Jedną z osób, które złoszczą się na ledowe reklamy w mieście, jest Ewa Cierniewska, mieszkanka Grunwaldu.
- Od czasu, gdy dwa miesiące temu na ścianie budynku obok zamontowano świetlną tablicę reklamę, nasze życie zmieniło się w koszmar - skarży się Ewa Cierniewska. - Mieszkam w budynku przy ulicy Matejki i moje okna wychodzą wprost na tę reklamę. Mimo podwójnych zasłon, od rana do wieczora pokój rozświetlany jest przez intensywne błyski - dodaje.
Mąż naszej czytelniczki, cierpiący na epilepsję tę sytuację znosi jeszcze gorzej. Jego lekarz neurolog ostrzega, że świetlna feeria barw nie pozostanie bez wpływu na jego zdrowie.
- W nocy, kiedy ekran nie emituje reklam, wcale nie jest lepiej - dodaje nasza czytelniczka. - Bo nadal intensywnie świeci.
Z takimi sytuacjami chce walczyć Paweł Łukaszewski, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego. Rozmawiał z profesorami Politechniki Poznańskiej, którzy mogliby mierzyć natężenie światła "bijącego" od ledów. Okazało się to jednak za drogie (na zbadanie jednej reklamy inspektor musiałby płacić tysiąc złotych).
- Dlatego zdecydowałem się na zakup urządzenia do pomiarów. To koszt około 2 tysięcy złotych. Do tego trzeba doliczyć szkolenia pracowników - opowiada Łukaszewski. I dodaje: - Ponieważ sami nie dysponujemy odpowiednim budżetem, zwróciliśmy się o pomoc do inspektora wojewódzkiego.
I ten pieniądze przyznał. Tym bardziej, że Poznań będzie się dzielił urządzeniem z innymi wielkopolskimi miastami, które również borykają się z problemem ledowych tablic .
Kontrole najpierw obejmą tablice, które utrudniają życie mieszkańcom (podobne do tych, która świeci w okna pani Ewy). Jeśli będą świeciły za jasno, inspektor wyda decyzję o ich likwidacji.
Dotychczas udało się to w czterech przypadkach.
- Na ulicach Półwiejskiej, Gronowej, Krzywoustego i Jana Pawła II - opowiada Paweł Łukaszewski. - Nie sprawdzaliśmy ich jednak pod względem jasności świecenia, a legalności ustawienia. I okazało się, że zostały postawione bez odpowiednich pozwoleń - wyjaśnia.
W stosunku do dwóch kolejnych tablic inspektor wydał już nakaz rozbiórki (na ulicy Święty Marcin i przy AWF). Procedura jeszcze się nie zakończyła.
Problem może się pojawić w przypadku "ledów" oślepiających nie mieszkańców, a kierowców. Tu nadzór budowlany będzie miał niewiele do powiedzenia. Może jedynie sprawdzić, czy zostały ustawione legalnie. Nie oznacza to jednak, że kierowcy są skazani na światło "bijące" prosto w oczy.
- Współpracujemy z drogowcami i radnymi z komisji bezpieczeństwa. Stale monitorujemy problem tablic ledowych - zapewnia Józef Klimczewski, naczelnik poznańskiej drogówki. - Mamy wiele możliwości działania, udało nam się zaangażować kilka instytucji. Kierowcy mogą być spokojni. Nie będą oślepiani przez reklamy - zapowiada.
Każdy, kto chce ustawić reklamę w pasie drogowym, musi uzyskać wiele pozwoleń (od zarządcy drogi czy choćby nadzoru budowlanego). A zanim zostaną wydane, urzędnicy sprawdzają na przykład intensywność świecenia. Można więc wnioskować, że większość z tych oślepiających stoi nielegalnie.
- Ważne, by kierowcy informowali nas o takich reklamach. A my się już nimi zajmiemy - zapowiada Klimczewski.
W Poznaniu pod kontrolą są nie tylko reklamy ledowe, ale też te tradycyjne. Od początku 2009 roku nadzorowi budowlanemu udało się doprowadzić do zdemontowania około 30 z nich (w przypadkach, gdy zasłaniały widoczność czy zdecydowanie szpeciły krajobraz).
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?