Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Chorują na raka na uczelni. Tajemnicze przyczyny

Redakcja
Budynek Centrum Kultury Fizycznej Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu oddano do użytku w 2008 r.
Budynek Centrum Kultury Fizycznej Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu oddano do użytku w 2008 r. Waldemar Wylegalski
Troje pracowników Centrum Kultury Fizycznej Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu zachorowało na raka. Po zamieszaniu wśród kadry uczelnia postanowiła sprawdzić, czy ta sytuacja może mieć związek z miejscem pracy. I choć zdaniem władz centrum nie potwierdzają tego żadne badania, w budynku przy ul. Dojazd w Poznaniu zostaną zamontowane odpromienniki żył wodnych.

Budynek Centrum Kultury Fizycznej (siedziba Studium Wychowania Fizycznego) przy ul. Dojazd - malowniczym zakątku Sołacza - został oddany do użytku w 2008 r. O jego powstanie pracownicy studium zabiegali przez lata. I w planach mają stworzenie całego kompleksu sportowego.

Niebawem w sąsiedztwie zostanie też otwarte BioCentrum - nowoczesny obiekt dydaktyczny Uniwersytetu Przyrodniczego. Wśród pracowników pojawiły się jednak wątpliwości, czy to miejsce jest na pewno bezpieczne dla ich zdrowia. Dlaczego? Rok temu jeden z nich zachorował na raka. W maju 2011 roku nowotwór zdiagnozowano u drugiej osoby. A w sierpniu stwierdzono trzeci przypadek.

PRZECZYTAJ TAKŻE:
Oni już policzyli się z rakiem [FILM]
Policzmy się z rakiem
Rak wcześnie wykryty to życie

W centrum zapanowała nerwowa atmosfera. Szybko pojawiły się spekulacje co do przyczyny wystąpienia nowotworów w bliskich odstępach czasu. Wskazywano, że powodem może być lokalizacja albo sam budynek. By uspokoić sytuację, na początku roku akademickiego władze CKF zleciły przeprowadzenie specjalistycznych badań.

- Nasi specjaliści sprawdzali obiekt pod względem występowania czynników niebezpiecznych dla zdrowia, które mogą być wydzielane przez materiały budowlane, urządzenia i elementy wyposażenia - tłumaczy Ewelina Suska, rzecznik wielkopolskiego sanepidu. - I nie stwierdzili żadnych przekroczeń dopuszczalnych stężeń ani występowania czynników zewnętrznych.

Pozytywne są też wyniki corocznych kontroli powiatowego sanepidu. - Nigdy nie stwierdziliśmy żadnych nieprawidłowości, nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń do warunków pracy, czystości czy np. mikroklimatu - mówi Cyryla Staszewska, rzecznik PSSE. - Poza tym, zanim budynek zostanie oddany do użytku, pozytywną opinię musi wydać nasz nadzór zapobiegawczo-sanitarny. Tak też było w tym przypadku.

Jednak, mimo pozytywnych wyników testów, w centrum pojawił się radiesteta - osoba, która za pomocą różdżki lub wahadła sprawdza występowanie żył wodnych. - Budynek znajduje się na terenie działkowym, poza tym przy dawnym kompleksie wojskowym - mówi Piotr Jur, p.o. kierownika centrum. - Postanowiliśmy więc sprawdzić każdą wątpliwość, by uspokoić sytuację. Radiesteta stwierdził występowanie żył wodnych, które mogą promieniować. Ale sam przyznał, że żyły wodne występują w wielu miejscach. Nie ma jednak żadnych dowodów, że mają one związek z chorobą pracowników.

Piotr Jur dodaje, że w tej sprawie radził się także lekarza. I miał od niego usłyszeć, że zdiag-nozowanie raka w krótkich odstępach czasu u dwóch osób to czysty przypadek. Jak się jednak okazuje, taka argumentacja nie do wszystkich pracowników CKF przemówiła. Część z nich zaopatrzyła się nawet w tak zwane odpromienniki, które mają niwelować negatywny wpływ żył wodnych.

- Odpromienniki zapewniają nam komfort psychiczny. Nie ma jednak żadnych wskazań medycznych do ich noszenia - zapewnia Ewelina Radtke, pracownica placówki. - Ich zakup był naszą prywatna inicjatywą - dodaje Radtke.

Inni przyznają, że kupili odpromienniki z obawy o swoje zdrowie. - Na początku, gdy dowiedziałam się o chorobie kolegów, byłam lekko przestraszona - wyznaje Julia Samulczyk, instruktorka wychowania fizycznego, która była jedną z inicjatorek podjęcia przez kierownictwo centrum działań wyjaśniających sytuację. - Kiedy po badaniach radiestety okazało się, że w budynku jest duże nagromadzenie żył wodnych, postanowiłam kupić odpromiennik, by mieć pewność, że jestem zupełnie bezpieczna w pracy.

Okazuje się, że "psychozie strachu" uległa też sama uczelnia. Kierownictwo CKF zdecydowało się bowiem umieścić przy centrum odpromienniki. Ale wciąż podkreśla, że to tylko zabieg "uspokajający".
- Skoro przy okazji wykryliśmy coś, co może źle wpływać na samopoczucie człowieka, to chcemy to usunąć - tłumaczy "Głosowi Wielkopolskiemu" Piotr Jur. - Taki odpromiennik to zatopione w cemencie i wkopane w ziemię dwie bańki oleju plus drut miedziany. Tak robi się na całym świecie.

Troje chorych o sprawie nie chce rozmawiać. Kierownik CKF przekonuje jednak, że żadna z tych osób nie wiąże swojej choroby z miejscem pracy. Sam też uważa to wyłącznie za smutny zbieg okoliczności. Ale w budynku przy ul. Dojazd i tak niebawem zostaną umieszczone od-promienniki.

Paulina Jęczmionka, Mateusz Ludewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski