W czwartek zeznawało kilku świadków. Najdłużej trwało przesłuchanie byłego dziennikarza, w latach 90. redaktora naczelnego tygodnika „Poznaniak”. Potem został korespondentem wojennym, obecnie jest profesorem na wojskowej uczelni w Warszawie.
Prokuratura zażądała w czwartek, by zeznawał po złożeniu przyrzeczenia, że będzie mówił prawdę. Śledczy nieoficjalnie twierdzą, że ten świadek prawdopodobnie nadal czegoś lub kogoś się boi i nie mówi wszystkiego, o czym wie.
Czytaj też: Kim jest Marek Z., właściciela wydawnictwa odpowiadającego za tygodnik "Poznaniak"?
Były dziennikarz to osoba, która ma posiadać olbrzymią wiedzę o sprawie Ziętary. Gdy przed rozprawą chcieliśmy umówić się z nim na spotkanie, odmówił. A swoje czwartkowe przesłuchanie w poznańskim sądzie zaczął od stwierdzenia, że nie ma nic do dodania poza tym, co wcześniej zeznał.
- Jest pan inteligentny, proszę najpierw powiedzieć, co pan pamięta – stwierdziła sędzia Joanna Rucińska.
Po chwili okazało się, że pamięta całkiem sporo. Poznał Jarosława Ziętarę przed jego zniknięciem. Opowiadał o późniejszych rozmowach z jego ojcem i innych zdarzeniach związanych z poszukiwaniami zaginionego dziennikarza.
Wątek fałszywego radiowozu
Świadek, obecnie wykładowca, w latach 90. był redaktorem naczelnym tygodnika „Poznaniak”. Było ono kontrolowane przez firmę Elektromis, na terenie której, zdaniem śledczych, był przetrzymywany Jarosław Ziętara. Właścicielem wydawnictwa zajmującego się „Poznaniakiem” był Marek Z. z Elektromisu, zamieszany potem w różne przestępstwa i przez pewien czas... świadek incognito w sprawie Ziętary.
Marek Z., gdy jeszcze współpracował z prokuraturą, w 2013 roku zeznał, że szef „Poznaniaka” odszedł, bo „wiedział, co Gawronik zrobił w sprawie Ziętary”. Tymczasem były redaktor naczelny „Poznaniaka” twierdził w czwartek, że z Markiem Z. nie miał żadnych bliższych kontaktów. Zaprzeczył jego zeznaniom o przyczynach swojego odejścia z pracy.
Zapewniał jednocześnie, że sam przez lata angażował się w wyjaśnianie sprawy Jarosława Ziętary. Ale jak wynikało z zeznań składanych przez niego na przestrzeni lat, dopiero na ostatnim przesłuchaniu, w styczniu 2018 roku, powiedział śledczym, że po Ziętarę w 1992 roku miał podjechać fałszywy radiowóz. Wskazywał, że to nie była jednoźródłowa informacja. Te zeznania złożył w osobnym śledztwie dotyczącym dwóch ochroniarzy z Elektromisu, którzy niedawno zostali oskarżeni o porwanie Ziętary. Właśnie oni mieli poruszać się fałszywym radiowozem.
Dlaczego były szef „Poznaniaka” nie zeznał o fałszywym radiowozie znacznie wcześniej, już w latach 90.? Były dziennikarz najpierw stwierdził, że nie pamięta. Potem powiedział, że hańbą jest, że sprawa Ziętary była niewyjaśniona. Przyznał, że po zniknięciu Ziętary, gdy zajmował się jego sprawą, dostawał groźby.
Zeznał również, że poznał osobiście twórcę Elektromisu Mariusza Ś. Czy rozmawiał z nim o zniknięciu Ziętary? Były dziennikarz stwierdził, że tego nie pamięta. Na część pytań odpowiadał po dłuższym zastanowieniu. Na zakończenie swojego przesłuchania, mimo luk w pamięci, dziękował wymiarowi sprawiedliwości za wyjaśnienia sprawy Jarosława Ziętary.
Wielki przemyt spirytusu do Polski
W czwartek przesłuchano również krakowskiego dziennikarza Piotra Litkę. W przeszłości pisał o sprawie Ziętary w kontekście oskarżonego Aleksandra Gawronika. Piotr Litka zeznawał, że w niedawno w amerykańskim archiwum dotarł do dokumentów na temat poznańskiej firmy Elektromis. Dokumenty zostały przekazane przez byłego rzecznika rządu Jerzego Urbana. Wskazywały, że pod koniec 1989 roku do Polski trafiło 800 tysięcy litrów spirytusu, za który nie zapłacono podatku. W proceder miała być zaangażowana firma Elektromis.
Zeznania krakowskiego dziennikarza wpisują się w tezę prokuratury, która wskazuje, że Ziętara interesował się „poznańską szarą strefą” i został porwany po naradzie w firmie Elektromis. Miał bowiem dowiedzieć się o wielkim przemycie w tej spółce.
Kolejnym świadkiem przesłuchanym w czwartek był dawny funkcjonariusz poznańskiego UOP. Czekał kilka godzin na złożenie zeznań, po czym okazało się, że ma niewiele do powiedzenia. Stwierdził, że kiedyś usłyszał, że „Ziętara dostał betonowe buty od Elektromisu”. Ale nie był w stanie powiedzieć nic więcej na ten temat, stwierdził, że może to były plotki.
Kolejna rozprawa przeciwko Aleksandrowi Gawronikowi odbędzie się w grudniu. Były senator nie przyznaje do podżegania do zabójstwa dziennikarza. Tymczasem w styczniu ruszy osobny proces dwóch byłych ochroniarzy Elektromisu. Są oskarżeni o porwanie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza. Również oni nie przyznają się do winy.
W czwartek sąd chciał przesłuchać kolejnego byłego funkcjonariusza UOP. To osoba, która twierdzi, że śledziła Ziętarę na tajne zlecenie firmy Elektromis. Ten świadek w czwartek nie pojawił się w sądzie. Wiemy jednak, co ma do powiedzenia - rozmowa z nim w piątkowym "Głosie Wielkopolskim". Ujawnimy nowe, nieznane informacje dotyczące sprawy Jarosława Ziętary.
Zobacz także:
POLECAMY:
Ruszył proces ws. zabójstwa J. Ziętary. A. Gawronik: Ja tego człowieka na oczy nie widziałem:
Źródło: TVN24
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?