MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Namaluję kota cyborga i stado wilków

Danuta Kuleszyńska
Stanisław Kutek ma 28 lat, z wykształcenia jest cukiernikiem. Kawaler, bezrobotny. Lubi słuchać dobrej muzyki: od Chopina po heavy metal.
Stanisław Kutek ma 28 lat, z wykształcenia jest cukiernikiem. Kawaler, bezrobotny. Lubi słuchać dobrej muzyki: od Chopina po heavy metal. Fot. Mariusz Kapała
Rozmowa ze Stanisaławem Kutkiem, grafficiarzem z Bożnowa

- Ludzie gadają, że jest pan nawiedzonym oszołomem.
- Na tej wsi zawsze byłem oszołomem. Ale widzę, że pomału to negatywne nastawienie zmienia się. Jak zobaczyli, że pomalowałem mur na podwórku, że to nawet ładnie wygląda i że inni podziwiają moje dzieło, to inaczej zaczęli na mnie patrzeć.

- Czyli jak?
- No... dobrze jestem teraz od
bierany... Patrzą na mnie bardziej jak na artystę, niż na oszołoma. Już nie krytykują, nie pukają w głowę.

- Może chcą, żeby pan im stodoły i obory pokolorował? Żeby było weselej.
- Jeszcze nie chcą, ale myślę, że z czasem będą chcieli. Bo do tego trzeba dojrzeć, no i odrobina odwagi też jest potrzebna. Ludzie muszą zmienić mentalność. Muszą się przekonać, że życie wśród barw jest ciekawsze, że nastraja lepiej do świata. Wystarczająco dużo szarości jest wokół nas i ja chciałbym to zmienić. Na razie tylko koledzy chcą , żebym im mieszkania pomalował w graffiti. A wieś stoi z boku i wszystkiemu się przygląda.

- Zaczyna pan zmieniać Bożnów od własnego podwórka. Co przedstawia ten obraz na murze?
- To jest Armagedon. Jak patrzę na to wszystko co się dzieje na świecie, to tylko takie myśli do głowy przychodzą. Namalowałem walkę uczciwych potworów z nieuczciwymi ludźmi. U mnie jest odwrotnie: potwór symbolizuje dobro, zły jest człowiek. Stare smoki to najbardziej dumne stworzenia. Jeśli człowiek przejdzie do anarchii, obudzą się mityczne stwory, będzie totalna rozwałka.

- Ma pan jeszcze do pomalowania kolejne ściany.
- Elewację całego domu pomaluję. Tata mnie do tego zachęca. Będą to piękne zwierzęta, kwiaty, drzewa... taki rajski pejzaż. Na tym murze, co się dopiero stawia, będzie stado niebieskich wilków na czarnym tle. One będą przyjazne dla ludzi. Z kolei na garażu pójdę w biomechanikę, czyli na przykład namaluję kota cyborga. Myślę jeszcze, żeby zrobić miasto z góry, taki podświetlany trójwymiar, goła przestrzeń, jakby człowiek wisiał nad miastem i widział wszystko z góry...

- Skąd w panu taki talent do malowania?
- Po tacie odziedziczyłem. Stary góral-rzeźbiarz z niego. Jak byłem mały zawsze patrzyłem jak w tych swoich rzeźbach dłubał. Ale ja od dłuta wolałem kredki i pędzel, więc malowałem. A zacząłem od ścian w moim pokoju. Najpierw to były takie dziecięce bazgroły, a potem obrazy. Wdzięczny jestem rodzicom, bo mi na to pozwalali, nigdy złego słowa od nich nie słyszałem, że brudzę ściany, bazgrolę czy coś w tym stylu. Im się to nawet bardzo podobało. Przez jakiś czas należałem do kółka plastycznego z żagańskim pałacu.

- To dlaczego zamiast szkoły plastycznej wybrał pan zawód cukiernika?
- Z biedy. Rodziców nie stać było na posłanie mnie do plastyka. Mam jeszcze dwóch braci i siostrę i każdy chciał się gdzieś kształcić.

- Pierwsze graffiti kiedy pan stworzył?
- Na ścianie w moim pokoju. Był to wielki orzeł. Chodziłem wówczas do czwartej klasy podstawówki.

- A w wojsku to pewnie chusty pan wszystkim malował?
- Tak było. Parę takich chust zabrałem ze sobą.

- Zwykle jednak wyżywa się pan na ścianach?
- Uwielbiam to. Do niedawna malowałem gdziekolwiek się dało. I oczywiście nocami, bo graffiti jest nielegalne. Brałem w czapkę dwie latareczki, spraja i w drogę. Nocą malowało się szybko, w strachu, żeby nie złapali. A ta adrenalina wciągała jak narkotyk. Bo to był też taki wyścig. Na szczęście ukrywałem się dobrze, nigdy mnie nie złapali.

Po co pan to robił?
- Żeby coś innego pokazać, coś zrobić. To był taki bunt...

- Przeciwko komu się pan buntował?
- Przeciwko życiu. Żeby nie było takie szare. Jak znajomym mówiłem, że to czy tamto graffiti jest moim dziełem, to mi nie wierzyli, że tak pięknie potrafię malować. Teraz już nie kombinuję nocami. Mam gdzie się wyżywać. I nawet na tym zarabiam. Bo moje graffiti spodobało się Niemcom. Od stycznia do marca siedzę w dawnym "dedeerze" i maluję karuzele. Kończy się sezon, karuzele zjeżdżają do bazy, a ja zjeżdżam na karuzele. Stałem się czołowym gaficiarzem wschodnich Niemiec (śmiech). Ostatnio wymalowałem całego Disney'a, wszystkie postacie.

- Można z tego wyżyć?
- Ciężko jest, bo zarabiam tylko przez trzy miesiące w roku. A żyć trzeba przez cały rok. Ale ostatnio wpadłem na pomysł, żeby swoje graffiti zalegalizować. Wezmę jakąś pożyczkę, założę firmę i będę jeździł od dyskoteki do dyskoteki, żeby je pięknie malować. Bo te wszystkie danc budy są okropnie brzydkie, a ja mogę to zmienić. Myślę, że pomysł jest niezły. Muszę tylko to wszystko ogarnąć, napisać jakiś biznes plan i ruszyć do przodu. Kasę można dostać z Unii Europejskiej. Spróbuję.

- Dziękuję

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska