Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poważne kłopoty, bo sprzedaż kamienicy była pozorna?

Łukasz Cieśla
Czesław Jarnut: - Ta historia nas dobiła. Żyjemy dzięki pomocy przyjaciół i znajomego proboszcza.
Czesław Jarnut: - Ta historia nas dobiła. Żyjemy dzięki pomocy przyjaciół i znajomego proboszcza.
Przedsiębiorca z Poznania szukając sposobu na uratowanie podupadającej firmy, wpadł z deszczu pod rynnę. Dobić miała go "pożyczka" u pewnego biznesmena, wskutek której stracił resztę majątku. Od lat prosi o pomoc prokuraturę, ale ta nie widzi przestępstwa.

Czytaj także:
Afera gruntowa: Notariusz mataczył w śledztwie?
Doradca Mariusz T. i poznańska notariusz zatrzymani!

Podupadłym przedsiębiorcą jest poznaniak Czesław Jarnut. Miał dobrze prosperującą firmę zajmującą się m.in. sprzedażą stali nierdzewnej. Zarabiał na tyle dobrze, że wraz z żoną kupił kamienicę u zbiegu ul. Zielonej z placem Bernardyńskim. Jednak krótko potem zaczęły się kłopoty.

Jarnut opowiada, że kilka znanych firm nie zapłaciło mu za towar. Nie miał za co prowadzić firmy oraz spłacać zaciągniętych kredytów. Pojawił się komornik. Chcąc ratować firmę, postanowił sprzedać poszczególne części kamienicy. To wtedy biuro nieruchomości, które pośredniczyło w sprzedaży, skojarzyło go z biznesmenem Remigiuszem L.

Ten kupił część kamienicy. Na początku 2003 r., jak twierdzi Jarnut, poprosił Remigiusza L. o pomoc, czyli o "pożyczkę" pod zastaw pozostałej części domu. Cudzysłów nie jest przypadkowy, bo obaj panowie nie zawarli u notariusza umowy pożyczki, lecz przedwstępną umowę sprzedaży nieruchomości. Zgodnie z aktem, ostateczna umowa sprzedaży miała być zawarta 30 kwietnia 2003 r. W akcie notarialnym napisano, co miało być zabezpieczeniem dla Jarnuta, że jeśli dzień wcześniej odda pieniądze, to zachowa część kamienicy.

- Nie chciałem zgodzić się na taką fikcyjną sprzedaż, bo wolałem, żeby było jasno napisane, że to pożyczka - zaznacza Jarnut. - Ale Remigiusz L. powiedział, że przystanie jedynie na umowę kupna-sprzedaży. Pani notariusz stwierdziła, że skoro on, jako jej klient, tak chce, to tak ma być. A ja pilnie potrzebowałem pieniędzy.

W dokumencie napisano, że cztery mieszkania sprzedano za 113 tys. zł. Jarnut podkreśla, że to fikcyjna kwota, bo z małżonką dostali łącznie 63 tys. zł.

Minął niewiele ponad miesiąc od podpisania aktu notarialnego. Była końcówka kwietnia 2003 r. Jak wspomina Jarnut, mając świadomość, że za chwilę minie termin zwrotu pieniędzy, prosił Remigiusza L. o spotkanie. Nagrywał na dyktafon telefoniczne rozmowy z "pożyczkodawcą".

Ze stenogramów rozmów - sąd nie podważał ich wiarygodności - wynika, że prosił Remigiusza L. o kilka dni zwłoki. Chciał zorganizować pieniądze. Jarnut prowadził te rozmowy m.in. 29 kwietnia 2003 r., czyli w dniu, kiedy powinien zwrócić pieniądze, by odzyskać kamienicę. Przedsiębiorca przekonuje, że efekt negocjacji był taki, że L. nie chciał zwrotu pieniędzy.
- Tego samego dnia poszedłem do dwóch notariuszy i złożyłem oświadczenia, że akt notarialny był pozorny i nieważny, bo nie chodziło w nim o sprzedaż, lecz o pożyczkę. Wskazaliśmy też, że L. odmówił przyjęcia pieniędzy - mówi Czesław Jarnut.

Co było dalej? Remigiusz L., mając stosowne pełnomocnictwo, szybko zawarł umowę sam z sobą i ostatecznie nabył mieszkania w zabytkowej kamienicy.

Jarnut wystąpił z kolei do sądu o unieważnienie umowy podpisanej z Remigiuszem L. W sądzie przedstawił świadka, który zeznał, że zamierzał pożyczyć im pieniądze na spłatę "pożyczki" od Remigiusza L. Plan był taki, jak zeznał świadek Edward S., że wszystkie zainteresowane strony miały spotkać się u notariusza. Jarnut oddałby pieniądze Remigiuszowi L., odzyskałby część kamienicy i od razu na jej hipotekę wpisałby się Edward S.

- Edward S. to uczciwa osoba i wiedziałem, że nie będzie czyhał na przejęcie mojego domu - tłumaczy Czesław Jarnut.

Ale pomysł nie wypalił, bo Remigiusz L. nie zjawił się u notariusza. Potem w sądzie tłumaczył, że akt notarialny nie był pozorny i nie dotyczył pożyczki, lecz sprzedaży. Ale przyznał, że Jarnut rzeczywiście proponował oddanie pieniędzy.

- Nie wyraziłem jednak na to zgody - stwierdził Remigiusz L.

Jarnut prawomocnie przegrał w sądzie. Sąd uznał, że nie ma jednoznacznych dowodów, by umowa była pozorna i chodziło o pożyczkę, a nie o sprzedaż.

Remigiusz L. w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" stwierdził, że sprawę rozstrzygnął sąd i nie ma już o czym rozmawiać. Dodał, że Jarnut jest nieuczciwy i nie przekazuje wszystkich informacji. Po chwili się rozłączył. Jeszcze mniej rozmowny był radca prawny Andrzej Koralewski, który w sądzie reprezentował pana L. Mecenas stwierdził, że nie pamięta sprawy i nie przypomni sobie jej okoliczności. Prawomocny wyrok zapadł w listopadzie 2008 roku.

Czesław Jarnut jest oburzony słowami mecenasa, że nie pamięta sprawy. Przesłał nam pismo, z którego wynika, że prawnik w tym roku reprezentował wspólnotę mieszkaniową w sporze z Jarnutem o zapłatę. Mecenas Koralewski twierdzi, że i tej sprawy nie kojarzy.

Prokuratura, której poskarżył się Jarnut, podobnie jak sąd nie podzieliła jego zastrzeżeń. Wszystkie zawiadomienia kończą się umorzeniem albo odmową wszczęcia śledztwa.
Czesław Jarnut ma olbrzymi żal do poznańskiej prokuratury. Przekonuje, że jego sprawa jest bardzo podobna do głośnej historii doradcy finansowego Mariusza T. On jest podejrzewany o oszukanie na nieruchomościach kilkudziesięciu osób, z którymi miał zawrzeć pozorne akty notarialne. Oficjalnie dotyczyły sprzedaży nieruchomości, nieoficjalnie pożyczki.

- Te sprawy są różne, nie można ich porównywać - uważa Magdalena Mazur-Prus, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej. - Sprawę pana Jarnuta sprawdzało kilku prokuratorów oraz sąd. Nie dopatrzono się przestępstwa w działaniach pana L. Stwierdzono też, że nawet przy jego niechęci do przyjęcia pieniędzy, pan Jarnut mógł mu je przekazać. Np. poprzez wpłacenie do depozytu sądowego. Ale tego nie zrobił - dodaje.

Przedsiębiorca komentuje, że goniły go terminy, miał bardzo mało czasu na oddanie pieniędzy, a depozytu nie da się załatwić "od ręki". Potwierdzają to niezwiązani ze sprawą prawnicy. Jak mówią, ustanowienie depozytu w sądzie trwa ok. kilku tygodni.

Czesław Jarnut wraz z żoną do dziś mieszka w kamienicy. Pozostali właścicielami jednego mieszkania. Nie mają bieżącej wody. Została im odcięta po tym, jak odmówili płacenia czynszu nowemu właścicielowi. Jarnut donosi wodę z pompy ulicznej. Remigiusz L. nadal działa w biznesie. Jego nazwisko pojawia się w kontekście różnych firm z branży nieruchomości.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski