jedzą ciemne pieczywo, a my wracamy do pochwały prostoty: świeżego chleba pszennego z masłem i np. pomidorem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski