Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Postęp dokonuje się wciąż. Również w kitowaniu

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Mówią, że postęp rozjaśnia mroki. Ale zawsze, zawsze będą istniały istoty, które nie chcą nic kupić. I my jesteśmy od tego, żeby im przyłomotać*.

Mogę się założyć, że takie zawołania bojowe skandują handlowcy na zjazdach. Temat przewodni: Jak nakłonić człowieka, który nie gotuje, aby nabył drogą kupna piąty zestaw garnków indukcyjnych. Jak przekonać Eskimosa, żeby kupił lodówkę. Analfabetę do prenumeraty Encyklopedii Britannica.

Dawno, dawno temu, gdy byłem piękny i młody (czyt.: znośny i młody) uznałem, że czas dorobić. W gazecie ogłoszenie: Hurtownia książek zatrudni magazyniera. Doświadczenie niewymagane. Poszedłem. Troszkę mnie tknęło, kiedy w ramach dnia próbnego zostałem zapakowany do usportowionej wersji fiata cinquecento wraz z kierowcą odzianym w najnowszy krzyk mody. Marynarkę w kolorze oczowypalającym plus równie pstrokaty krawat, plus lakierki ultrabłysk i białe skarpetki (tak go widzę we wspomnieniach). Przez całą drogę – do pracy – rozwijał przede mną wizję kariery zawodowej, jaka czeka mnie, jeśli pójdę w jego ślady.

Magazynier, myślę sobie, to musi być niezła fucha. Myślenie skończyło się w zapadłej wsi, gdzie mentor wyciągnął mnie z auta, dobył zestaw albumów o niczym i waląc w drzwi najbliższej chaty, rozpoczął proces wciskania ludziom książek niezbędnych do życia, w cenie adekwatnej (razy trzy). Przekolędowaliśmy tak bodaj z pięć wsi. W ramach atrakcji supersprzedawca zaciągnął mnie nawet do burdelu. Niestety, mimo przekonujących argumentów, że oto kulturę w drzwi te niesie, mój bóg handlu nie zdołał skłonić rosłego odźwiernego, żeby wpuścił nas bez opłaty wstępnej (równowartość albumu, ale widoki potencjalnie ciekawsze). Wszystkiego razem sprzedaliśmy bodaj album jeden. Co i tak stało się powodem do bicia w dzwon, gdy wróciliśmy do „centrali”. Inni sprzedali mniej.

Mój miły przewodnik, tym razem dla odmiany, musiał przybrać minę jaką ja reprezentowałem przez cały ten dzień. Taki miszmasz kogoś kto zobaczył właśnie Elvisa, z kimś kto kupił te albumy. Jak ja mogłem nie przyjąć tej posady? No jak???

Minęły lata, patrzę i oczom nie wierzę. Handlowiec, wypisz wymaluj ten sam, tylko marynarkę i skarpetki zmienił, wciska ludziom garnki co to same jedzenie zdobyć potrafią. Płacze, rzuca się po scenie, opowiada o badaniach naukowych, objawieniach. Jakby tym biednym staruszkom powiedział, że te garnki Jan Paweł II pobłogosławił, Violetta Villas w nich gotowała, a sam ojciec dyrektor zmywał – też by uwierzyli. Ot i postęp.

* Przyznaję bez bicia: zaczerpnąłem skądś i leciutko przerobiłem. Autor oryginału o ździebko odmiennej specjalizacji zawodowej pisał, ale co najmniej równie skutecznej. Kto zgadnie skąd to?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski